Social Icons

facebookgoogle plus

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Elizebeth C.D. Ezechiel

- Szczerze powiem, że nigdy nikomu się nie zwierzałam...
- Zawsze musi być ten pierwszy raz -Powiedział
- A niech będzie. - ,,Co mi tam! Wydaje się być spoko więc czemu nie?'' Pomyślała..
- Wiesz... Mój ojciec jest Hybrydą.. Pierwszą tak właściwie.. Ja byłam drugą..
Hym... Wiesz ja mam 2954 lata i tak właściwie to zawsze miałam go dla siebie...
No prawie bo jak miałam 170 lat to urodził się mój brat David, i wszystko było dobrze..
dopiero jak David skończył 1820 lat zaczęło się sypać ponieważ został zmieniony w kamień
przez Meduzę a ojciec się załamał.. I po prostu dał mi wolną rękę a sam skrył się na 1000 lat
w jakimś Klasztorze długo go szukałam bo ja nie wiedziałam gdzie był... Dopiero gdy minęło
1005 lat go spotkałam bo gdy przestałam go już szukać zaczęłam podróżować i on mnie szukał
5 lat.. Później 2 lata podróżowaliśmy razem, a ojciec chciał się ustabilizować i więc zgodziłam
się byśmy osiedlili się tu... Później on poszedł do Władcy i złożył podanie by zostać Kapłanem
i w ogóle nie ma dla mnie czasu... I czasem czuję się gorzej niż przez te 10 wieków bo mam
go przy sobie ale tak naprawdę w ogóle nie spędza ze mną czasu... - Skończyłam i popatrzyłąm
zmieszana na Ezechiel - Sorry.. Nie powinnam cie zamęczać moją historyjką pewnie masz
ciekawsze rzeczy do roboty.. - Westchnęłam - Może teraz ty powiesz mi coś na swój temat..?

< Ezechiel? >

Vako C.D. Heracim

- Spokojnie... - Powiedziałem - Nie. Nie jestem tu przejazdem ani nie jestem rasistą.
- Uśmiechnąłem się przyjaźnie - Po prostu rzadko przychodzę w takie miejsca..
No dobrze powiedzmy szczerze pierwszy raz tu przyszedłem...
- Czyli miejscowy tak..?
- Tak miejscowy. - I na chwilkę się zamyśliłęm
- A pan co robi?
- Słucham? - Powiedziałem - Przepraszam zamyśliłem się..
- Czym się pan zajmuje że pierwszy raz tu pan przyszedł? Ja jestem jak już wspominałem
Strażnikiem a pan?
- Mów mi Vako chłopcze. - Uśmiechnąłem się do niego - Ja jestem Kapłanem. - Powiedziałem.


< Heracim? Sorr brak weny twórczej xD>

Ezechiel CD Elizebeth

-Ezechiel. Miło poznać.- Odpowiedział Rakasasza, dosiadając się do młodej dziewczyny. Ta obserwowała go przez jakiś czas z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Odwróciła wzrok w chwili, gdy kelnerka niosąc kufel piwa. Położyła go na stole tuż przed nosem Elizabeth.
-Coś dla pana?- Spytała wyraźnie zmieszana. Ezechiel przez chwilę milczał, po czym uniósł wzrok i uśmiechnął się chłodno.
-Macie tu coś takiego jak wino?
-Oczywiście, że tak, proszę pana.- Kelnerka wyprostowała się, a w jej głosie słychać było oburzenie.- Już realizuję zamówienie.
Odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę baru. Mężczyzna uśmiechnął się lekko w stronę Elizabeth.
-Widzę, że jesteś czymś strapiona...?
Dziewczyna zasępiła się jeszcze bardziej i splotła ręce na piersi.
-Mój tata... czasami po prostu nie ma dla mnie zbyt wiele czasu.- Powiedziała w końcu. Ezechiel pokiwał głową, przygryzając wewnętrzną stronę policzka.
-Ojcowie tak mają.- Stwierdził bawiąc się rękawiczką.
-Też masz takie problemy?
-Nie.- Odparł szczerze. W tym momencie kelnerka zjawiła się niosąc na tacy kieliszek wypełniony ciemnoczerwonym płynem. Ezechiel wziął go, zanim kobieta zdążyła zareagować, przy okazji kładąc jej niepostrzeżenie kilka monet.
-Dlaczego?- Zapytała Elizabeth ze szczerą ciekawością. Mężczyzna wzruszył ramionami i przejechał palcem po krawędzi kieliszka.
-Nie miałem okazji.
Dziewczyna najwidoczniej czekała, aż rozwinie myśl.
-Dość o mnie. Dlaczego twój tata nie ma dla ciebie czasu?


<Elizebeth?>

sobota, 28 grudnia 2013

Severus CD Blair

Energicznym ruchem ręki zawróciłem wierzchowca, i zmusiłem go by stanął w miejscu. Rozejrzałem się. Ulica wydała mi się teraz świecić nieznośną pustką, a na samym jej środku stała lekko zdezorientowana dziewczyna. Poklepałam towarzysza po szyi, by się uspokoił, i dałem komendę by podszedł do nieznajomej.
-Przepraszam, chyba bym cię potrącił-powiedziałem niskim , charakterystycznym dla mnie głosem.
-Nic się nie stało-uśmiechnęła się podczas gdy ja zeskakiwałem z siodła.
-Severus Ime, miło mi- ukłoniłem się i zdjąłem nakrycie głowy.
-Blair Vanth-powiedziała serdecznym tonem.
-A więc, dokąd wybiera się tak młoda kobieta jak pani?-Znów założyłem mój kapelusz.

<Blair?>

Od Tify, Clouda i Reda XIII & całe królestwo

Nie miałam co robić, więc postanowiłam wybrać się na spacer do lasu. Tuż przy nim usłyszałam szelest w krzakach. Podeszłam do nich i rozsunęłam je. Leżał tam... Red.
- Co ty tu robisz? - spytałam
- Mógłbym cię zapytać o to samo - odpowiedział sennie - spałem tu
- Ja się nudzę, więc poszłam się przespacerować
Red przeciągnął się

- Idziesz ze mną? - spytała
- Czemu by nie - w końcu i tak nie mam co robić - odparł
Więc poszliśmy. Rozmawialiśmy przez chwilę, Red nawet upolował coś. Po chwili usłyszeliśmy za nami trzask. Potężne drzewo zwaliło się za nami. Usłyszałam znajomy głos:
- Przepraszam! - to był Cloud. A kogo innego można by było się spodziewać? - Nic wam nie jest?
- Na szczęście nie... - odpowiedziałam - idziesz z nami?
- Gdzie?
- Na spacerm
- Mogę iść, wreszcie coś do roboty będzie...
Więc szliśmy tak rozmawiając, aż usłyszeliśmy czyjś krzyk
- Pomocy! Ratunku!
- Kto to może być? - spytał Red
- Nie wiem, ale ma kłopoty! Chodźcie! - krzyknęłam. Pobiegliśmy w tamtą stronę

<Kto dokończy?>

Heracim CD Vako

-Heracim Jinate.. królewski strażnik.
 Z uśmiechem na twarzy podając rękę. Poprawiłem kaftan i dosiadłem się do znajomego już mężczyzny.

-Przepraszam ,że zapytam ,ale nie widywałem Pana tu zbyt często ,prawie w ogóle. Jest Pan tu przejezdny ?Czy to ze względu na rasę ? Wiem to aroganckie z mojej strony przepraszam.. 
Syknąłem szyderczo w moją stronę, drapiąc się winny po głowie.
-Proszę zignorować. 

Seung CD Claire

Dzień rozpoczął się monotonnie , tak jakby gdyby nic skierowałem się do progu karczmy . Wyciągnąwszy klucz otwarłem zamek drzwi karczemnych .Zarzuciłem swymi blond włosami , wziąłem głęboki oddech i założyłem na siebie odzianie kuchenne. Tkliwie i z rozmachem pielęgnowałem kufle , talerze i porcelanowe naczynia. Zauważając rozpoczynający się majestat wchodzący jeden za drugim do karczmy począłem pracować za ladą jak maszyna. 

Mogę przyznać ,że ta praca już tak mnie nie męczy , wręcz ją uwielbiam.. uwielbiam także ludzi przebywających ,chociaż różne gagatki się tutaj się pałętają. 

Nagle zauważyłem znajomą twarz ,która weszła do karczmy.Była to ta dziewczyna , Claire .. jak pamiętam ma na imię. Obsługując klientów , spoglądałem na nią .. choć niezbyt często.

Zirra Mortis & całe królestwo

Szłam jakąś ścieżką na terenie królestwa. Nagle poczułam że coś ociera mi się o nogę. Spojrzałam w dól i zobaczyłam czarnego kota. Kot kogoś mi przypominał.
-Magma? - zapytałam się kota. Kot spojrzał się do góry i miauknął. Wszędzie poznałabym te białe oczy. Przyjrzałam się Magmie, ale to był na pewno on. Magma skoczył na drzewo i ruszyliśmy, ja po ziemi a on po drzewach. Nagle zauważyłam kogoś.


<Ktosiu? ZEro weny... >

piątek, 27 grudnia 2013

Od Vako'na Do Heracim'a

Szedłem w stronę Karczmy - Musiałem się napić...
Miałem długą brązową szatę z kapturem który założyłem przed wejściem.
Usiadłem w rogu karczmy jak najdalej od tego pijanego tłumu, gdzie
po chwili podeszła do mnie kelnera
- Podać coś?
- Tak młoda panno, poproszę Kufel piwa
- Zaraz przyniosę - Uśmiechnęła się poszła...
Po chwili przyszła z Kuflem piwa
- Proszę
- Dziękuję - Odpowiedziałem zmyślony.. Z moich myśli wyrwał mnie dopiero
czyjeś słowa skierowane do mnie...
- Można się dosiąść? - Zapytał dość młody czarnowłosy facet.
- Ah.. Proszę siadać - Powiedziałem. Po namyśle postanowiłem się także
przedstawić - Jestem Vako DeMackor a ty? - Zapytałem

<Heracim? xD>

środa, 25 grudnia 2013

Od Elizabeth

Szłam powoli drużką zmierzając do lasu...
Strasznie mi się nudziło a ojciec znów nie miał dla mnie czasu.
Gdy weszłam do lasu usiadłam pod drzewem i rozmyślałam...
Po godzinie siedzenia i cieszenia się spokojem postanowiłam
wrócić.
Gdy szłam z powrotem myślałam nad tym jak tu można wyrwać
ojca by chodź chwilę spędził z nią trochę czasu.
Z takimi myślami skierowałam się do karczmy.
Zasiadłam w stoliku w rogu bo było to jedyne miejsce gdzie nie
było tak tłoczno. Gdy kelnerka podeszła zamówiłam kufel piwa,
i czekałam aż przyniesie..
- Można się dosiąść? - Usłyszałam czyjś głos..
- Yy... Tak proszę - Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko
do nieznajomego/nieznajomej - Elizabeth - Przedstawiłam się...

< Ktoś? ;>

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Powitajmy w krainie Entaal

җ Calthin Valdrigar җ



Imię:Calthin
Nazwisko:Valdrigar
Wiek:15
Data urodzin:22 grudzień
Rasa:Żywiołak powietrza
Klasa: muzyk/wojownik/zabójca
Rodzina:
Siostry: 1,2
Ranga: Śpiewaczka
Miejsce zamieszkania: kraina Entaal
Charakter: przyjazny dobry
Patron: diamentowego smoka
Historia:Mieszkam w Krainie Entaal. Mam dwie młodsze siostry, Tosya i Aintza, oraz matke Lare. Mieszkają one w Vinthaler. Moja historia zaczyna się w małym miasteczku nieopodal Krainy Entaal. Wtedy mieszkaliśmy wszyscy razem, oraz wtedy żył jeszcze mój ojciec. Tata kochał śpiewać i razem co wieczór śpiewaliśmy różne piosenki, nauczył mnie też jak polować.
Pewnego dnia na nasze miasteczko napadły wilkołaki. Jako iż mój tata był obrońcą miasta, to wraz z innymi mężczyznami walczyli przeciwko wilkołakom, a kobietom z dziećmi kazano uciekać. Pamiętam tylko, że ostatni raz tate widziałam jak rozszarpywały go wilkołaki. To był straszny widok który mnie prześladuje aż do teraz. Po śmierci ojca wszystko się zmieniło, już nie było idealnej rodziny. Moja matka wraz z siostrami przeprowadziła się do Vinthaler, a ja zostałam tutaj.


Właściciel: Zofiaxd (tulipam@onet.pl)

Powiatajmy nowego mieszkańca Vinthaler

Ecio Aditore


Imię:Ecio
Nazwisko: Aditore
Wiek: 27lat
Data urodzenia: 12 kwiecień
Rasa postaci: Vesson(człowiek)
Klasa postaci: Archer/Zabójca/Morderca
Rodzina: Nie powie... została powieszona
Partner / ka: nie szukam
Ranga: Mieszkaniec
Miejsce zamieszkania: Vinthaler
Charakter postaci: Neutralny
Patron: Diamentowego smoka
Motto : „Zawsze chodź swoją drogą"
Historia postaci /opowiadanie:Urodził się w mieście... Kiedy dorósł jego ojciec i dwaj bracia, zostali oskarżeni o zabójstwo. Następnego dnia mieli zostać powieszeni. Assassin w nocy podkradł się do celi braci i ojca. Ojciec powierzył mu tajemnice... Assassin pobiegł do miejsca wskazanego przez ojca... Znalazł tam skrzynię, a w niej sztylet, nowe ubranie i dwa miecze... Nie udało mu się uratować rodziców, lecz poprzysiągł sobie, że zabije oskarżyciela... Uciekł z miasta... Znalazł to królestwo i pozostał tam...

Jako wilk: 


Właściciel: Ifus

nowy mieszkaniec krainy Ental




imie Dante
 nazwisko Jinate
 wiek 23 lata
  rasa Sukkubus ognia(pol demon)
klasa lowca demonow
 rodzina ojciec Sparda - demon  matka Eva Vanson   brat Vergil kuyzn Heracim Jinate 
charakkter zly
miejsce zamiesykania Entaal
patron spichryowego smoka 
Opis: Dante jest osoba lubiaca ryzyko , niczym specjalnie sie nie przejmuje. ma smykalke do hazardu przez co czesto jest nazywany pokerem krolewskim  ma slabosc do lodow truskawkowych. Dante byl zawsze wyszczekany nawet na widok nastraszniejszych potworow zachowuje zimna krew.jest bardzo zdecydowany porywczy przez swoje zachowanie ma bardzo wielu wrogow mimo przygodzie ze swoim bratem jego zachowanie sie nie poprawilo , lecz nasmiewanie i osmieszanie wrogow nadal sprawiaja mu przyjemnosc
szczegolne znaki brak
nieybedne przedmioty miecz po ojcu  (Rebellion)  oraz dywonecyek do  wyzwania demonow. oray dwa pistolety
Ranga
Wasciciel RaFcik

  


Nowy chowaniec : Magma


Imię: Magma
Płeć: Samiec
Wiek: 4 Lata
Rasa: kot
Żywioły: cień, ogień, magma
Moce: panuje nad magmą, ogniem i cieniem
Rodzina: nie o niej nie wie
Partner: Brak
Historia: Magma został oswojony w mieście Kaheds kiedy Tenerbis poszukiwała pewnej osoby. Odtąd razem szli ale raz Magma przeszedł się a kiedy wrócił Tenerbis już nie było. Teraz znów na siebie wpadli...
Zdjęcia : 1 , 2
Wlascicel: Tenerbis

Yoh i Anny & całe królestwo



 Yoh:   Po obfitzm posilku i yakonczonej klutni o nawzki zywienioweweszlismy do parku i zaczął padać śnieg
 Anna: jest ciepło i pada śnieg... dziwne...
 Yoh taaak  dyiwne ale co tutaj jest normalne?
 Anna: masz rację,  nic
Yoh; prawdopodobnie  yobaczymz co jest tego powodem jesli pojdyiemz dalej
 Anna: masz rację, chodź
 Yoh szlismy wglab parku a snieg padal coray mocniej i yacyznalo robic  sie chlodno
 Anna: zimno...
 Yoh ciekawe  co tak yimno pryedchwola bzlo 16 stopni a teray..
Anna: no właśnie...
 Yoh snieyzca wymagala si szpalo tak ye prawie nic nie bzlo widac....
 Anna: *trzęsłam się z zimna*
 Yoh moye bedyiemz wracac jeszcze sie przeziebisz
 Anna: przeziębienie się nie jest niczym złym,  ale dalsza podróż nie ma sensu...
 Yoh  chzba masz racje..
 Anna: to wracamy?
 Yoh popatryzlem jesycye pryedsiebie a potem powielem*tak
 Kasandra: *zobaczyłam wujka Yoh i ciocię Annę* -Witajcie -powiedziałam podbiegając
  Anna ale skąd przyszliśmy? Śnieg zatarł ślady...
 Yoh witaj kasandro powiedxiaem przez ymruyobe oczy
 Glos kasandry umilk a yawirucha zaczynala ustawac . nie widzac gdzie jest zlapalem Anne za reke i poszlismz w strone domu.

niedziela, 22 grudnia 2013

Ogien i Woda.. czyli : Heracim Jinate & Cathérin Thibaut w karczmie

Heracim: * Wszedł do karczmy ubrany w czarny kaftan oglądając się za siebie i otrzepał się ze śniegu ,porozglądał po karczmie po czym skierował się w stronę ostatniego stolika.*
Cathrin : * Przemarznięta z czerwonym noskiem udała się do pobliskiej karczmy. Zatupotała skórzanymi trzewikami i pociągła za lodowaty koniuszek żelaznej klamki. Dygocąc z zimna usiadła przy losowym stoliku.*
Heracim: * Zauważając ciemnowłosą kobietę wielokrotnie przyglądał się jej wyłaniając się zza menu karty karczmarskiej tak ,aby go nie zdemaskowała.*
Cathrin: * Czekając na karczmarza delikatnie obserwowała karczmę, ludzi wokół siebie, pech trafił ,że zauważyła mężczyznę ,który… chyba ją podglądał. Dziewczyna zarumieniła się delikatnie i zachichotała.
Heracim: *Widocznie nie speszyła mężczyznę ,bo ten nawet się nie obrócił. Wstał i pomaszerował w jej strone..* Witam jaśnie.. damę *Ukłonił się w jej strone.*
Cathrin: Witaj jaśnie.. rycerzu. * Żartobliwe odpowiedziała ze szczerym uśmiechem na twarzy.* Wie Pan ,że to tak nie grzecznie podglądać niewinną osobe? *Pogroziła paluszkiem zabawnie.*
Heracim: Oj.. nie mam pewności ,iż Pani jest niewinna. *Zaśmiał się, przysiadając się do dziewczyny* Można ?
Cathrin : *Skinęła głową w stronę strażnika * Ależ owszem..
Heracim: Jestem Heracim.. Jinate * Skierował rękę w stronę dziewczyny.*
Cathrin: Cathérin Thibaut , mów mi Cathrin * Wyciągnęła dłoń w stronę mężczyzny*
Heracim: Piękne imię.. wyjątkowa osoba. *Zaśmiał się delikatnie kącikiem ust.* Skąd pochodzisz ?
Cathrin: Z Laguny. Północnej laguny .. ale aż tak zimno nie jest. *Odwzajemniła uśmiech.*
Heracim: Czyżby jesteś rasą wodną? *Przyglądał się dziewczynie*
Cathrin: Owszem. Czy coś nie tak.. ? *Zapytała z ciekawością.*
Heracim: Pochodzę z Sinth.. tak tej ognistej dolinie Sinth. *Zwątpiony odparł.*
Cathrin: Nigdy jeszcze nie poznałam nikogo kto by z stamtąd pochodził. Tradycja , przestrzeganie i nie wkraczanie do innych ras.. to zasady mojej rodziny, lecz to wszystko dla bezpieczeństwa. *Oznajmiła.*
Heracim: Masz wątpliwości.. ? Jestem strażnikiem ,który nigdy krzywdy nie zrobił nawet najmniejszej istocie. Ochraniam, nie walczę, ale jak już coś to o honor i bezpieczeństwo królestwa.Z początku myślałem ,że król zwariował ,iż chce żywiołaka do gwardii.
Cathrin: A później.. ? Jesteś żywiołakiem? Hmn.. myśle ,że wiedział co robi. Mało komu wierze ,ale wydajesz się szczery i myśle ,że władca sobie to ceni i dlatego jesteś kim jesteś. * Przejechała palcem po odznace na ramieniu Hercima.*
Heracim: *Obserwując dziewczynę uważnie zatrzymał jej ręke nie puszczając jej .* Czyżby Panienka mi ufała ? *Schylił się tak ,że jego twarz była naprzeciw z jej*
Cathrin: Może tak ,może nie . * Odgarnęła jego kruczoczarne włosy z policzka ,widziała jak błyszczą mu zielone oczy.*
Heracim: Ośmielę się zauważyć ,iż Pani mnie podrywa. * Uśmiechnął się, cały czas trzymając ją za nadgarstek po czym się poprawił i trzymał ją za dłoń.*
Cathrin: Chyba ma Pan jakieś omamy. *Pokręciła oczyma podnosząc rękę ,która nie była trzymana przez Heracima.* Karczmarzu ! Poproszę dwa duże kufle ! *Zawołała*
Heracim: Co za oszustka * Syknął.* Taka piękna dziewczyna ,a pije trunki jak dla zawodowych krasnoludów. * Pokiwał niezręcznie głową szczypiąc ją w dłoń.*
Cathrin: Ohoho .. wielce księżna się odezwała. Pewnie nawet jednego kufla nie dasz rady wypić ,a tu mi się odgryzasz twardzielu. *Zadrwiła wielce oburzona dźgając go w szyje kościstym paluchem.*
Heracim: To się zalicza pod molestowanie proszę Pani. *Pociągnął ją za rękę . * Nie wolno mnie DŹGAĆ ! *Przeszywa ją wzrokiem mordercy.*
Cathrin: Ja Ci dam molestowanie księżniczko. *Zagroziła mu paluchem przed oczami. * Oho piwa już są.. *Zabrała się do picia tak ,że Heracimowi zostawiła puste kufle.*
Heracim: No pięknie .. upiła się *Załamał ręce.*

Cathrin: Heracim.. wiesz, że masz fajne puszyste oczy.. znaczy włosy.. *Poczochrała go po głowie.*
Heracim: Nie, nie wierze.. *Popatrzał na Cathrin.* Tak, tak oczy.. No chodź poprowadzę Cię do domu *Wziął Cath na barana .*
Cathrin: Widzisz ! Patrz ! Stój ! *Krzyknęła z małą flaszką w ręcę którą po kryjomu zajumała pod nieobecność karczmarza.*
Heracim: Zostaw ! Połóż to ! Już ! * Postawił ją na nogi.. po czym przewróciła na podłogę.*
Cathrin: Się rozlało *Smutna próbuje uratować trunek ,który uchlapał ją całą.*
Heracim: Dziewczyno.. teraz to trzeba wszystko wyczyścić..ehh  w takim stanie się przeziębisz. Karczmarzu daj rachunek i klucze do pokoju ,najlepiej najdroższego dwuosobowego.*Skinął na karczmarza biorąc na ręce Cath.*
Cathrin:*Usypiając na rękach Heracima delikatnie bawiła jego odznaczeniami na kaftanie, po czym zamknęła oczy i usnęła.*
Heracim: *Telepiąc się po schodach cicho dotarł na miejsce , wyciągnął klucz , otworzył drzwi i ułożył ją na posłaniu ,które znajdowało się na parapecie.*
Cathrin: Zostań.. strażniku. * Otwarła powieki obracając się w jego strone.*
Heracim: ..hmn jeśli chcesz. *Usiadł obok niej tak ,że jej głowa leżała na jego kolanach.*

Cathrin: ..źle się czuje *Odparła znużona łapiąc się za głowę.*
Heracim: *Pogładził ją po głowie.* Kac morderca ,trzeba było tyle pić?
Cathrin: Przecież dużo nie wypiłam… *Zaśmiała się.*
Heracim: Tak.. a krasnoludy są na diecie, kogo ty chcesz oszukać. *Pogroził jej.*
Cathrin: Oszukać.. przecież nie mam takiej potrzeby ,aby kłamać . *Wstała , usiadła obok niego i położyła głowę na jego kościstym ramieniu.*
Heracim: *Popatrzał na nią , jej oczy już spały . Delikatnie ułożył ją, po czym położył się na wprost niej i pocałował Cath w czoło.*

Claire CD Seung

Zima.. Brr coś nie fajnego..Nie nawidziłam zimy.. Wszystko zamarzało.. Całe królestwo pokrywał śnieg.. Dzikie zwierzęta zapadły w sen zimowy.. Cały świat stawał się taki smutny.. MOja gra na flecie w ogóle była nie potrzebna bo nikt jej nie słuchał (chodzi o zwierzęta) Jedyne co wtedy chciałam to zapaść w sen zimowy jak zwierzęta i obudzić się dopiero wiosną gdy zaczynają kwitnąć przebiśniegi i śnieg sie topi.. Lecz marzenie które nie da się spełnić.. No cóż muszę jakoś przeżyć tą zimę.. Papużka Elise całe dni tylko spała. Ja robiłam porządki.. Nie było co za bardzo sprzątać.. Więc skończyłam szybko.. Wyjrzałam za okno przestało tak bardzo sypać.. Więc wyszłam na zewnątrz.. Chciałam pochodzić pooglądać co by można było zrobić.. Zauważyłam że dużo ludzi wychodzi z lasu z choinkami.. Poszłam tam gdzie spotkałam życzliwego człowieka który mi dał gęstą małą choinkę.. Była urokliwa.. Podziękowałam i zabrałam choineczkę do chatki.. Tam ją "ubrałam" i postawiłam na małym stoliku.. Wygląd pomieszczenia stał się o wiele ciekawszy.. Więcej w chatce nic nie było do roboty więc wybrałam się do karczmy.. Wtedy zaczęło sypać i nic nie było widać.. I się tak wydarzyło że się pogubłam na terenach królestwa że poszłam w inną stronę niż była karczma...

- Super - powiedziałam drżąc z zimna

Claire chodziła po tym miejscu gdy zauważyła jakiegoś człowieka.. Był to ten sam co dał jej choinkę..

- Dzień dobry jeszcze raz - powiedziała
- Witaj..
- Wie pan jak stąd wyjść ?
- Musisz iść prosto później skręć w lewo i wyjdziesz z tego lasu - odpowiedział
- Dziękuję - odpowiedziała
- Proszę

Claire poszła tak jak jej powiedział człowiek.. Po 15 minutach wyszła.. Gdy zorientowała się że znó jest obok własnej chatki zażenowała się.. Lecz poszła do karczmy..

*W karczmie*

W karczmie panował tłok.. Usiadłam do malutkiego stolika.. Po chwili przszedł kelner..

- Dzień dobry.. Co podać ? - burknął
- Poprosze herbatę z miodem.. - powiedziałam


(Seung ?)

Od Ross La*Lznch & cale krolestwo



 Już za kilka dni zaczynały się święta... Pojechałem do lasu by ściąć jakąś piękną choinkę.. Nie za dużą ani nie za małą.. Taką w sam raz. Poszukiwania choinki trwały około 2 godziny.. Byłem w środku lasu gdy ujrzałem tą wyjątkową choinkę była przepiękna.. Gdy już dotarłem z nią do domu Jell uradowana zaczęła ją przystrajać.. Dla mnie było to beznadziejne dlatego poszedłem na spacer z Lady.. Po kilku minutach spaceru zaczął bardzo mocno padać śnieg.. Pies gdzieś poleciał a to że był biały utrudniło sytuację odnalezienia go..

 - No to Jell mnie zabije - pomyślałem

 Lecz nie poddawałem się i wołałem psa.. Po długich nawoływaniach nic się nie odezwało.. Myślałem nad innym sposobem zawołania psa lecz nic nie przychodziło mi do głowy.. W oddali słyszałem głuche krzyki ludzi.. Poszedłem w tamtą stronę.. Krzyki zaprowadziły mnie do karczmy.. Jak się okazało Lady biegała po karczmie jak szalona.. Gdy to zauważyłem spojrzałem groźne na Lady.. Suczka zrozumiała żę zrobiła coś źle.. Wziąłem psa na ręce po czym poszedłem w stronę domu..

 - Co tak długo byliście ? - zapytała zaniepokojona Jell
 - A Lady chciała sobie pobiegać trochę dłużej.. - powiedziałem
 - Mhh - mruknęła

 Później Jell zaczęła piec jakieś ciasto...I  tak minął dzień..

od Jell Grace Mitchell & całe królestwo



Dziś był piękny zimowy dzień.. Cała okolica była cała zaśnieżona.. Na dworze widziałam kilka osób z królestwa... Wszyscy byli ciepło ubrani lecz niektórzy drżeli z zimna... Ja akurat postanowiłam udać się do karczmy.. Przejrzałam Menu po czym wybrałam tylko gorącą herbatę...

 - Witaj - powiedział Kastiel
 - Cześć - odpowiedziałam poprawiając grzywkę
 - Mogę się dosiąść ? - zapytał
 - Oczywiście- odpowiedziałam popijając łykiem herbaty

 Kastiel również zamówił herbatę.. Nasza rozmowa trwała niedługo.. Przerwana została gdy usłyszałam rżenie konia.. Była to Paradise.. Szybkim ruchem opuściłam karczmę idąc w stronę wyjścia..

 - Co tu się dzieje ! - krzyknęłam widząc dwóch ludzi próbujących zabrać Paradise
 - Zabieramy naszego konia.. - odpowiedział jeden z nich
 - Jakiego waszego ?! - zdenerwowałam się
 - No naszego..
 - Akurat się składa że to jest mój koń - powiedziałam podkreślając słowo "Mój"
 - Jak to twój - wyśmiał mnie drugi
 - Paradise - zawołałam

 Koń wyrwał się złodziejom po czym podszedł do mnie.. Złodzieje uciekli na swych koniach.. Nie miałam szans ich dogonić..

 - Chodź Paradise - powiedziałam gładząc konia po grzbiecie

 Paradise poszła za mną do domu.. Po godzinie ktoś zapukał w drzwi...

 (Ktoś odpowie ?)

sobota, 21 grudnia 2013

Ezechiel Melchizedek Louis & całe królestwo

Drzwi otworzyły się i ze środka wyszła jasnowłosa Car. Jednak nie była sama. Za dziewczyną krok w krok podążał ów pocieszny mężczyzna, z którym siedziała przy stole. Rakasaszy od razu skojarzył się z psem. Słodki, ale żałosny.
Twarz Ezechiela wykrzywił pogardliwy uśmiech.
-Bez obstawy by się nie obyło, prawda, księżniczko?- Zapytał drwiąco, niedbałym ruchem odgarniając ciemne włosy z czoła. Osiłek napiął mięśnie, ale dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu.
-Stój Sebastianie. Najpierw dowiedzmy się, czego chce. Może ma wieści od Camerona.
-Sebastian?- Powtórzył chłopak, podchodząc leniwym krokiem do tamtej dwójki.- Wspaniałe godne imię. Znasz jego historię?- Kiedy osiłek pokręcił pulchną głową, skrzywił się.- Tak jak się spodziewałem. Nie jesteś godzien tego imienia.
Sebastian warknął coś i ruszył pędem w stronę Ezechiela. Ten w ostatnim momencie okręcił się z gracją niczym matador, kręcąc z pożałowaniem głową.
-Czego ode mnie chcesz? Masz jakieś wieści od mojego brata?- Przerwała milczenie Car, odgarniając z czoła włosy i bawiąc się skrawkiem bluzki.
Chłopak zaśmiał się bez rozbawienia.
-Czy mam? Jest moim zleceniodawcą.- Zamyślił się.- Choć nie podoba mi się to określenie. Oznacza bowiem, że mam nade mną władzę, a ja nie lubię uznawać nad sobą czyjegokolwiek zwierzchnictwa. Tak czynią ludzie słabi. A co do celu, w jakim tu za tobą przyszedłem... Twój brat, to znaczy Lord Cameron pragnie, byście znowu stali się rodziną.- Uśmiechnął się niebezpiecznie.- Ja mam za zadanie dostarczyć cię do niego. Najlepiej żywą, choć jeśli coś pójdzie nie po mojej myśli, możemy uznać to za wypadek.
-A jeśli ja nie pójdę?- Dziewczyna zadarła podbródek. W jej oczach tliły się iskierki buntu. Ezechiel westchnął i wsadził sztylet do rękawa.
Sięgnął w głąb swej świadomości i odszukał moc. Rozluźnił i zacisnął palce, a na dłoniach pojawiły się czarne tatuaże, wijące się jak płomienie i sięgnęły w górę ramienia aż do obojczyka.
Dziewczyna cofnęła się przerażona i krzyknęła cicho. Sebastian poderwał się z ziemi i stanął między nią, a chłopakiem. Ruszył ku niemu na tyle szybko, na ile pozwalało mu ociężałe ciało i zaatakował pięściami.
Rakasasza z zabójczą szybkością uchylał się przed ciosami. Wyciągnął rękę w stronę mężczyzny i zgiął palce. Sebastian, uderzony energią przeleciał kilka metrów i zderzył się z ścianą, po czym osunął na ziemię.
-Sebastian!- Wrzasnęła płaczliwie Car.
-A więc teraz łaskawie ruszysz to wyperfumowane ciałko, czy nadal wolisz patrzeć, jak twój pies- prawie wypluł to słowo- jest rozszarpywany na kilkanaście kawałeczków? Hm?
-Ja...
-Zostaw ją, Ezechielu.
Chłopak warknął wściekle i odwrócił się w stronę głosu.

C.D.N.

sobota, 14 grudnia 2013

Aktualizacja historii Jell Grace Mitchell


Byłam zwykłą mieszkanką rodzinnego miasteczka... Pomagałam rodzicom codziennie w obowiązkach... Często chodziłam na spacery.. Kiedyś przez moje wyprawy znalazłam gepardzicę - Elly. Rodzice byli przeciwni żebym miała geparda lecz po jakimś czasie się zgodzili.. Gdy szłam na spacery musiałam zabierać Elly. Pewnego dnia gdy szłam z Elly przez gęsty las napotkałam na swej drodze Ross'a. Wtedy właśnie się poznaliśmy.. Od razu coś między nami zakwitło.. Mieliśmy wiele wspólnych tematów.. Kilka miesięcy później w miasteczku "wybuchła" wojna. Dzielni wojownicy walczyli lecz reszta pouciekała jak oni kazali.. Chciałam zostać w miasteczku ponieważ w domu zostało wiele pamiątek.. Weszłam szybko do domu po czym schwytałam tylko naszyjnik bo Ross mnie pociągnął za rękę... Ross zabrał mnie po czym poszliśmy na południe... Co kilka godzin odpoczywaliśmy lecz szliśmy dalej by znaleźć te wymarzone miejsce.. W czasie podróży patrzyłam na naszyjnik na nim był narysowany jednorożec.. Ciekawiło mnie co znaczy ten koń..Podróż była długa i męcząca.. Mieliśmy w czasie niej wiele przygód tych miłych jak i tych niezbyt miłych...Gdy znaleźliśmy miasteczko gnomów niezbyt chciało nam się tam wchodzić lecz z ciekawości weszliśmy.. Niezbyt miło nas tam przywitali więc jeszcze tego samego dni je opuściliśmy.. Później odwiedziliśmy miasto ludzi lecz tam się nam nie spodobało przez wiele ludzi którzy widzieli we wszystkim hazard.. Na sam koniec znaleźliśmy idealne miejsce... Było to Królestwo Honriette.. Wybraliśmy krainę Vinthaler ponieważ była dla nas idealna.. Po czym przeprowadziliśmy się i zamieszkaliśmy...


Miasteczko rodzinne Jell & Ross'a



wtorek, 10 grudnia 2013

Powitajmy w Dolinie Sinth

 Zirra Mortis



Imię i nazwisko : Zirra Mortis
Rasa: półkrwi elf
Patron: czarny smok
Charakter: Zły
Miejsce zamieszkania: Dolina Sinht
Klasa: zabójca
Ranga : Mieszkaniec
Wiek i data urodzenia : 20 ileś lat... urodzona 29 lutego...
Rodzina : martwa, nie pamięta ich...
Szczególne znaki : Na prawej ręce ma tatuaż (nie pokazuje go) i bliznę. Ma też bliznę zaczynając od czoła przez lewe oko aż do dołu.
Przedmioty niezbędne twojej postaci : sztylet, noże (do rzucania), ukryte ostrze, zawsze nosi kaptur, często ma też kosę, ale nie zawsze.
Właściciel : blAck2049
Opis:
Tenerbis jest mściwą, twardą, bezlitosną, zabójczynią . Jest bezczelna, nigdy i nikomu nie odpuszcza, wytrwała, arogancka.

Motta:
"Zabij albo zgiń"
" 'Przeżyć' znaczy też 'zabić' "
"Istota która nie czuje bólu, nie jest istotą"

"To ze czegoś nie widać, nie znaczy że nie istnieje"

Historia postaci : Tenerbis kiedy była mała została bez rodziny (martwa). Zaczęła iść przed siebie w poszukiwaniu schronienia. Pewnego dnia w lesie (ok. 9 lat) Tenerbis zabiła większego wilka. Kiedy zabijała wilka zauważył j Narvin, mistrz zabójców. Przyjął Tenerbis i zaczął ją uczyć skrytobójstwa i walki. Pewnego dnia Narvin padł ofiarą trującej strzały. Czternastoletnie wtedy Tenerbis zabiła go szybko, ale Narvin był martwy już po trzech sekundach po trafieniu. Odtąd Tenerbis była sama.








Powitajmy w Krainie Entaal

Forget Glass


Imię i nazwisko: Forget Glass
Ranga:Mieszkaniec
Klasa Postaci:Szpieg
Mieszkanie:Kraina Entaal 
Charakter: Praworządny dobry
Patron:Patron spiżchowego smoka
Historia:Urodziła się w mieście, tam gdzie nikt nic nie zabijał, każdy był weganem, samochody tam nie istniały, (no bo po co zatruwać piękno przyrody?)budynki budowano tylko z drewna, a choinki stały przez cały rok w doniczkach. Często odwiedzały ich anioły(rzadziej diabły), największą jednak przyjaźn łączyła Forget z tym żywiołakiem:

Wiek: 20(w wilczych)
Data urodzenia:07.08.
Rodzina: siostra Sakura, Mama Silverie, Kuzynka Riga(więcej nie wiadomo)
Znaki szczególne:Bez względu na sytuację Forget ma zawsze spokojne oczy, mimo że czasami jest wkurzona.

Właściciel :Dorisko800

Powitajmy w Vinthaler

Ross Le'Lynch


http://img402.imageshack.us/img402/378/46455.jpg 

Imię : Ross
Nazwisko : Le'Lynch
Ranga : Mieszkaniec
Rasa : Vesson
Klasa : Aktor
Charakter : Przyjazny dobry
Miejsce zamieszkania : Vinthaler
Patron : Diamentowy Smok
Wiek : 20 Lat
Urodziny : 29 Grudnia
Rodzina : Mama - Bridgit, Tata - Mathew
Partner : Jell (dziewczyna)
Szczególne znaki : Nie ma
Przedmioty niezbędne : Chowaniec Brady (żywa maskotka - gepard)
Właściciel : gwiazdunia
Historia :Zwykły mieszkaniec małego miasteczka poznając Jell wyruszył z nią w kilkudniową wędrówkę... Lecz los chciał że podczas burzy zagubili się. Wędrując z około tygodnia natrafili na Królestwo...

Inne zdjęcia :

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPdMEISg5GJaubF6GTzwc7aGmwz23Zrc2G8fYAniBhGvJaxjSb3a6HJn0OTdkng3OiRr1cALpPryczxzJ7OYFUOiT_UKXhBPIWJ8HobEaQxuOLtK4BCzUVsUios8kmuX7rsWzHTVP97pAN/s1600/blonde-emerald.jpg http://shysquirrel.files.wordpress.com/2011/02/daemon.jpg http://cdn.myanimelist.net/images/characters/16/39065.jpg 

niedziela, 8 grudnia 2013

Małe niebezpieczeństwo Honriette (Blair & Blan)

Z całych sił starałam się nie robić niepotrzebnego hałasu, ale echo w pustym korytarzu strasznie się niosło. Oliwy do ognia dolewały moje botki na kilkucentymetrowych obcasach, które, przy każdym spotkaniu z betonowym podłożem, niemiłosiernie stukały. Słowo daję, prawdopodobnie wcisnęli mi je tylko po to, aby uniknąć sytuacji w jakiej się teraz znajdowałam, a mianowicie wychodzenia na własną rękę na zewnątrz.



    Mój słuch nie był aż tak wyczulony, więc jak zostałam przyciśnięta do zimnej ściany, pierwszym odruchem było krzyknięcie, jednak zanim wydobył się ze mnie jakikolwiek dźwięk, Blan zasłonił mi usta ręką.
    Od strony, z której szliśmy przez mienione osiem minut, usłyszałam kroki. Spięłam się lekko i zadrżałam, nie będąc do końca pewna, czy było to ze strachu, czy z powodu zimnej ściany, którą podpierałam plecami. Jednak jedno wiedziałam - jeśli ktoś nas teraz nakryje - nie tylko ja będę miała problemy, ale także Chris.
    - Stary, nikogo tam nie ma - usłyszałam stłumiony głos.
    - Jesteś pewien? Dałbym sobie rękę uciąć, że słyszałem kroki - spierał się ktoś.
    - To pewnie myszy - wzdrygnęłam się na te ostatnie słowo. Nie należałam do fanklubu gryzoni. - Chodź, strasznie tu zimno.
    Jeszcze przez kilka sekund nasłuchiwaliśmy oddalających się kroków, a kiedy na dobre ucichły, odetchnęliśmy z ulgą.
    - Mało brakowało - wyszeptałam, kładąc rękę na sercu, jakby od tego gestu miało się uspokoić.
    - Pomysł z wychodzeniem był niewiarygodnie głupi - skrzywił się Blan, łapiąc mnie za rękę.
    - Nieprawda! - od razu zaprotestowałam. - Siedzę zamknięta od ponad dwóch tygodni. Wiesz, że mam klaustrofobię?
    - Nie masz - popatrzył się na mnie z lekkim rozbawieniem, otwierając drzwi prowadzące na zewnątrz.
    Przewróciłam oczami.
    - No dobra, nie mam, ale to nie zmienia faktu, że to potworne. Jestem uwięziona jak małpka w klatce.
    - Przykro mi, że tak to odbierasz - wyszeptał cicho.
    Ogarnęła mną złość. A niby jak miałam to odebrać?! Zostałam odcięta od świata na kilkanaście długich dni. I, Och Boże, postanowiłam jednak przemilczeć moje przemyślenia, nie chcąc wszczynać kolejnej kłótni.
    Wychodząc na zewnątrz, odetchnęłam świeżym powietrzem. Nareszcie mogłam wyjść. Co prawda, pod osłoną nocy i w ukryciu, ale to jednak zawsze coś. Spojrzałam w górę. Niebo miało kolor przyćmionego fioletu, nie było na nim ani jednej gwiazdy. Był to dosyć dziwny widok, jednak od początku podejrzewałam, że wszystko tutaj nie jest normalne.
    - O czym myślisz? - zagadnął Blan, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
    - O widokach - odparłam zgodnie z prawdą. - Wszystko tutaj jest takie inne.
    - To prawda - zgodził się. - Kiedy po raz pierwszy znalazłem się w twoim świecie, byłem autentycznie zdziwiony.
    Te jego twój świat było wypowiedziane dziwnym tonem, jakby z odrazą. Odrobinę uraził mnie jego ton.


    - Kiedy po raz pierwszy trafiłeś do „mojego świata”? - nakreśliłam w powietrzu cudzysłów, co, jak zauważyłam, dało mu odrobinę do myślenia.
    Na chwilę zapadła cisza.
    - Kilkanaście lat temu - odpowiedział z lekkim grymasem, na co uniosłam brew. Miałam dziwne wrażenie, że te pytanie nie bardzo mu się spodobało.
    - No to wiele zapamiętałeś - przewracanie oczami powoli wchodziło mi w nawyk. - Gdzie idziemy? - spytałam, coraz bardziej ciekawa.
    - W miejsce, które lubię odwiedzać - uśmiechnął się lekko.
    Im dalej szliśmy, tym bardziej robiło się ciemno. Spowodowane to było nieco ubogim rządkiem lamp, który kończył się zaledwie kilkanaście metrów od głównej nawy. Dookoła było naprawdę upiornie, a gałęzie bezlistnych drzew tylko potęgowało te stwierdzenie. Gdy doszliśmy do punktu, w którym kończyła się główna ścieżka, Blan ruchem ręki kazał mi skręcić w prawo. Początkowo zgodziłam się bez szemrania, jednak spostrzegłszy przede mną ciemny las, stanęłam jak wryta.
    - Spokojnie - Blan dostrzegł zmianę w mojej postawie. Położył rękę na moich ramionach, zapewne mając nadzieję, że ten gest mnie uspokoi.
    - Ale... ja - wyznałam, przymykając powieki. Oczywiście chodziłam do nich, nawet często biegałam przez las, jednak cząstka mnie zawsze chciała wiać stamtąd, gdzie pieprz rośnie. Ten tutaj wyglądał wyjątkowo przerażająco.
    - Wiem - odparł z pewnością w głosie. - W Podziemiu wszyscy się ich boją. Podobno lasy kryją w sobie złe duchy.
    - To po kiego mnie tutaj przyprowadziłeś? - przez ten cały czas byłam do niego odwrócona plecami, lecz teraz postanowiłam stanąć z nim twarzą w twarz.
    Nie wiem, co wyczytał z wyrazu mojej twarzy, ale to coś sprawiło, że zaśmiał się cicho.
    - Kim, chyba nie wierzysz w te bzdury? - w jego oczach tańczyły radosne ogniki. - Chcę ci pokazać miejsce, gdzie będziesz absolutnie sama. Jesteś w Podziemiu dopiero kilka dni, a na dodatek nie udzielałaś się towarzysko. Wkrótce to się zmieni, a wtedy zobaczysz, że tutaj definicja prywatności w ogóle nie istnieje. Można powiedzieć, że wszyscy za tobą łażą i to dosłownie. A ten las - wskazał w kierunku drzew - jest miejscem, którego nikt nie odważy się odwiedzić.
    Nadal miałam pewności, jednak pozwoliłam Blan się prowadzić.


    W lesie było zimniej, niż się spodziewałam. Konary drzew, pod wpływem wiatru, wydawały nieprzyjemny odgłos. Z przestrachem oglądałam się dookoła, w myślach licząc sekundy, które spędziłam pośród drzew. Kiedy doszłam do 434, spostrzegłam, że robi się ich coraz mniej i, ku mojej radości, kończył się las.
    Weszliśmy na polanę. Niby nic wielkiego, ale poczułam się jakoś inaczej, jakbym była... bezpieczna. To był odmienny stan od tego, który przeżywałam przez mienione tygodnie. Nie wiem, czy to dzięki zapewnieniom Blan, że nikt tutaj nie przychodzi, czy może podświadomie też o tym wiedziałam. Było tak spokojnie, a idealną ciszę zakłócał tylko szum rzeki płynącej nieopodal.
    - Tutaj jest pięknie - wyszeptałam, całkowicie oczarowana. Rozejrzałam się, a mój wzrok przykuł widok nieopodal. Spostrzegłam wysoki budynek, charakteryzowany na średniowieczne zamki. Przygaszone światła paliły się w malutkich okienkach. Byłam pewna, że żółta poświata nie brała się z żarówki. - Co to za miejsce? - wskazałam ręką budowlę, którą byłam absolutnie oczarowana.
    Ku mojemu zdziwieniu i, po części, zirytowaniu, Blan prychnął pod nosem, jakbym była szurnięta.
    - To jest zamek .Przez cały czas w nim byłaś.
    Zatkało mnie.
    - Nie, to nie możliwe... - z bliska budowla wyglądała, jakby była owiana mroczną tajemnicą, wręcz wyjęta z horroru. Tutaj natomiast widziałam miły dla oka zamek z dawnych czasów. Do pełnego wrażenia przydałby się tylko most zwodzony.
    - Widzimy tylko to, co chcemy widzieć - mruknął cicho, jakby odczytując moje myśli. - Kiedy w końcu zrozumiesz, że Jell nie ma złych zamiarów, tylko chce ci pomóc?
    - Pomóc mi?! - zapytałam z niedowierzaniem, podnosząc głos. - Więzienie mnie nazywasz pomocą? Czyś ty postradał rozum?
    - Jell ma niecodzienne metody budowania więzi z innymi, to fakt, ale...
    Nie pozwoliłam mu skończyć.
    - A jakie są twoje metody budowania tej więzi? Dożylne podawanie środka niewiadomego pochodzenia w celu uśpienia?
    Pożałowałam tych słów w chwili, w której tylko je wypowiedziałam. Zobaczywszy wyraz twarzy Blana, na której malował się niemal fizyczny ból, westchnęłam zrezygnowana i spuściłam wzrok. Wiedziałam, że żałował tego, co mi zrobił, jednak ja mimo to musiałam palnąć swoje. Do cholery, czy ja się nigdy nie nauczę trzymać języka za zębami?
    - Przepraszam - mruknęłam, próbując się wytłumaczyć. - To nie miało tak zabrzmieć.
    - Oboje wiemy, że miało- niepewnie podniosłam wzrok. Jego ciemne oczy w ułamku sekundy znalazły moje. - Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę sobie to, jak cię potraktowałem.
    - Mam jedno pytanie - zaczęłam, starając się brzmieć pewnie, co nie do końca mi wychodziło. - Wtedy, w lesie powiedziałaś coś, czego do końca nie zrozumiałam... - polecił abym kontynuowała. - Powiedziałeś, że myślałeś, iż się tego nigdy nie doczekasz. Domyślam się, że chodziło ci o moje zachowanie, ale co konkretnie miałeś na myśli?
    Zdziwiło mnie to, że nawet nie musiał myśleć nad odpowiedzią, nawet wiedział, o jaki moment dokładnie mi chodziło.
    - Od dni, w którym ciebie poznałem, obserwowałem cię. Nie dosłownie, ale zwracałem uwagę na twoje zachowanie. Zauważyłem, że wszystkich traktujesz z rezerwą, jakbyś bała się, że każdy knuje spisek za twoimi plecami - uśmiechnął się lekko. - Ale jednocześnie ufałaś każdym na słowo, co, według mnie, było absolutnie sprzeczne z twoją logiką. Na przykład weźmy mnie : dałaś się zaprowadzić w sam środek ciemnego lasu, niemal w środku nocy. Zastanawiałem się, jak to możliwe, że jesteś taka... - urwał, jakby szukał odpowiedniego słowa.
    - Głupia? - podpowiedziałam.
    - Nie, raczej oryginalna - popatrzył na mnie z czułością.
    - Wow - podsumowałam, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
    - Musisz zgodzić się na te szkolenie, Blair - zaskoczył mnie nagłą zmianą tematu, ale i zdenerwował.
    - Nie ma mowy - pokręciłam głową. Już chciał coś dodać, ale go uprzedziłam. - Nie ma mowy, po prostu nie. Nie chcę się z tobą kłócić Blan, więc proszę, nie utrudniaj mi tego.
    Chyba wiedział, że w tej sprawie ze mną nie wygra, dlatego, co prawda niechętnie, ale odpuścił.
    - Chodź. Zapewne jest już po północy. Musisz się wyspać.
    Chwycił mnie za rękę i poprowadził z powrotem do zamku. Po raz kolejny idąc przez ten las, już się nie bałam.
    Po niespełna dziesięciu minutach byliśmy już na drugim piętrze, przed moim pokojem. Wbrew moich obawom, droga powrotna okazała się prosta. Nie natknęliśmy się na żadnego strażnika, zapewne wszyscy byli zajęci czymś innym.
    Delikatnie otworzyłam drzwi, po czym ostatni raz odwróciłam się do Blana.
    - Dobranoc, Blair - delikatnie chwycił mnie za podbródek i na ułamek sekundy złączył nasze usta. Zanim zdążyłam się otrząsnąć, odwrócił się na pięcie, idąc w przeciwnym kierunku.
    - Słodkich snów - rzucił przez ramię z tajemniczym uśmieszkiem.
    - Nawzajem - wyszeptałam, kiedy już znalazłam się w pokoju.



    Następny dzień zaczął się koszmarnie. Nim się porządnie wybudziłam, do mojego pokoju zastukała kobieta, której znikąd nie kojarzyłam i bez słowa wręczyła mi zgiętą karteczkę. Rozłożyłam ją, a moim oczom ukazał się wyjątkowo schludny charakter pisma.

Kiedy już będziesz gotowa,
proszę, przyjdź do mnie.
Ufam, że sama trafisz.

Władca : Blan
              

    Kilkanaście minut później szłam w dobrze znanym mi kierunku, próbując uspokoić swoje galopujące serce. Na próżno. Będąc przed gabinetem, wzięłam głęboki wdech, po czym zapukałam i, nie czekając na odpowiedź, weszłam do środka.
    Od mojej ostatniej wizyty nic się nie zmieniło, no może z jednym warunkiem. W pomieszczeniu oprócz mojej babci była jeszcze jedna osoba. Zaalarmowane moim przyjściem, obie kobiety, odwróciły się. W ułamku sekundy zostałam zmierzona zimnym wzrokiem przez dziewczynę, która, po dokładnym przyjrzeniu, nie mogła być wiele starsza ode mnie.
    - Blair, Jell, poznajcie się.

  - Oczywiście, Wasza Wysokość - skinęła uprzejmie Jell.
Wściekłość aż we mnie buzowała. W tym momencie nie panowałam nad sobą. - Myślę, że wyraziłam się dość jasno: Nie. Chcę. Żadnego. Szkolenia. Mam przeliterować?!
    Twarz Olivii drgnęła - zapewne nie spodziewała się takie reakcji - natomiast szczęka Jell prawie że dyndała przy jej kostkach. Podejrzewałam, że dziewczyna się zdziwiła moją chamską odzywką, zwłaszcza, iż nie trudno zauważyć, że traktuje Jell z szacunkiem.
    - Siadaj, Blair - Jell starała się zachować zimną krew, jednak wyczułam w jej poleceniu groźbę. Posłusznie zajęłam miejsce niedaleko Jell, przyznając sama przed sobą, że posunęłam się odrobinę za daleko. - Nie będę tego dłużej tolerowała, moja droga panno. Twoje zachowanie jest poniżej wszelkiej normy. Ja cię nie proszę o udział w tym szkoleniu, ja ci rozkazuję, zrozumiano?

    Prychnęłam pod nosem.

sobota, 7 grudnia 2013

Ezechiel Melchizedek Louis & Królestwo

Młody mężczyzna przyklęknął na kocich łbach. Wyciągną rękę i ujął w dwa palce zniszczony kawałek jakiegoś materiału. Zamknął go w dłoni i zamknął oczy. Pod powiekami zaczął mu kształtować się obraz młodej, pięknej kobiety. Długie blond włosy. Gładka płeć. Wąskie wargi wykrzywiły się w drapieżnym grymasie.
-Mam cię.- Warknął. Ruszył szybkim krokiem ku wąskiej uliczce, a tym samym ku restauracji, kręcąc między palcami swój nieodłączny sztylet. Kiedy otworzył drzwi, w pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Beznamiętnym spojrzeniem przebiegł po zebranych, aż wreszcie znalazł tą, którą szukał. Skierował się ku dziewczynie. Siedziała wraz z dwójką mężczyzn- jeden mimo swej masywnej postury wydawał się łagodny niczym baranek, drugiego twarz skryta była w cieniu, więc trudno byłoby mówić cokolwiek na jego temat.
Bez zbytnich ceregieli Ezechiel dosiadł się do ich stolika z ironicznym uśmiechem i nachylił do dziewczyny.
-A teraz, moja droga Car, wyjdziesz grzecznie ze mną z tego zacnego przybytku.
Nieznajoma przełknęła ślinę, odsuwając jak najdalej mogła od Rakasaszy.
-Po co?
Ten zachichotał cicho i przejechał długim palcem po płaskiej stronie ostrza.
-Powiedzmy, że twój brat cię szuka.
Na jej twarzy odbiło się zaskoczenie. Ezechiel prychnął z niecierpliwością i podniósł się od stołu.
-Albo wyjdziesz za pięć minut po dobroci, albo wrócę po ciebie, a wtedy może być nieprzyjemnie.
Wyszedł i oparł się plecami o ścianę, czyszcząc sobie paznokcie sztyletem. Drzwi nareszcie otwarły się...

C.D.N.

Cathérin Thibaut & Heracim Jinate

Dziewczyna spogląda po sobie. Noc nie może skryć plam na szkarłatnym kaftanie, aksamit jest szorstki i sztywny, jakby został zanurzony w jakimś ohydnym krochmalu. Ręce, przeznaczone pierwotnie do tkania i haftu, ściskają teraz miecz, który pokrywa lepka czerwoność. Rubinowe krople kapią na buty z miękkiej skórki… Jedna…druga…tysięczna…
Rozpaczliwie stara się rzucić broń, ale rękojeść przywiera do dłoni, pali ogniem.
„Będziesz się smażyć w Cath, dziwko!!!”
Demony wyciągają szponiaste dłonie, a każdy z nich ma rysy Aldana.
„Nigdy przede mną nie uciekniesz, znajdę cię nawet w piekle!”
Bat ze świstem przecina powietrze, podczas gdy ona pełznie do kolan swego oprawcy w niemej prośbie o życie…
...kamienne pięści miażdżą jej żebra…
Filozof Smark wlewa jej do ust gorzki wywar.
Najlepiej by było, gdybyś umarła.
Ktoś wrzeszczy przeraźliwie. Rozpoznaje własny głos.

Cathérin (Kwiat Nocy):

***
*Delikatnie otworzyła oczy.. jeszcze nie umarłam? To piekło ? Niebo ?Zastanawiała się gdy ból zawistnie przeszywał jej ciało ,prawie rozerwane na strzępy.*
-Witaj *Skądś dobiegał nieziemsko poważny ,męski głos. Wszystko widziała jak przez mgłę ,a w pomieszczeniu panował gwar. Czuła się krytycznie , tak jakby miała za chwilę umrzeć.
- Dwa żebra. Cud, że nie przeciął jej na pół. Partacz, miecz pewnie obrócił mu się w dłoni. Ta mała ma więcej szczęścia, niż na to zasługuje. *Znów odzywa się ten sam głos.*
- Cholera ! *Syknęła w bólach*
- Już dobrze, jesteś bezpieczna .. i prawie cała *Pochylił się nad nią elegancki czarnowłosy mężczyzna, który delikatnie kącikiem ust uśmiechał się.*
-Jakim cudem.. *Skierowała zaćmiony wzrok na strażnika*
-Jaki kretyn pragnął śmierci takiej pięknej kobiety.. *Fuknął oburzony.*
-Zapewne wyglądam teraz strasznie i tak się czuję.. *Pełna żalu odparła.*
-Cóż Ci pozostało ..
-O czym też Pan mówi ?
-A wiesz gdzie jesteś?
-Mm.. w mieście Geron? *Próbowała się ostatecznie ocknąć ,a Heracim usłyszawszy jej odpowiedź tylko pokręcił głową.*
***
*Minęło paręnaście miesięcy .. Cath była cały czas pod opieką Heracima . Gdyby nie towarzystwo strażnika nie wiadomo czy mieszczanka stanęła by na nogi. Noc ,czy dzień Pan Heracim dbał i odwiedzał ją w lecznicy,a także zabierał ją w pewne miejsca dla otuchy.*

W karczmie:

Właśnie byłem na warcie tej nocy – Heracim wziął głęboki oddech. - Księżyc, wredny gnojek, gdzieś się skrył. Ciemno jak… - spojrzał na Cath - … To znaczy BARDZO ciemno. Jak w piwnicy bez okien – uśmiechnął się porozumiewawczo. - Chłopie, a kiedy tak błyskało, to w tej przeklętej przełęczy wszystkie cienie do tańcowania się zabierały. Mówię ci, można się normalnie zerżnąć w pory!
Bernard zachichotał sarkastycznie.
- Widzisz, kto nas tu strzeże i broni? – rzekł gospodarz, spoglądając na dziewczyne. - Stado drabów wielkich jak domy, co mają pełno w porach, kiedy deszcz leci.
Niespodziewanie Heracim obrzucił dziwnym spojrzeniem czarnowłosą, akurat, kiedy ta wychylała kolejny łyk już nie tak chłodnego piwa.
Ta odwzajemniła się pytaniem w ciemnych niebieskich, jak firmament bez gwiazd, źrenicach.
Trwało to kilka uderzeń serca, w czasie których Bernard obserwował obydwoje gości z uśmiechem błąkającym się tuż pod powierzchnią twarzy.
- Tak pięknej elfki jak Ty jeszczem nie widział. Właściwie to jesteś pierwszą, która mi się podoba – wystrzelił Arako, a jego zmarszczone brwi dodały jeszcze osobliwości całej sytuacji.
Kwiat Nocy (Cathérin )opuściła na chwilę wzrok, pochylając jednocześnie głowę. Wyglądało, jakby zawstydził ją komplement.
Nie dziwne więc, że tak to odebrał Bernard. Sam się stropił, uśmiechnął i rzekł:
- Nie chciałem cię zawstydzać.
Heracim, tymczasem, zasłonił sobie dłonią usta, że niby drapał się po policzku; oczy mu jednak iskrzyły.
- Już to dziś tłumaczyłam – dosłownie syknęła, nie podnosząc głowy.
Bernard nie zrozumiał, za to Heracim drapał się coraz mocniej.
Włosy Cathérin posypały się na jej pochyloną twarz, pozostawiając środkiem szparę zbyt wąską dla ust.
- Objaśniałam dziś to samo Blair – podniosła głowę, wciąż bardziej sycząc, niż mówiąc. Odsunęła niesforną grzywkę.
Bernard był zagubiony; nie wiedział, co się właściwie stało. Najpierw jego komplement wywołał zawstydzenie, tak mu się przynajmniej wydawało, a teraz złość. Co się stało? Oczywiście, nie przyszło mu do głowy szukać pomocy u Heracim, której ten by pewnie i tak nie udzielił.

Heracim:
- Jestem .. wody.
- Żywiołakiem wody? – Bernard jak dziecko, bo też tylko młode, naiwne, nieobeznane z mechanizmami i zasadami świata dziecko, mogło tak niefrasobliwie igrać z gniewem kobiety, tej kobiety.
Heracim dłużej nie mógł wytrzymać. Wciąż zakrywał usta, jak potrafił najlepiej, ale radość już zaczynała nim trząść.
- Nie, nie jestem żadnym żywiołakiem! Jestem .. wody!
- Jesteście jakąś podrasą? – On był niesamowity.
Heracim wprawiał już w ruch ławę, na której siedział.
- Nie! Jestem demonem ! Przecież mówię wyraźnie! I na pewno nie jestem żadną PODrasą! Nie jestem żywiołakiem, półelfką wody, pod czy nadelfką też nie! Nie jestem czarną, ciemną, szarą, ani
cienistą! Jestem DEMONEM. Po prostu, tylko i wyłącznie! – zakończyła.
Chyba udało jej się go uciszyć, bo z otwartymi ustami tylko gapił się przed siebie, czyli na nią.
Heracim wreszcie sobie odpuścił i huknął śmiechem, tworząc ślinowy deszcz.
Mroczna spojrzała na niego groźnie, Bernard ze zdziwieniem.
- Nie śmieję się z ciebie – rozradowany Heracim zamachał przecząco rękoma, co wyglądało jak niezdarna próba obrony przed napaścią. Może wiedział, że mu ona grozi. - Po prostu znałem kiedyś jednego mrocznego wcale nie żywiołaka – mrugnął. - Nawet dwóch. Byli dokładnie tak samo drażliwi na tym punkcie. A że mało kto rozumiał te ich, i Twoje, wyjaśnienia, a jeszcze mniej było tych, co w nie wierzyli, to jak tylko któryś z nich usłyszał, że jest elfem, miał ochotę zabijać – zakończył śmiechem.
Bernard szybko się otrząsnął i prawie od razu ponownie objął przewodnictwo.
- To pewnie dlatego jesteś najładniejszą…
„To już nie najpiękniejszą?” – Kwiat Nocy nie mogła przegapić tak istotnej różnicy, oczywiście.
- …elfką, jakom widział, boś wcale nie elfka – uśmiechnął się, ale trudno było w tym uśmiechu doszukiwać się choć śladu niedawnej wpadki i próby jej naprawienia. Pewnie już zapomniał.
- I pamiętaj synu: nie półelfką, nie pod i nie nad, nie czarną, szarą, brązową czy niebieską, ani cienistą, ani brudną też nie. – Wyszła w potrzasku zamykając głośno drzwi karczmy. Heracim nie patrząc na Bernarda nerwowo zebrał się z drewnianego krzesła i wyruszył biegiem za Catherin. Wreszcie dogonił ją nie zauważony w ciemności. Skrycie szarpnął ją za rękę i pociągnął ją do siebie. Wpatrywał się w nią ze wzrokiem zabójcy i dodał..
-Jak mogłaś mi to zrobić..
-.. przecież

-Jeszcze raz się oddalisz ,a pożałujesz ! * Oburzony odpowiedział po czym.. *

Cathérin & Heracim :

Od Claire



Dzień jak co dzień. Co niefa mogła innego robić oprócz grania i pomaganiu zwierzętom ? Nic. Lecz Claire nie chciała już ciągle robić tego samego... Natomiaż wymyśliła sobie będzie hodować rózne piękne rośliny! Claire lubiła zwierzęta i rośliny więc ogródek nie był aż takim złym pomysłem...

- No to wyznaczę sobie miejsce na ogródek - powiedziała na głos

Jak powiedziała tak uczyniła. Po 20 minutach Claire miała dużą przestrzeń przygotowaną na ogródek. Później sama postawiła płot i malutką bramkę...

- Przygotowane - powiedziała zadowolona ze swej pracy

Claire poszła po nasiona różnych kwiatów... Tylko był problem : Gdzie znaleźć nasiona ?! Claire po niedługim myśleniu poszła na rynek.. Znajdowały się tam przeróżne nasiona.

- Nasiona róż ! Najtaniej u mnie ! Zapraszam ! - mówiła sprzedwczyni róż
- U mnie natomiast najpiękniejsze chryzamteny - mówił kolejny handlarz

Wiele sprzedawców sprzedawało nasiona oraz kwiaty.. Claire kupiła kilka nasion róż, chryzamten, stokrotek, dwie paczki nasion frezji i wiele innych... Po powrocie zasiała nasiona. Po zasianiu był już wieczór... Claire położyła się spać po męczącym dniu...

Powitajmy w Lagunie :

Cathérin Thibaut



Imię : Cathérin
Nazwisko : Thibaut
Ranga : Mieszkaniec
Rasa : Demon Wody
Klasa : Iluzjonista
Charakter : Neutralny
Miejsce zamieszkania : Laguna
Patron : Patron niebiańskiego smoka
Wiek : 23 Lata
Urodziny : 1 marca
Rodzina : Mama -Serapia
Partner : -
Właściciel:Jang /Park GeunCheo

Opis:
Ludzie już tak mają, że próbują przestrzegać innych na podstawie swoich błędów.
"Ucz się na błędach", te słowa chyba każdy zna. Tak więc, w wielkiej szlachetności serc, snują innym wywody na temat błędów i własnych doświadczeń, chcąc ustrzec ich przed tym samym. Niestety w tym wszystkim brakuje czegoś bardzo istotnego. Nauczamy innych, a sami nie uczymy się na własnych błędach. Brniemy ciągle w to samo, jak ćma do płomienia świecy...

Tyle razy obiecywałam sobie zmianę; obiecywałam sobie, że nie popełnię już tych samych błędów. A dziś... Znów. Za każdym razem co raz gorzej.
Czy mam prawo udzielać rad innym, jeśli sama nie potrafię z nich korzystać?

Cóż... Może chociaż oni będą potrafili z nich skorzystać?

Historia :
Bieg. Szybko, szybciej! Upadek. Wstać, podnieść się, biec, uciekać! Zapach krwi i palonych ciał brutalnie wdziera się w nozdrza, dusi, mdli. Szybko, szybciej! Strach paraliżuje, zaciska krtań, mąci w głowie. Żar bije od płonących chat, słychać trzask belek, dach zapada się. Gorące iskry uderzają w twarz, piętnując bólem. Potknięcie, upadek, wstrząs, chwila szoku i znów bieg. Szybko, szybciej! Las kołysze biodrami, uwodząc zielenią. Chodź, tu ci będzie dobrze! Ukołyszemy cię... Szarpnięcie, świat wiruje feerią barw, zimne oczy spoglądają z wyrzutem ze zmasakrowanej twarzy. Żołądek skręca się boleśnie, gorycz i żółć na ustach, oczy łzawią od dymu, w piersi narasta krzyk. Odejdźcie, precz! Kojąca zieleń. Już niedaleko. Szybko, szybciej! Śmierć krzywi usta w ironicznym grymasie, opada powoli
na pogorzelisko. Idź, dziecko! Cicho, ciszej...

***

Cathérin wbiegła do lasu. Przed zamglonymi oczami przesuwały się makabryczne obrazy: wnętrzności porozwlekane po całym podwórku, kałuże krwi błyszczące szkarłatnym okiem, martwe spojrzenia i usta zastygłe w ostatnim, śmiertelnym uśmiechu. Okrwawiony pręgierz z przywiązanym do niego kawałem mięsa, który kiedyś był kowalem, na co wskazywało jedynie poszarpane ubranie i leżący nieopodal miecz. Jej ciałem znów szarpnęły torsje, lecz już nie miała czym zwracać. Oparła się ciężko o pobliską olchę, po chwili ruszyła dalej. Igły świerków boleśnie raniły jej stopy, potykała się co chwila o wystające korzenie. Gałęzie złośliwie chwytały jej długie, ciemne włosy, a ubranie - połatane łachmany, przewiązane rzemykiem i brudna, czarna peleryna - zaczepiały się o ciernie i zatrzymywały ją. Nie zwracała na to uwagi, chciała tylko jak najszybciej uciec od wioski i tych wszystkich obrazów, które teraz wydawały się koszmarnym niekończącym się snem. Weszła między paprocie i wpadła w chowające się pod nimi krzewy jeżyn, a jakiś pęd owinął jej się wokół kostki. Runęła na ziemię, raniąc sobie boleśnie ręce o kolce. Ze złością odwinęła pęd i ujrzała paskudne otarcie. Stanęła na zranionej stopie i syknęła z bólu. Kuśtykając niezgrabnie, zagłębiała się w las...
Powoli zapadał zmierzch. Noc szybko ją zaskoczyła. Z niepokojem wsłuchiwała się w pohukiwania sów i głośny trzepot skrzydeł jakiegoś stworzenia. Wiedziała, jakie niebezpieczeństwa czyhają na nią nocą, dlatego nie chciała się zatrzymywać. Ryzykowała jednak, że wpadnie do jakiegoś wilczego dołu lub innej pułapki, zastawionej przez myśliwych, którzy już nigdy nie zapolują... Cathérin widziała jeszcze nienaturalną poświatę, sączącą się z wioski. Dreszcz przeszedł jej po kręgosłupie. Podniosła kij leżący nieopodal i badając przed sobą drogę, ruszyła dalej...
Ostrożnie stawiała stopy, nasłuchiwała. Szelest. Szorstki materiał ociera się o wrażliwą skórę. Oczy pieką, łzy zmęczenia i rozgoryczenia zbierają się pod powiekami. Materiał szeleści tak pięknie. Drzewa szepcą kołysankę, zwodzą jedwabistym głosem.

- Witaj, królu olch... - szepnęła, by dodać sobie otuchy. Po chwili zobaczyła maleńki, jasny punkcik w głębi lasu. Zmęczenie natarło ze zdwojoną mocą, otumaniło umysł, przytępiło jasność myślenia. Nie pomyślała nawet, czy obozujący mogą być niebezpieczni. Chciała jak najszybciej dotrzeć do światła, ogrzać się, zapomnieć o przenikającym do szpiku kości chłodzie. Zbliżyła się. Coraz wyraźniej słyszała głosy i czuła zapach smażonego mięsa. Ludzie przy ognisku śmiali się głośno, zapewne pili wino i ucztowali. Była już całkiem blisko, kiedy pod jej stopą pękła z głośnym trzaskiem gałąź. Rozmowy umilkły. Dziewczyna zamarła. Jeden z ludzi podniósł się i wyciągnął długi miecz, błyszczący..

Powitajmy w Vinthaler :

Ezechiel Melchizedek Louis




Imię: Ezechiel Melchizedek
Nazwisko: Louis
Wiek: 20 lat
Urodziny: 26 listopad
Rasa: Rakasasza (pół-dżin)
Ranga:Mieszkaniec
Klasa: Morderca
Rodzina: Matka; Juliette, ojciec; Juan, siostra; Sierra (czternaście lat młodsza), brat; Gideon (rok młodszy)
Partnerka: Brak
Miejsce zamieszkania: Vinthaler
Charakter: Neutralny
Patron: Czarnego Smoka
Szczególne znaki: Blizna na twarzy, czarne oczy, blada- wręcz biała- cera
Przedmioty niezbędne: Sztylet
Historia: Dwadzieścia lat temu do wielkiej posiadłości rodziny Louis zapukała wysoka kobieta owleczona od stóp do głów w czarny jak noc płaszcz. Ledwo było ją widać na tle ciemnego nieba. W rękach trzymała coś szczelnie opatulone w szmaty. Juan i Juliette byli wtedy młodym, bezdzietnym małżeństwem. Wpuścili nieznajomą lecz ta tylko zdołała wyszeptać "Ezechiel Melchizedek" i osunęła się na podłogę. Martwa. W tym momencie rozległ się płacz. W zawiniątku było dziecko. Juliette z trudem przekonała męża, żeby razem je wychowali. Rok później urodził im się syn, Gideon, a trzynaście lat później córka- Sierra.
Ezechiel od początku był... inny. Zawsze spokojny, tajemniczy i małomówny. Kiedy urodziła mu się przybrana siostra, jego nowym hobby stało się straszenie jej i doprowadzanie do płaczu. W wieku piętnastu lat po raz pierwszy raz zabił humanoida. To wydarzenie odcisnęło się na nim i jakby otworzyło resztki przyzwoitości. Wkrótce doszedł do niesamowitej wprawy.
Pewnego dnia wspólnik jednej z jego ofiar postanowił się zemścić. Miał do dyspozycji wszelkiego rodzaju broń i sztab ludzi, mimo to, bojąc się mocy Ezechiela- nie znał jej granic, więc mogła okazać się niezwykle niebezpieczna- zdecydował się na atak z zaskoczenia. Gdyby nie Gideon, który w ostatniej chwili nie zasłonił go własnym ciałem, skończyłby na cmentarzu. Jego brat cudem przeżył, jednak chłopak postanowił uciec od dawnego życie w pięknym domu z dużym ogrodem.
Ku swemu niezadowoleniu odkrył, że Gideon wyruszył za nim. Młodzieniec jest najbliższą, a zarazem najdroższą istotą dla Ezechiela. Na nikim innym mu nie zależy.

Właściciel: ewusiakopec111
 
Blogger Templates