Social Icons

facebookgoogle plus

sobota, 7 grudnia 2013

Ezechiel Melchizedek Louis & Królestwo

Młody mężczyzna przyklęknął na kocich łbach. Wyciągną rękę i ujął w dwa palce zniszczony kawałek jakiegoś materiału. Zamknął go w dłoni i zamknął oczy. Pod powiekami zaczął mu kształtować się obraz młodej, pięknej kobiety. Długie blond włosy. Gładka płeć. Wąskie wargi wykrzywiły się w drapieżnym grymasie.
-Mam cię.- Warknął. Ruszył szybkim krokiem ku wąskiej uliczce, a tym samym ku restauracji, kręcąc między palcami swój nieodłączny sztylet. Kiedy otworzył drzwi, w pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Beznamiętnym spojrzeniem przebiegł po zebranych, aż wreszcie znalazł tą, którą szukał. Skierował się ku dziewczynie. Siedziała wraz z dwójką mężczyzn- jeden mimo swej masywnej postury wydawał się łagodny niczym baranek, drugiego twarz skryta była w cieniu, więc trudno byłoby mówić cokolwiek na jego temat.
Bez zbytnich ceregieli Ezechiel dosiadł się do ich stolika z ironicznym uśmiechem i nachylił do dziewczyny.
-A teraz, moja droga Car, wyjdziesz grzecznie ze mną z tego zacnego przybytku.
Nieznajoma przełknęła ślinę, odsuwając jak najdalej mogła od Rakasaszy.
-Po co?
Ten zachichotał cicho i przejechał długim palcem po płaskiej stronie ostrza.
-Powiedzmy, że twój brat cię szuka.
Na jej twarzy odbiło się zaskoczenie. Ezechiel prychnął z niecierpliwością i podniósł się od stołu.
-Albo wyjdziesz za pięć minut po dobroci, albo wrócę po ciebie, a wtedy może być nieprzyjemnie.
Wyszedł i oparł się plecami o ścianę, czyszcząc sobie paznokcie sztyletem. Drzwi nareszcie otwarły się...

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
Blogger Templates