-Ezechiel. Miło poznać.- Odpowiedział Rakasasza, dosiadając
się do młodej dziewczyny. Ta obserwowała go przez jakiś czas z nieodgadnionym
wyrazem twarzy. Odwróciła wzrok w chwili, gdy kelnerka niosąc kufel piwa.
Położyła go na stole tuż przed nosem Elizabeth.
-Coś dla pana?- Spytała wyraźnie zmieszana. Ezechiel przez
chwilę milczał, po czym uniósł wzrok i uśmiechnął się chłodno.
-Macie tu coś takiego jak wino?
-Oczywiście, że tak, proszę pana.- Kelnerka wyprostowała
się, a w jej głosie słychać było oburzenie.- Już realizuję zamówienie.
Odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę baru. Mężczyzna
uśmiechnął się lekko w stronę Elizabeth.
-Widzę, że jesteś czymś strapiona...?
Dziewczyna zasępiła się jeszcze bardziej i splotła ręce na
piersi.
-Mój tata... czasami po prostu nie ma dla mnie zbyt wiele
czasu.- Powiedziała w końcu. Ezechiel pokiwał głową, przygryzając wewnętrzną
stronę policzka.
-Ojcowie tak mają.- Stwierdził bawiąc się rękawiczką.
-Też masz takie problemy?
-Nie.- Odparł szczerze. W tym momencie kelnerka zjawiła się
niosąc na tacy kieliszek wypełniony ciemnoczerwonym płynem. Ezechiel wziął go,
zanim kobieta zdążyła zareagować, przy okazji kładąc jej niepostrzeżenie kilka
monet.
-Dlaczego?- Zapytała Elizabeth ze szczerą ciekawością.
Mężczyzna wzruszył ramionami i przejechał palcem po krawędzi kieliszka.
-Nie miałem okazji.
Dziewczyna najwidoczniej czekała, aż rozwinie myśl.
-Dość o mnie. Dlaczego twój tata nie ma dla ciebie czasu?
<Elizebeth?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz