Drzwi otworzyły się i ze środka wyszła jasnowłosa Car. Jednak nie była sama. Za dziewczyną krok w krok podążał ów pocieszny mężczyzna, z którym siedziała przy stole. Rakasaszy od razu skojarzył się z psem. Słodki, ale żałosny.
Twarz Ezechiela wykrzywił pogardliwy uśmiech.
-Bez obstawy by się nie obyło, prawda, księżniczko?- Zapytał drwiąco, niedbałym ruchem odgarniając ciemne włosy z czoła. Osiłek napiął mięśnie, ale dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu.
-Stój Sebastianie. Najpierw dowiedzmy się, czego chce. Może ma wieści od Camerona.
-Sebastian?- Powtórzył chłopak, podchodząc leniwym krokiem do tamtej dwójki.- Wspaniałe godne imię. Znasz jego historię?- Kiedy osiłek pokręcił pulchną głową, skrzywił się.- Tak jak się spodziewałem. Nie jesteś godzien tego imienia.
Sebastian warknął coś i ruszył pędem w stronę Ezechiela. Ten w ostatnim momencie okręcił się z gracją niczym matador, kręcąc z pożałowaniem głową.
-Czego ode mnie chcesz? Masz jakieś wieści od mojego brata?- Przerwała milczenie Car, odgarniając z czoła włosy i bawiąc się skrawkiem bluzki.
Chłopak zaśmiał się bez rozbawienia.
-Czy mam? Jest moim zleceniodawcą.- Zamyślił się.- Choć nie podoba mi się to określenie. Oznacza bowiem, że mam nade mną władzę, a ja nie lubię uznawać nad sobą czyjegokolwiek zwierzchnictwa. Tak czynią ludzie słabi. A co do celu, w jakim tu za tobą przyszedłem... Twój brat, to znaczy Lord Cameron pragnie, byście znowu stali się rodziną.- Uśmiechnął się niebezpiecznie.- Ja mam za zadanie dostarczyć cię do niego. Najlepiej żywą, choć jeśli coś pójdzie nie po mojej myśli, możemy uznać to za wypadek.
-A jeśli ja nie pójdę?- Dziewczyna zadarła podbródek. W jej oczach tliły się iskierki buntu. Ezechiel westchnął i wsadził sztylet do rękawa.
Sięgnął w głąb swej świadomości i odszukał moc. Rozluźnił i zacisnął palce, a na dłoniach pojawiły się czarne tatuaże, wijące się jak płomienie i sięgnęły w górę ramienia aż do obojczyka.
Dziewczyna cofnęła się przerażona i krzyknęła cicho. Sebastian poderwał się z ziemi i stanął między nią, a chłopakiem. Ruszył ku niemu na tyle szybko, na ile pozwalało mu ociężałe ciało i zaatakował pięściami.
Rakasasza z zabójczą szybkością uchylał się przed ciosami. Wyciągnął rękę w stronę mężczyzny i zgiął palce. Sebastian, uderzony energią przeleciał kilka metrów i zderzył się z ścianą, po czym osunął na ziemię.
-Sebastian!- Wrzasnęła płaczliwie Car.
-A więc teraz łaskawie ruszysz to wyperfumowane ciałko, czy nadal wolisz patrzeć, jak twój pies- prawie wypluł to słowo- jest rozszarpywany na kilkanaście kawałeczków? Hm?
-Ja...
-Zostaw ją, Ezechielu.
Chłopak warknął wściekle i odwrócił się w stronę głosu.
C.D.N.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz