Social Icons

facebookgoogle plus

niedziela, 8 grudnia 2013

Małe niebezpieczeństwo Honriette (Blair & Blan)

Z całych sił starałam się nie robić niepotrzebnego hałasu, ale echo w pustym korytarzu strasznie się niosło. Oliwy do ognia dolewały moje botki na kilkucentymetrowych obcasach, które, przy każdym spotkaniu z betonowym podłożem, niemiłosiernie stukały. Słowo daję, prawdopodobnie wcisnęli mi je tylko po to, aby uniknąć sytuacji w jakiej się teraz znajdowałam, a mianowicie wychodzenia na własną rękę na zewnątrz.



    Mój słuch nie był aż tak wyczulony, więc jak zostałam przyciśnięta do zimnej ściany, pierwszym odruchem było krzyknięcie, jednak zanim wydobył się ze mnie jakikolwiek dźwięk, Blan zasłonił mi usta ręką.
    Od strony, z której szliśmy przez mienione osiem minut, usłyszałam kroki. Spięłam się lekko i zadrżałam, nie będąc do końca pewna, czy było to ze strachu, czy z powodu zimnej ściany, którą podpierałam plecami. Jednak jedno wiedziałam - jeśli ktoś nas teraz nakryje - nie tylko ja będę miała problemy, ale także Chris.
    - Stary, nikogo tam nie ma - usłyszałam stłumiony głos.
    - Jesteś pewien? Dałbym sobie rękę uciąć, że słyszałem kroki - spierał się ktoś.
    - To pewnie myszy - wzdrygnęłam się na te ostatnie słowo. Nie należałam do fanklubu gryzoni. - Chodź, strasznie tu zimno.
    Jeszcze przez kilka sekund nasłuchiwaliśmy oddalających się kroków, a kiedy na dobre ucichły, odetchnęliśmy z ulgą.
    - Mało brakowało - wyszeptałam, kładąc rękę na sercu, jakby od tego gestu miało się uspokoić.
    - Pomysł z wychodzeniem był niewiarygodnie głupi - skrzywił się Blan, łapiąc mnie za rękę.
    - Nieprawda! - od razu zaprotestowałam. - Siedzę zamknięta od ponad dwóch tygodni. Wiesz, że mam klaustrofobię?
    - Nie masz - popatrzył się na mnie z lekkim rozbawieniem, otwierając drzwi prowadzące na zewnątrz.
    Przewróciłam oczami.
    - No dobra, nie mam, ale to nie zmienia faktu, że to potworne. Jestem uwięziona jak małpka w klatce.
    - Przykro mi, że tak to odbierasz - wyszeptał cicho.
    Ogarnęła mną złość. A niby jak miałam to odebrać?! Zostałam odcięta od świata na kilkanaście długich dni. I, Och Boże, postanowiłam jednak przemilczeć moje przemyślenia, nie chcąc wszczynać kolejnej kłótni.
    Wychodząc na zewnątrz, odetchnęłam świeżym powietrzem. Nareszcie mogłam wyjść. Co prawda, pod osłoną nocy i w ukryciu, ale to jednak zawsze coś. Spojrzałam w górę. Niebo miało kolor przyćmionego fioletu, nie było na nim ani jednej gwiazdy. Był to dosyć dziwny widok, jednak od początku podejrzewałam, że wszystko tutaj nie jest normalne.
    - O czym myślisz? - zagadnął Blan, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
    - O widokach - odparłam zgodnie z prawdą. - Wszystko tutaj jest takie inne.
    - To prawda - zgodził się. - Kiedy po raz pierwszy znalazłem się w twoim świecie, byłem autentycznie zdziwiony.
    Te jego twój świat było wypowiedziane dziwnym tonem, jakby z odrazą. Odrobinę uraził mnie jego ton.


    - Kiedy po raz pierwszy trafiłeś do „mojego świata”? - nakreśliłam w powietrzu cudzysłów, co, jak zauważyłam, dało mu odrobinę do myślenia.
    Na chwilę zapadła cisza.
    - Kilkanaście lat temu - odpowiedział z lekkim grymasem, na co uniosłam brew. Miałam dziwne wrażenie, że te pytanie nie bardzo mu się spodobało.
    - No to wiele zapamiętałeś - przewracanie oczami powoli wchodziło mi w nawyk. - Gdzie idziemy? - spytałam, coraz bardziej ciekawa.
    - W miejsce, które lubię odwiedzać - uśmiechnął się lekko.
    Im dalej szliśmy, tym bardziej robiło się ciemno. Spowodowane to było nieco ubogim rządkiem lamp, który kończył się zaledwie kilkanaście metrów od głównej nawy. Dookoła było naprawdę upiornie, a gałęzie bezlistnych drzew tylko potęgowało te stwierdzenie. Gdy doszliśmy do punktu, w którym kończyła się główna ścieżka, Blan ruchem ręki kazał mi skręcić w prawo. Początkowo zgodziłam się bez szemrania, jednak spostrzegłszy przede mną ciemny las, stanęłam jak wryta.
    - Spokojnie - Blan dostrzegł zmianę w mojej postawie. Położył rękę na moich ramionach, zapewne mając nadzieję, że ten gest mnie uspokoi.
    - Ale... ja - wyznałam, przymykając powieki. Oczywiście chodziłam do nich, nawet często biegałam przez las, jednak cząstka mnie zawsze chciała wiać stamtąd, gdzie pieprz rośnie. Ten tutaj wyglądał wyjątkowo przerażająco.
    - Wiem - odparł z pewnością w głosie. - W Podziemiu wszyscy się ich boją. Podobno lasy kryją w sobie złe duchy.
    - To po kiego mnie tutaj przyprowadziłeś? - przez ten cały czas byłam do niego odwrócona plecami, lecz teraz postanowiłam stanąć z nim twarzą w twarz.
    Nie wiem, co wyczytał z wyrazu mojej twarzy, ale to coś sprawiło, że zaśmiał się cicho.
    - Kim, chyba nie wierzysz w te bzdury? - w jego oczach tańczyły radosne ogniki. - Chcę ci pokazać miejsce, gdzie będziesz absolutnie sama. Jesteś w Podziemiu dopiero kilka dni, a na dodatek nie udzielałaś się towarzysko. Wkrótce to się zmieni, a wtedy zobaczysz, że tutaj definicja prywatności w ogóle nie istnieje. Można powiedzieć, że wszyscy za tobą łażą i to dosłownie. A ten las - wskazał w kierunku drzew - jest miejscem, którego nikt nie odważy się odwiedzić.
    Nadal miałam pewności, jednak pozwoliłam Blan się prowadzić.


    W lesie było zimniej, niż się spodziewałam. Konary drzew, pod wpływem wiatru, wydawały nieprzyjemny odgłos. Z przestrachem oglądałam się dookoła, w myślach licząc sekundy, które spędziłam pośród drzew. Kiedy doszłam do 434, spostrzegłam, że robi się ich coraz mniej i, ku mojej radości, kończył się las.
    Weszliśmy na polanę. Niby nic wielkiego, ale poczułam się jakoś inaczej, jakbym była... bezpieczna. To był odmienny stan od tego, który przeżywałam przez mienione tygodnie. Nie wiem, czy to dzięki zapewnieniom Blan, że nikt tutaj nie przychodzi, czy może podświadomie też o tym wiedziałam. Było tak spokojnie, a idealną ciszę zakłócał tylko szum rzeki płynącej nieopodal.
    - Tutaj jest pięknie - wyszeptałam, całkowicie oczarowana. Rozejrzałam się, a mój wzrok przykuł widok nieopodal. Spostrzegłam wysoki budynek, charakteryzowany na średniowieczne zamki. Przygaszone światła paliły się w malutkich okienkach. Byłam pewna, że żółta poświata nie brała się z żarówki. - Co to za miejsce? - wskazałam ręką budowlę, którą byłam absolutnie oczarowana.
    Ku mojemu zdziwieniu i, po części, zirytowaniu, Blan prychnął pod nosem, jakbym była szurnięta.
    - To jest zamek .Przez cały czas w nim byłaś.
    Zatkało mnie.
    - Nie, to nie możliwe... - z bliska budowla wyglądała, jakby była owiana mroczną tajemnicą, wręcz wyjęta z horroru. Tutaj natomiast widziałam miły dla oka zamek z dawnych czasów. Do pełnego wrażenia przydałby się tylko most zwodzony.
    - Widzimy tylko to, co chcemy widzieć - mruknął cicho, jakby odczytując moje myśli. - Kiedy w końcu zrozumiesz, że Jell nie ma złych zamiarów, tylko chce ci pomóc?
    - Pomóc mi?! - zapytałam z niedowierzaniem, podnosząc głos. - Więzienie mnie nazywasz pomocą? Czyś ty postradał rozum?
    - Jell ma niecodzienne metody budowania więzi z innymi, to fakt, ale...
    Nie pozwoliłam mu skończyć.
    - A jakie są twoje metody budowania tej więzi? Dożylne podawanie środka niewiadomego pochodzenia w celu uśpienia?
    Pożałowałam tych słów w chwili, w której tylko je wypowiedziałam. Zobaczywszy wyraz twarzy Blana, na której malował się niemal fizyczny ból, westchnęłam zrezygnowana i spuściłam wzrok. Wiedziałam, że żałował tego, co mi zrobił, jednak ja mimo to musiałam palnąć swoje. Do cholery, czy ja się nigdy nie nauczę trzymać języka za zębami?
    - Przepraszam - mruknęłam, próbując się wytłumaczyć. - To nie miało tak zabrzmieć.
    - Oboje wiemy, że miało- niepewnie podniosłam wzrok. Jego ciemne oczy w ułamku sekundy znalazły moje. - Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę sobie to, jak cię potraktowałem.
    - Mam jedno pytanie - zaczęłam, starając się brzmieć pewnie, co nie do końca mi wychodziło. - Wtedy, w lesie powiedziałaś coś, czego do końca nie zrozumiałam... - polecił abym kontynuowała. - Powiedziałeś, że myślałeś, iż się tego nigdy nie doczekasz. Domyślam się, że chodziło ci o moje zachowanie, ale co konkretnie miałeś na myśli?
    Zdziwiło mnie to, że nawet nie musiał myśleć nad odpowiedzią, nawet wiedział, o jaki moment dokładnie mi chodziło.
    - Od dni, w którym ciebie poznałem, obserwowałem cię. Nie dosłownie, ale zwracałem uwagę na twoje zachowanie. Zauważyłem, że wszystkich traktujesz z rezerwą, jakbyś bała się, że każdy knuje spisek za twoimi plecami - uśmiechnął się lekko. - Ale jednocześnie ufałaś każdym na słowo, co, według mnie, było absolutnie sprzeczne z twoją logiką. Na przykład weźmy mnie : dałaś się zaprowadzić w sam środek ciemnego lasu, niemal w środku nocy. Zastanawiałem się, jak to możliwe, że jesteś taka... - urwał, jakby szukał odpowiedniego słowa.
    - Głupia? - podpowiedziałam.
    - Nie, raczej oryginalna - popatrzył na mnie z czułością.
    - Wow - podsumowałam, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
    - Musisz zgodzić się na te szkolenie, Blair - zaskoczył mnie nagłą zmianą tematu, ale i zdenerwował.
    - Nie ma mowy - pokręciłam głową. Już chciał coś dodać, ale go uprzedziłam. - Nie ma mowy, po prostu nie. Nie chcę się z tobą kłócić Blan, więc proszę, nie utrudniaj mi tego.
    Chyba wiedział, że w tej sprawie ze mną nie wygra, dlatego, co prawda niechętnie, ale odpuścił.
    - Chodź. Zapewne jest już po północy. Musisz się wyspać.
    Chwycił mnie za rękę i poprowadził z powrotem do zamku. Po raz kolejny idąc przez ten las, już się nie bałam.
    Po niespełna dziesięciu minutach byliśmy już na drugim piętrze, przed moim pokojem. Wbrew moich obawom, droga powrotna okazała się prosta. Nie natknęliśmy się na żadnego strażnika, zapewne wszyscy byli zajęci czymś innym.
    Delikatnie otworzyłam drzwi, po czym ostatni raz odwróciłam się do Blana.
    - Dobranoc, Blair - delikatnie chwycił mnie za podbródek i na ułamek sekundy złączył nasze usta. Zanim zdążyłam się otrząsnąć, odwrócił się na pięcie, idąc w przeciwnym kierunku.
    - Słodkich snów - rzucił przez ramię z tajemniczym uśmieszkiem.
    - Nawzajem - wyszeptałam, kiedy już znalazłam się w pokoju.



    Następny dzień zaczął się koszmarnie. Nim się porządnie wybudziłam, do mojego pokoju zastukała kobieta, której znikąd nie kojarzyłam i bez słowa wręczyła mi zgiętą karteczkę. Rozłożyłam ją, a moim oczom ukazał się wyjątkowo schludny charakter pisma.

Kiedy już będziesz gotowa,
proszę, przyjdź do mnie.
Ufam, że sama trafisz.

Władca : Blan
              

    Kilkanaście minut później szłam w dobrze znanym mi kierunku, próbując uspokoić swoje galopujące serce. Na próżno. Będąc przed gabinetem, wzięłam głęboki wdech, po czym zapukałam i, nie czekając na odpowiedź, weszłam do środka.
    Od mojej ostatniej wizyty nic się nie zmieniło, no może z jednym warunkiem. W pomieszczeniu oprócz mojej babci była jeszcze jedna osoba. Zaalarmowane moim przyjściem, obie kobiety, odwróciły się. W ułamku sekundy zostałam zmierzona zimnym wzrokiem przez dziewczynę, która, po dokładnym przyjrzeniu, nie mogła być wiele starsza ode mnie.
    - Blair, Jell, poznajcie się.

  - Oczywiście, Wasza Wysokość - skinęła uprzejmie Jell.
Wściekłość aż we mnie buzowała. W tym momencie nie panowałam nad sobą. - Myślę, że wyraziłam się dość jasno: Nie. Chcę. Żadnego. Szkolenia. Mam przeliterować?!
    Twarz Olivii drgnęła - zapewne nie spodziewała się takie reakcji - natomiast szczęka Jell prawie że dyndała przy jej kostkach. Podejrzewałam, że dziewczyna się zdziwiła moją chamską odzywką, zwłaszcza, iż nie trudno zauważyć, że traktuje Jell z szacunkiem.
    - Siadaj, Blair - Jell starała się zachować zimną krew, jednak wyczułam w jej poleceniu groźbę. Posłusznie zajęłam miejsce niedaleko Jell, przyznając sama przed sobą, że posunęłam się odrobinę za daleko. - Nie będę tego dłużej tolerowała, moja droga panno. Twoje zachowanie jest poniżej wszelkiej normy. Ja cię nie proszę o udział w tym szkoleniu, ja ci rozkazuję, zrozumiano?

    Prychnęłam pod nosem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
Blogger Templates