Social Icons

facebookgoogle plus

sobota, 30 listopada 2013

Awans : nowy szlachcic królestwa

♣ Severus Ime 



Imię: Severus
Nazwisko: Ime
Ranga: Szlachcic
Rasa: Wampir
Klasa: Arcymag
Wiek: 42 Lat
Urodziny: 6 Stycznia
Rodzina:Matka-Sarai Ime,Ojciec-Desto Ime,Siostra-Caro Ime
Żona/dziewczyna : -

Podanie na szlachcica : 

Moja postać, Severus Ime ubiega się o rangę szlachcica dworu. Moim zdaniem jest to dla niego doskonałe zajęcie. Severus jest bardzo silny umysłowo, zawsze służy dobrą radą, co w przypadku szlachcica jest bardzo przydatne. Pomimo iż jest teraz zwykłym mieszkańcem, stara się troszczyć o dobro królestwa, i często rozmyśla nad tym, jak uczynić je jeszcze wspanialszym. Jest idealistą, który zawsze ma dobry plan na wyjście z nie komfortowej sytuacji całego ludu. Pomimo iż jest trochę nie przyjemny w kontaktach nie wynika to bynajmniej z tego że jest wredny, tylko że jest bardzo poważny. Jego charakter jest nie tyle co zły, ale bardzo skryty. Severus obdarza szacunkiem nie tylko ,władzę ale i nawet najbiedniejszych mieszkańców królestwa. Zawsze jest sprawiedliwy i łatwo mu rozstrzygać spory. Sev sprawdza się także jako strateg wojenny oraz doskonały mag. Nie interesują go rzeczy materialne i nie jest chciwy, najważniejsze dla nie go jest to, by Honriette przetrwało wieki.

ZAAKCEPTOWANE !! : Przez administratora Jang / Park GeunCheo.

piątek, 29 listopada 2013

Powitajmy Heracim'a Jinate z Sinth !


± Heracim Jinate ±


Imię: Heracim
Nazwisko: Jinate
Przydomek: „Czarny”
Ranga: Strażnik Królestwa Honriètté
Wiek: 25 lat
Urodziny: 27 Czerwiec
Rasa: Żywiołak Ognia
Klasa: Wojownik/Leśniczy
Rodzina :  Anresa (kuzynka), Rachell (siostra), Dante (kuzyn)
Partner / ka : Nie posiada
Miejsce zamieszkania: Sinth
Charakter: Praworządny zły
Patron: Patron smoka krwistego

Historia : Zatrzymałem się na skraju lasu. Nie chciałem wychodzić z ukrycia, żeby przypadkiem ktoś mnie nie zauważył. Przyjrzałem się ziemią należącym do tego grubego Murwicka. Nieprzyzwoicie bogaty i skąpy dziadyga. Ale na każdego znajdzie się sposób. Gwizdnąłem z podziwu. W swoim ogrodzie Murwick miał ponad sto drzew Kolianu. Różnie na nie mówią, ale jedno nie ulega wątpliwości: ich owoce należały do najcenniejszych darów natury. Ba! Zabijano się, byle tylko zdobyć kilka z nich. Grubas pewno najchętniej zamknąłby je w swojej fortecy, ale to oczywiście niemożliwe. Otoczył je za to wysokim płotem. Pewnie myśli, że to go uchroni. O, nic z tego! Nasza grupa z pewnością mu je wydrze. To jasne jak Słońce! Głupi mur nas nie powstrzyma. Zakląłem szpetnie. Właśnie zobaczyłem coś, co jednak może nas pohamować. Bogaty Murwick zainwestował w silną obronę. Kupił sobie Terrossy. Najokrutniejsze z wszelkich bestii. Właśnie wałęsały się spokojnie po ogrodzie. Paskudne potwory. Nie jestem mały, a i tak są sporo większe ode mnie. Góry napiętych jak struny mięśni, porośniętych gęstym futrem. Paszcze pełne ostrych kłów i łapy wyposażone w mordercze szpony. Będzie ciężko. Ale nie zrezygnujemy! Nie my!
Powoli wycofałem się z mojego stanowiska obserwacyjnego. Byłem pewien, że żaden z Terrossów mnie nie zauważył. Gdyby tak się stało pewnie by mnie pogonił. Myślę, że mimo wszystko bym mu uciekł, ale to nie jest miłe wrażenie gdy sunie za tobą śmierć. Przeżyłem już to w swoim życiu. Bardzo boleśnie to wspominam, gdyż moja ukochana nie zdołała uniknąć śmiercionośnych pazurów. Do dziś dzień pamiętam jej rozdarte ciało i pożerającego ją Terrossa. Bardzo dużo czasu minęło nim się z tego otrząsnąłem. Wtedy właśnie przyłączyłem się do bandy, której przywódczynią była Krecha. Nazywamy ją tak, ponieważ na czubku głowy ma siwą pręgę. Wiele osób się krzywi myśląc, że co to za banda, którą baba przewodzi. Głupcy! Nie znam nikogo, kto nadawałby się na herszta naszej bandy bardziej niż ona. Jest bezwzględna dla swoich wrogów, ale dla przyjaciół zawsze ma otwarte serce. Co prawda nie jest łatwo się z nią zaprzyjaźnić, jest nieufna. Krecha wiele przeżyła. Nie opowiada o tym nikomu, jednak to już na pierwszy rzut oka widać. Zresztą, bądźmy szczerzy. Któż z naszej bandy nie miał jakiegoś dramatycznego przeżycia? Większości zginął ktoś bliski. Myślę, że i Kreska nosi w sercu podobną historię, choć odnoszę wrażenie, że jest coś jeszcze. Bardzo ją lubię. Ona mnie też. Może gdyby okoliczności były inne... Kto wie? Teraz trudno nam o tym myśleć. Każdego dnia ktoś z nas może zginąć. Ba! Być może nawet wszyscy, cała grupa. Trudno się do kogoś przywiązać żyjąc z taką świadomością. Albo może raczej trudno się do takiego przywiązania przyznać. Dlatego każdy robi to co do niego należy. Krecha koordynuje działania całej bandy, a ja odpowiadam za zwiady. Jestem w tym najlepszy. Dlatego nazywają mnie Czarny, bo w nocy staję się całkowicie niewidoczny. A po części i dlatego, że natura szczodrze obdarzyła mnie tym kolorem. Czasem mówią, że jestem czarniejszy niż smoła. „Szczególnie serce” żartobliwie dodaje zawsze wtedy Krecha.
Tymczasem zbliżyłem się do naszego obozowiska. Już z daleka słyszałem radosny gwar mojej wesołej kompanii. Nie było żadnych straży, nie potrzebowaliśmy tego. Znienacka wyskoczyłem zza drzewa i klepnąłem w plecy moją przyjaciółkę.
- Czołem Kreska!
- Czarny! Ty zawsze potrafisz mnie zaskoczyć!
- Co tam u grubego Murwicka? - zapytał rzeczowo Połówka.
- Dajcie chwilę odsapnąć.
Nie, nie byłem zmęczony, ale chciałem w ciszy poobserwować całą bandę. Patrzyli na mnie z podziwem. Kreska bardzo nie lubi jak ktoś wita się z nią zdrobniale. Już niejednokrotnie nam groziła, że nogi nam z dupy powyrywa jak tak będziemy na nią mówić. A jednak mi od czasu do czasu takie zachowanie uchodziło płazem. Nie było tajemnicą, że mam u niej specjalnie względy. Połówka mierzył mnie swym jedynym okiem. Dlatego tak go właśnie nazywamy, bo widzi tylko połowę świata. Onegdaj adorował naszą herszt, jednak gdy stracił oko trochę się od nas odizolował. Owszem, nadal chętnie planował różne napady, ale już nie był taki rozmowny jak kiedyś. Wszyscy wiedzieli, że nie czuje się w pełni wartościowym członkiem naszej grupy. Nam nie przeszkadzało jego kalectwo. Nadal był świetnym taktykiem, choć rzeczywiście, w polu stracił sporo ze swojego nieocenionego potencjału.
- Mam trzy wiadomości. Dobrą, złą i bardzo złą.
- Zaczynaj od dobrej. Co z Kolianem?
- Ponad sto drzew. Owoce są już dojrzałe.
Radosne gwizdy poniosły się po całej polanie. To była bardzo dobra nowina. Mogliśmy się nieźle obłowić.
- No a te złe?
- Naliczyłem siedmiu ludzi z łukami.
Tę wiadomość ponownie skwitowali gwizdami. Tym razem jednak pogardliwymi. Z tych naszych gwizdów jesteśmy słynni. Wyrażamy nimi wszelkie emocje. Zresztą, nie bez kozery zwą nas Gwiżdżącą Bandą.
- A bardzo zła? Dwóch z nich umie strzelać? - zażartowała Krecha.
- Nie. Murwick kupił Terrossy.

Odpowiedziała mi cisza. Wszyscy dobrze wiedzieli co to oznacza. Nawet jeżeli uda nam się obrabować Murwicka, nie wszyscy wyjdą z tego cało. Terrossy są urodzonymi mordercami. Ich nie da się pokonać.

Właściciel : Kantonino / Heracim

czwartek, 28 listopada 2013

Blair c.d Severus & całe królestwo

Blair nie spała, na swym łóżku pół leżała - pół siedziała, opierając na podciągniętych kolanach plik zszytych pergaminów; coś pisała, co chwilę robiąc przerwę na krótkie zastanowienie.

Dochodzący zza okna gwar miasta łudząco upodabniał ten poranek do wszystkich innych .

Miała burzę zmienno-kolorowych włosów, zadarty nos i, co dość rzadkie w jej profesji, szeroki, szczery uśmiech. Była średniego wzrostu, miała głębokie szare oczy. Bardzo piękne oczy. Ubrana była w sukienkę koloru chabru ,która powiewała ,kiedy przebiegała przez miasto .Nagle roztargniona śpiesząc się do swoich obowiązków znalazła się na środku ulicy omal nie podeptana przez pędzącego Morgula prowadzącego przez Severusa.


W tym samym momencie ,zachodzące słońce zaczerwieniło chmury, oblało krwawym blaskiem niebo. Niesamowite cienie igrały wśród drzew na horyzoncie. Tuż przy ziemi unosiła się lekka mgła - wspomnienie o upalnym i męczącym dniu. Gdzieś po prawej odezwało się cykanie świerszczy i kwilenie jakiegoś nocnego ptaka. Wszystko zamarło, jakby w oczekiwaniu na coś...

Uwaga!

Chciałabym ogłosić że będę rzadko wchodzić, gdyż jestem w żałobie.
Wczoraj mój ukochany umarł. 
Chcę was prosić o jedną malutką rzecz - o trochę czasu.
Muszę się pozbierać. Nie martwcie się będę zawsze z wami i gdy dojdę do siebie zjawię się na blogu.

                                                          ~~Wasza moderatorka Eli

poniedziałek, 25 listopada 2013

Od Severusa c.d całe królestwo

Po wielu tygodniach żmudnego rejsu po tajemniczych wodach morza Mare ,na horyzoncie ukazało się miasto Vinthaler. Wiedząc, że cel podróży jest już coraz bliżej założyłem moją czarną pelerynę z dużym kapturem i wyszedłem na pokład okrętu. Jak zwykle panował tam niewyobrażalny hałas spowodowany przez załogę która krzątała się po całym statku, nosząc tam i powrotem przyprawy, tkaniny i zwierzęta przywiezione z dalekich lądów. Od razu całe miasto wydało mi się dobrym miejscem dla kogoś takiego jak ja. Bo chyba tylko w Honriette upiory i inne stworzenia mogą czuć się bezpiecznie bez względu na różnice. Gdy dobiliśmy do stoczni, marynarze wyprowadzili spod pokładu Margula, i starali się założyć mu uzdę i siodło(Morgul tego nie lubi więc mieli problem X3).Tym czasem ja zeszedłem z okrętu i weszłem na molo, by spotkać się z Barkym Andersem , który pięć miesięcy temu zaoferował mi mieszkanie w tym królestwie za dosyć małą sumę. Rozejrzałem się i zobaczyłem niskiego, pulchnego brodatego mężczyznę z szerokim uśmiechem.
-No witaj Sevy!-krzyknął -Jak tam podróż?
-Męcząca-odpowiedziałem krótko gdyż nie należę do osób rozmownych
-A…masz pieniądze?
-No pewnie-przewróciłem oczyma po czym wręczyłem kupcowi sakwę z monetami
-Miło robi się z tobą interesy.-mruknął uśmiechając się pod nosem
-Nawzajem.-powiedziałem i kątem oka zobaczyłem jak marynarze starają się wyprowadzić Morgula.Podeszłem do zwierzęcia i szybko znalazłem się w siodle
-Dziękuję panowie-ukłoniłem się po czym pogalopowałem w głąb miasta, gdzie natknąłem się na…

<Na kogo się natknąłem?>

niedziela, 24 listopada 2013

Ogłoszonko :D

Więc tak : Jang wpadła na pomysł stworzenia serii koszulek Królestwa Honriette. Pomysł zostanie zrealizowany przez Jang i Jell. Zabieramy się do roboty. Jak koszulki będą gotowe na pewno wam pokażemy ;3

Oczywiście po koszulkach weźmiemy się za robotę innych rzeczy <gadżetów>.

Z poszanowaniem i chęcią do roboty Jell i Jang

Przybył nowy chowaniec



Imię : Morgul
Płeć : samiec
Wiek : 5 lata
Rasa : Saltus Mortem- po łacinie leśna śmierć, Jest to ogromny jeleń(ok. 2 m. wysokości w kłębie) żywiący się mięsem. Zamiast twarzy ma czaszkę wyposażoną w ostre zęby stworzone do rozrywania wrogów na kawałki.Istnieje wiele odmian sierści tego stworzenia, ale Morgul jest ciemno-brązowy
Żywioł :Nieznany
Moce : Nieznane
Rodzina : Severus Ime
Partner : szuka
Historia : Severus znalzł go w wieku 2lat podczas podróży i go przygarnął

Właściciel : Severus

Powitajmy nowego mieszkańca :

Severus Ime 


Imię: Severus
Nazwisko: Ime
Ranga: Mieszkaniec
Rasa: Wampir
Klasa: Arcymag
Wiek: 42 Lat
Urodziny: 6 Stycznia
Rodzina:Matka-Sarai Ime,Ojciec-Desto Ime,Siostra-Caro Ime
Żona/dziewczyna : -
Szczególne znaki: Ma na plecach długą bliznę z szwami, które są już prawie nie widoczne, i znamie w kształcie czaszki jelenia na ramieniu
Charakter: Praworządny zły
Miejsce zamieszkania: Vinthaler
Patron: Diamentowy Smok
Historia:Severus jeszcze za życia mieszkał daleko poza Królestwem Honriette w małym miasteczku GoldShire.Zajmował się tam badaniami nad Illithidami, lecz nie przynosiło mu to większych efektów.Pewnej nocy zszedł do piwnicy, w celu doglądnięcia jego ,,podopiecznych''.Całe pomieszczenie było ciemne, a drogę oświetlała mu jedynie świeca.Nagle z niewiadomej przyczyny padł na ziemię, a szłysząc hałs jego żona od razu zbiegła na dół.Zastała tam martwego małżonka, który z niewiadomych przyczyn zaliczył zgon.Severus Ime zmarł w tajemnicych okolicznościach w ieku 37 lat, a pochowano go na cmentarzu w zachodniej części GoldShire.O dziwo, po 3 latach stwierdzono, że ciała pana Ime nie ma już w grobie.Evena Ime wzięła to za głupi rzart, i nakazała rozpocząć poszukiwania ciała jej męża.W nocy, gdy wdowa kładła się spać, dokładnie o godzinie zgonu Severusa Ime, ktoś zapukał w jej okno.Bez namysłu je otworzyła i zobaczyła swego wybranka już jako wampira.Pomimo iż Severus bardzo cieszył się spotkaniem, Evena była przerażona.Młody wampir uznał że nie ma już nic do szuknia w GoldShire.Zapomniał o dawnym życiu i ruszył do Honriette.Podczas podróży poznał wiele osób i opanował magię krwi

Przedmioty niezbędne:               Różdżka z włuknem z serca smoka


Księga magii;




Właściciel: Tygrysica

sobota, 23 listopada 2013

Zaktualizowanie profilu i historii :


җ Blair Vanth җ



Imię: Blair
Nazwisko: Vanth
Ranga : Scenograf
Wiek : 18 lat
Urodziny:  9 Kwietnia
Rasa: Ikavanin (Pół-kot)
Klasa: Zaklinacz / Hipnotyzer
Umiejętności : Panowanie nad instynktami zwierzęcymi, umiejętności magiczne.
Żywioły : Ziemia 
Partner: Nie posiada i jak na razie nie ma\ w planach. Żyję samotnie.
Dzieci /potomstwo : Nie posiada

Historia : Victoria.Mój najgorszy koszmar. Ot tak, ona weszła w moje życie. Bałam się jej, przerażała mnie jakakolwiek myśl o niej, ale nie uciekałam. Stała przede mną. A raczej stało coś, co było nią. I nie stało tak dosłownie, tylko zmaterializowało się w lustrze. Nie wiem, dlaczego się bałam skoro w pewnym sensie ona była od niego zależna. Nie mogła mnie skrzywdzić, a mimo to dalej trzęsłam się ze strachu. Jej zielone oczy przeszywały mnie na wylot, a na twarzy miała wypisaną chęć mordu i rzezi. Temperatura wokół opadła, a w powietrzu wyczułam ostre napięcie.
- Czego chcesz? - Wychrypiałam, jednocześnie rozglądając się za ratunkiem. Nie wiem, czy ktoś mnie widział albo czy widział ją. Boże, ale to musiało wyglądać. Jakaś nastolatka gadająca z lustrem. Na wspomnienie Jev'a i tego, jak nazwał mnie niezrównoważoną, zaśmiałam się z napięciem.
- Co za ironia. - Szepnęłam sama do siebie.
- Wiesz, czego chcę. - Moje rozmyślania przerwał głos Victorii. Pierwszy raz z nią rozmawiałam, w ogóle pierwszy raz rozmawiałam z kimś, kto nie żyje. Jej głos przypominał mi tłuczone szkło, które raniło. Tak samo jej głos ranił moje uszy. Energicznie pokręciłam głową. Skąd miałam wiedzieć, czego ona ode mnie chce?
- Nie mam pojęcia.
- Głupia! - Krzyknęła, a lustro zaczęło drżeć i lekko pękać. Ruchem ręki starałam się ją uspokoić, oczywiście na marne. - Odejdź, a przestanę cię nękać.
- Gdzie mam odejść? - Uniosłam lekko brwi.
- Masz zostawić moje zabawki w spokoju. - Odpowiedziała ostro.
- Jakie zabawki? - Jeśli wszystkie duchy były takie wredne, to wolałam żyć w nieświadomości.
- Wiedziałam, że ludzie są głupi, ale żeby aż tak... - Jej obojętny ton i morderczy wzrok pozbawiały mnie tchu.
- Ty też byłaś człowiekiem... - Powiedziałam tak cicho, jak mogłam, ale i tak to usłyszała. Od razu pożałowałam tych słów. Lustro pękło i jeden ostry kawałek z niezwykłą prędkością wystrzelił w moją stronę. Instynktownie odchyliłam się w bok, a on drasnął mnie boleśnie w policzko. Dzięki Siedzibie za treningi!


- Nigdy, ale to przenigdy, mnie do siebie nie porównuj! - Wrzasnęła potężnie. - I zostaw Hunterów w spokoju! Oni należą do mnie, nie do ciebie! Zawsze będą należeć do mnie. Zawsze... Dopilnuję tego, możesz mi wierzyć lub nie, głupia. - Wierzyłam jej, że na pewno tego dopilnuje, ale nie mogłam siedzieć cicho. Cole i Jev nie należeli do nikogo. Ani do niej, ani do mnie... Mój strach zamienił się w gniew i gorycz. Serce Cole'a było wolne, nie należało do nikogo. Może kiedyś Victoria była panią jego serca i w nim gościła, ale to się skończyło. Nie powinna już nikogo terroryzować. Może kiedyś mówił jej, że ją kocha, że jest dla niego wszystkim. Zapiekły mnie oczy. Nie wiem, co bardziej bolało. Zranione i krwawiące policzko, czy fakt, że jeszcze nie usłyszałam od Cole'a tych dwóch słów. Nie wytrzymałam.
- Zamknij się! Cole, nie należy do ciebie! Bawiłaś się nim, zraniłaś go... On nigdy nie należał do ciebie. Nie należy też do mnie. - Głos mi się załamał. Skroń pulsowała boleśnie, a ręce bolały i dziwnie mrowiły. Nawet nie zauważyłam, że zacisnęłam pięści, tym samym wbijając sobie paznokcie w skórę. Do oczu napłynęły łzy. Szybko się ich pozbyłam, ale jedna uleciała i spłynęła na otwartą ranę, która strasznie zapiekła. - Przestań traktować ich jak swoją własność! Oni cię nienawidzą! - Skończyłam ciężko dysząc.
- Skoro mnie nienawidzą, to dlaczego pamiętają? Dlaczego chcą pamiętać? Dlaczego o mnie śnią? - Victoria wiedziała, że nie umiem odpowiedzieć na te pytania. Byłam na przegranej pozycji. Coraz bardziej narastała we mnie niewytłumaczalna wściekłość. Jeszcze mocniej zacisnęłam ręce i wrzasnęłam z frustracją. I stało się coś niewytłumaczalnego. Miałam wrażenie, że czas zwolnił. Wszystko stało się inne, wyraziste i takie... przyjemne. Nagle to wszystko stanęło, spowiła mnie ciemność, a potem w powietrzu zawisł krzyk. Powoli wracał mi obraz, a dźwięki stały się wyraźne. Jak mogłam tego nie słyszeć? Wszędzie panował straszliwy hałas. Płacz i krzyki ludzi. Czułam ich strach i zdenerwowanie. Nie wiem, jak i dlaczego, ale gdy się odwróciłam, wszystko było jasne. Centrum zamieniło się w pobojowisko. Stalowe i ciężkie ozdoby leżały na ziemi, obręcz powykrzywiana, a w niektórych miejscach nawet jej nie było. Z przerażeniem patrzyłam na podłogę pełną krwi. Nie wiem, jak to się stało, ale byłam pewna jednego. Już nie byłam ofiarą, która ucieka przed bólem i śmiercią. Teraz byłam oprawcą, który niósł śmierć niewinnym ludziom.
- Co ja zrobiłam? - Wyszeptałam w powietrze, wiedząc, że nikt mnie nie usłyszy.
****
Uciekłam. Uciekłam jak tchórz i jakiś przestępca. W końcu to ja byłam odpowiedzialna za to, co się stało. Stałam się potworem. Brzydziłam się sobą, a najbardziej brzydziłam się tego, że całe to zajście napawało mnie satysfakcją. Chciałam więcej. Jeżeli poczucie winy mnie nie zabije, to sama to zrobię. Miałam świadomość ,że mój brat i mężczyzna ważny memu sercu nie żyją , gorszy był fakt ,iż spóźniłam się ,aby ich uratować ,a co tylko mogłam zrobić to napawać się ,że bluźnierczo zaśmiałam się w twarz Victorii. To ta ,która odebrała mi osoby ,które były dla mnie bardziej potrzebne niż tlen. Od tego momentu wszystko się zmieniło ,moje życie się zmieniło ,a ja wraz z nim. Zaczęłam nową ścieżkę życia w Królestwie.

(Victoria – matka Blana ,która w gruncie rzeczy prowadziła dwa życia : Jako przykładna żona i kochająca matka ,a w tajemnicy czciła się jako ladacznica ,kochanka dla wielu mężczyzn, morderczyni i kobieta lekkich obyczajów, która odbierała za pomocą iluzjonierskich, magicznych umiejętności mężów/narzeczonych wielu kobietom. Blair nie jest tego świadoma kogo jest synem przykładny władca  ,nawet nikt z królestwa o tym nie wie ,a co dopiero jego brat. A skąd Blan wie o tym ? Ponieważ był świadkiem karygodnych rzeczy ,które wyprawiała jego matka.)

Właściciel : Jang / Park GeunCheo  


Nie ma to jak w domu : Hana & Yoh , CD wszyscy


 Hana: Nie bardzo ogarniam, co się stało?
Yoh: ja nie wiem jak on to zrobił ale jestes jestes tu ze mna i to sie liczy chodz do domu
 Hana: Ok *poszedłem za tatą*
Yoh: Weszliśmy do domu pio cichu Anno? spytałem
 Anna: *byłam w kuchni i robiłam obiad* Jestem na nogach już od dłuższego czasu...
 Yoh: to dobrze podjdz tu na chwile ale obiecaj ze nie udusisz nikogo zradości
 Anna: A niby czemu miałabym to zrobić? *podeszłam do nich*
 yoh: podejdz i zoacz sama
 Anna: *przyszłam bliżej* hej, Hana
 Hana: Hej, mamo
Yoh: teraz możemy zyć jak dawniej , jak mormalna szczesliwa rodzina * powiedzialem patrzac na nich z usmiechem a serce waliło mi z radości jak oszalałe*
Ana i Hana: popatrzylismy na niego nie wiedząc o co chodzi*
 Yoh; nie ważne z resztą, to co teraz robimy?* spytałem zmieniając temat*
Hana: ja nie mam pojęcia
Anna: ja teraz robię obiad
Yoh: hmmm to może ci pomóc?
Anna: Możesz, nie mogę sobie poradzić z tym przepisem...
 Yoh: którym? * podszedłem i wziąłem kartkę z przepisem* hmmm poczekaj zaraz cos wymysle
Anna: *usiadłam na krześle*
Yoh: hmmm  przeczytałem ponownie przepis moze zacznijmy od pokrojenia ryby a następnie no reszte to nie jest tak zawiłe  jak mi się wydawało po erwszym przeczytaniu
Anna: jest prawie gotowe przecież
Yoh: a więc zostało jeszcze tylko parę szczegółów
Anna: Próbowałam, a tobie to się chyba nie uda
 Yoh: ale czenu tak myślisz? FOCH tywe mnie nie wierzysz * odwróciłem się do niej plecami i założyłem ręce*
Anna: Wszyscy wiedzą, że gorzej gotujesz ode mnie
Yoh: nie prawdaaa , nie wszyscy ..  Odwrociłem smiejąc się
 Anna: Jak jesteś taki mądry to sam to spróbuj zrobić
 Yoh: A żebyś wiedziała , że spróbuję (B)
Anna: Proszę cię bardzo
Yoh: *zacząłem kroić warzywa *
Anna: *wzięłam jakiś magazyn i zaczęłam czytać*
Yoh: krojąc je na szybko ciachnałem sie w palec , lec tego nie zauwazylem i krilem dalej , a krew ciekla na tacke
Anna: *patrzyłam co Yoh robi w przerwach w czytaniu* uciąłeś sobie palec...
Yoh: naprawdę? * popatrzylem na reke * cho*e*a  ! *powiedziałem i poszdłem do łazienki *
Anna: Nie przeklinaj
yoh: to nie jest przeklenstwo tylko choroba
 Anna: Nie gadaj, że jesteś chory *spojrzałam na niego*
 Yoh: bardzo śmieszne . * usmiechnalem sie do niej i powrocilem do kuchni*
Anna: *znowu wróciłam do czytania*
 yoh; zaczałem bawic sie ryba aż w kncu chyba wyszło

 Anna: Skończyłeś już?
Yoh: tak  chyba tak wiekrzosc ty zrobilas
Anna: No, prawda
Yoh: no więc .... naloze na taleze
 Anna: tylko ostrożnie, może się rozlecieć
 yoh; zacząłem powoli nakladac 2 pierwsze taleze sie udalo ale oczywiscie zawsze musze cos zepsuć i gdy nakladalem ostatnie kawalki sie zaczelo mi rozwalec no coz bywa
 Anna: *spojrzałam na talerz*
 Hana: *cicho wymknąłem się z domu*
 Yoh: zaniosłem talze do salonu
 Anna: *spróbowałam* całkiem nieźle ci wyszło...
 Yoh:   *rozejrzałem się * gdzie jest Hana?
 Anna: *rozejrzałam się* nie mam pojęcia...
 Yoh: kończąc jedzenie powiedzialem* moze pojde go poszukac?
 Anna: Pójdę z tobą
 Yoh: no dobra ale jak myślisz gdzie on mógł pójść  nie mowiac nam , ze wychodzi?
 Anna: Sama nie wiem... *znowu się trochę gorzej poczułam*
Yoh: w sumie nie ma już 2 lat zapytamy go jak wroci
Anna: Pewnie masz rację... z resztą - wszędzie ciągle... gdzieś uciekał...
Yoh: mam tylko jedna nadzieje .... ze Zeke sie nie dowie ...
 Anna: Czego... miałby się... dowiedzieć...?
Yoh; nie niczego jakos mi sie tak powiedzialo , nie wane
 Anna: Owszem, ważne...
 Yoh;  nie naprawde , nie wazne głosno myslalem
 Anna: Yoh... powiedz prawdę!
Yoh: mowie przeciez , nie wazne * usiadłem na kanapie i popatrzyłem w okno*
 Anna: *spojrzałąm na niego*
 Yoh:  zamyśliłem się obserwójąc niebo * moze pojdziemy się przejść ?
 Anna: Ale... znowu się gorzej... czuję...
 Yoh: a więc idź spać
 Anna: *poszłam do sypialni i zasnęłam na łóżku*
yoh: patrzyłem jeszcze przez chwile przez okno a nastepie wysedłem przed dom i usiadłem na prohu
 Hana: *poszedłem poszukać Diany, dawno się z nią nie widziałem, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć*
 Yoh: siedziałem na progu i myślałem
 Amidamaru: nad czym rozmyślasz?
 Yoh: hmmm  nie wiem wszystko jest teraz tak inaczej...
 Hana: *wszedłem na jakąś górę, widziałem stąd całe królestwo*
 Yoh: Postanowiłem iść na polane i zdrzenąć się pod swoim ulubionym drzewkiem*
 Hana: *doszedłem na szczyt, widziałem nawet granice królestwa*
 Yoh; *szedłem a gdy byłem na ,miejscu zasnałem*
 Hana: *usiadłem na tej górze*

Ktoś dokończy?

piątek, 22 listopada 2013

Powstanie R5 - Ross

- Ross ! - zawołał mnie brat (Riker) z jakimiś kartkami w ręce
- Co się stało ? - zapytałem zdyszanego brata
- Zobacz - powiedział podając mi kartki z jakimiś tekstami piosenek
- Ale co to ? - zapytałem jeszcze zaspany
- Tekst piosenki nie widać ? - powiedział oburzliwie
- Widać ale po co mi one ?
- Lepiej wołaj Jell, Rocky'iego i Ellington'a... Niech zabiorą instrumenty ! - powiedział
- No ok - powiedziałem trzymając nadal kartki

Poszedłem najpierw po Jell...

- Jell... - powiedziałem lecz ona się nie obudziła
- Jell... - powtórzyłem
- Co chcesz ?! - powiedziała zasłaniając oczy przed promieniami słońca
- Riker coś wymyślił - powiedziałem
- Znowuż ?! - powiedziała oburzona powoli wstawając
- Taaa - powiedziałem
- Zaraz będę gotowa - powiedziała
- Pff zaraz... idę po Rocky'iego - powiedziałem

*Pod drzwiami domu Rocky'iego*

- Wstawaj ! - krzynąłem przez drzwi
- Co  ?- zapytał czyszcząc swą gitarę
- Chodź do Rikera - powiedziałem
- Albo idź po Ellington'a - dodałem

*U Rikera*

- Jesteśmy - powiedzieliśmy będąc u niego
- Dobrze zaczynajcie - powiedział dając kartki

Jell wzieła się za grę na pianinie Ellington na perusji a ja, Riker i Rocky za gitary...

(Ćwiczenia)


- Już nie daję rady - powiedziała wyczerpana Jell
- Po co nam to ? - zapytał Rocky
- Nie rozumiecie ?! - powiedział Riker
- Nie wiesz - powiedziała Jell
- A co gdybyśmy utworzyli zespół ? - zaproponowałem
- Świetna myśl - powiedział Eligton
- Hmm może być powiedziała Jell
- To co ? - zapytał Riker
- Wchodzę w to - powiedział Rocky
- Ja też - powiedziała Jell
- To ja też - Elligton
- Czyli.. Jaka nazwa ?
- Hmm R5 ? - zaproponowała Jell
- Może być - powiedziałem
- Top R5 zaczyna działalność - powiedział Riker
- Tak - powiedział Rocky

środa, 20 listopada 2013

Dziwna choroba i powrót* cz 2 cd Anna

 Yoh:* Stałem przez chwilę w miejscu nie wiedząc gdzie zacząć szukać . Postanowiłem przejść się po królestwie i poszukać . Obszedłem całe miasteczko i go nie znalazłem wieć poszedłem do lasu i... usłyszałem za sobą szelest. Domyśliłem się , że to on i specjalnie szedłem dalej w stronę polany. Szczepan szedł za mną jak cień. Doszedłem na polane i usiadłem pod drzewem.*
  możesz już wyjść * powiedziałem  patrząc w niebo*
nic się nie stało , lecz szmer ucichł.
*Szczepanie wiem , ze tam jesteś wyjdź , chyba , ze sam mam do ciebie podejść
*Przedemną ukazała się postać mężczyzny. * 
 Szczepan: co tu robisz samotnie bez swojej rodzimki? * spytałem patrząc na niego z szyderczym uśmiechem* Dobrrze nie odpowiadaj wiem po co tu jesteś , ale nie powiem ci nic dopuki nie bedziesz ze swoja rodzinką
Hana: *poszedłem do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia*
Yoh: hmmm to bedzie maly problem bo oni sa w domu..
Szczepam : dla mnie żaden  idź po nich poczekam. 
Yoh:  * wstałem i i pomyslalem* nie wiem czy to dobry pomysl , lecz poszedlem bo mialem nadzieje ze tamten sen to byl kajis znak.* po 15 min bylem w domu*
Hana: *jadłem kanapkę* Hej tato
Yoh: hej.. *powiedzialem zamyslony * wiesz nznalazlem go... ale jest jakis dziwny
Hana: To znaczy?
Yoh: powiedział mi , że nic mi nie powie ale wie co chce od nigo i nie powie NIC dopuki nie pojawimy sie tam wszyscy cala *rodzinka*
 Hana: To idziemy?
Yoh: wiesz..  mam dziwne przeciuci , ze to nie jest dobry poysl a wlasciwie to mieszane uczucia bo niby chce by moj sen stal sie prawda ale jednoczesnie wydaje mi sie ze szczepan nie jest do konca ... h mmm dobry i ze cos sie stanie
 Hana: ja tak nie sądzę
 Yoh:  Ja nie wiem ale no dorze  chodzmy hmm Anna śpi?
 Hana: śpi
 Yoh: no wiec chodzmy nie bedziemy jej specjalnie budzic. * wyszlismy z domu i poszlismy w strone polany*
Hana: *idąc pogwizdywałem*
 Yoh: * weszlismy na polane ON czekal na nas. 
 Szczepan: no nareszcie jesteście popatrzyłem na Hane dawnos my sie widzieli..
Hana: Prawda, ale gdzie ja cię ostatnio widziałęm - nie pamięatam
 Anna: *obudziłam się*
 Szczepan: aaa szczerze to inałes mnie raz na zakupach.. ja wtedy poznałem kim jestes i poczolem ze a z reszta to nie ważne
 Hana: prawda... umiesz mnie przywrócić do żywych?
 Szczepan: moze umiem , może nie a ty skąd wiesz? hmm widze , ze twój tata to straszny gaduła 
 yoh: * podrapałem sie po głowie i spojzalem na hane potem na niego i powiedzialem* a wiec umiesz czy nie?
szczepan: moze umiem , moze nie kto to wie kto wie...( droczyłem sie z nimi bo dawlo mi to radoche )
 Hana: Gościu, gadaj, bo jak nie...
 Szczepan: bo jak nie to ? zdania nie dokonczyłes. a z reszta grozby to do kogos innego bom ja nie jestem człowiekiem a pytanie wasze uprzedze bo kim jestm nie powiem. ale sprawe mam do ciebie Hano (usmiechnałem sie szyderczo)
 Hana: Jakąż to?
 Szczepan: taka jedna ale o niej dowiesz sie innym razem gdy bedziesz mi potrzebny... ale teraz Ja chcę ci pomuc i zrobie to  jesli ty tego chcesz
 Hana: Oj, chyba prawie cała moja rodzina chce, więc ja też
 Sczepan: uśiechnąłem się złowieszczo i rzekłem  a wiec chodz ze mną a nie znaczy stój a ja reszte zalatwie
 Yoh: ale o asz zamiar dokladnie zrobic?
 Szczepan:  hmmm to nie jest twoja sprawa jak chyba starczy odpowiedz jakos . a teraz do rzeczy *  wyciagnalem czarna peleryne i nazucilem na mnie i n aHane przeteleportowalismy sie w magiczne iejsce puste a kjednak pelne gwiazd i jasnego swiatla
 Hana: *rozejrzałem się* co to za miejsce?
 Szczepan:  magiczne miejsce zwane potocznie PRZYSTANIA
 Hana: A jaki ono ma sens istnienia?
 Yoh: znikneli a ja zastanawialem sie co sie dziej
 Szczepan: Sens ma ogromny jest to przestrzen ktora jest jednoczesie niczym z niej powstanie kiedys cos...
 Hana: *ziewnąłem* nudzisz. można po ludzku?
 Szczepan: ahh z tego cos kiedys będzie
 Hana: Rozumiem. Tooo... po co tu przyszliśmy?
Szczepan: bo ty tesz mozna zec czyms bediesz. dobra bez gadania teraz sie skupic musze.Zamknąłem oczy i zacząłem wymawiać słowa nie znane dla zadnej obcej rasy mówiąxc sypałem magiczny Filetofy pył. , który moja rodzina przekazuje z pokolenia pokolenie by moc byc wilekim i wsechmocnym. Po zakończonej ceremoni  światłość cgasła i świciła nad chłopcem , który zasnął.  *Zesłałem go na ziemie*
Yoh: Nagle z Niebo się roztąpoło i błysnęło fioletoffym oślepiającym swiatłem. Zzamknąłem oczy a gdy je otworzyłem na ziemi zobaczyłem ... Mojego syna. Chciałem podbiec do  niego jak najszybciej lecz nie mogłem biała sciana zagrodziła mi droge mogłem tylko patrzec co sie dzieje. Po chwili obok chany ukazał sie szczepan .
Szczepan : stanałem kolo chłopca , ktory sie własnie ocknął i szepnałem mu na ucho * Odpłacisz  mi za pomoc w swoim czasie gdy bede tego potrzebował i zniknąłem*
Yoh: Podbiegłem do niego i  przytuliłem .
 Hana: Nie bardzo ogarniam, co się stało?
 Yoh: ja nie wiem jak on to zrobił ale jestes jestes tu ze mna i to sie liczy chodz do domu
 Hana: Ok *poszedłem za tatą*
 Yoh: Weszliśmy do domu pio cichu Anno? spytałem
 Anna: *byłam w kuchni i robiłam obiad* Jestem na nogach już od dłuższego czasu...
Yoh: to dobrze podjdz tu na chwile ale obiecaj ze nie udusisz nikogo zradości

Anna? i jak zareagujesz na niespodzianke?

poniedziałek, 18 listopada 2013

od Yoh i Anny z udziałem kasandry * dziwna choroba i powrót * część 1

  Anna: *siedziałam na skraju lasu*
Yoh :   idac przedsiebie  o niczym nie myslac gdy zobaczylem Anne - hej co tu robisz?
 Anna: Nic, a co?
 Yoh: nie nic tak tylko pytan ,a co nie moge?  (Usmiechnalem sie)
 Anna: możesz,  możesz
 Yoh: idziesz sie przejsc?
 Anna: mogę iść i tak nie mam nic lepszego do roboty...
 Ok, byle szybko
 Jestem na chwile
 Yoh; *wziàlem ja za reke i poszlismy w glab lasu*
 Anna: *rozejrzałam się po lesie*
 Yoh: nikogo tu nie ma eee chyba cos sie stalo?
 Anna: co? Przepraszam,  nie usłyszałam...
Yoh: nic takiego
 Anna: *usłyszałam jakiś szelest*
 Yoh "za duze na myszy " pomyslalem
 Anna: *zaczęło mi się kręcić w głowie, czuła, że coś miałam na ręku*
 Yoh: Anno   Co sie stalo? Dobrze sie czujesz?
 Anna: n-nie wiem c-co s-się dz-dzieje... *spojrzałam na rękę,  był tam olbrzymi kleszcz*
Yoh: kochanie ty to masz pecha z tymi kleszczami
 Anna: n-nigdy żadnego n-nie miałam...
Y a ostatnio? Hmnn chyba ze cos mi sie pkrecilo , omuc ci z ttm?
 Anna: *słabo pokiwałam głową* ale i t-tak już m-mam b-boreliozę...
 Yoh wyciagnalem kleszcza i zucilem gdzie w gtrawe. Nie przesadzaj  to tylko 1 kleszcz
 Anna: w-wiesz ż-że w-wystarczą trzy d-dni? T-ten m-musiał tyle s-siedzieć...
Yoh: mogłaś mi powiedzieć wcześniej 
Anna: n-nie wiedziałam o n-nim... *zaczęłam ciężko oddychać*
 Yoh: wiesz moze wracajmy do domu ok?
 Anna: m-masz rację... 
 Yoh zaczelismy isc w strone domu
 Anna: *gdy byliśmy w połowie drogi,  nie mogłam dalej iść i zasłabłam*
Yoh:  Anno! - krzyknąłem łapiąc ją w ostatniej chwili
Anna: *delikatnie otworzyłam oczy* spokojnie... nic mi nie... będzie...
Yoh:  jakbys upadla moglabys sobie zrobic krzywde dojdziesz na wlasnych nogach? Bo moge cie zaniesc
 Anna: n-nie mogę...
Yoh : wzioalem  anne na rece i doszlismy do domu
 Anna: dz-dziękuję... *powoli zamknęłam oczy*
Yoh: polozylem ja na lozku mialem nadzieje ze wszystko bedzie w pozadku i ze jest zdrowa. Po czym wyszedłem z domu i zacząłem myśleć 
Kasandra: *Chodziłam bez celu po terench Królestwa*
 Yoh:  szedlem przed sieboie gdy zauwazylem kasandre* hej powiedzialem
Kasandra: -Witaj Co tam u Ciebie?
 Yoh : ee wiesz niezbyt dobrze.
 Kasandra: -A co się takiego stało? -zapytałam zaskoczona
Yoh :  sam jestem zaskoczonyy ale Anne dziabnal kleszcz i nic mi nie powiedziala i miala go 3 dni a jak wracalismy do domu to upadla ni mogla dalej isc zabralem ja do domu i teraz spi ale mowila mi ze chyba ma jakas chorobe przenoszona przez kleszcze marywie sie o nią 
 Kasandra: Aha to bardzo smutne ale mogę znaleźć jakieś lekarstwo jeśli tylko chcesz? Mam gdzieś księgę o leczeniu z chorób
Yoh to bardzo mile z twojej strony ale nie wiadomo co tak naprawde jej jest.. Ale warto sprobowac
 Kasandra: -Czy mogę iść z Tobą zobaczyć Ciocie Anne?
 Yoh: TAK chodzmy moze juz wstala..
 Kasandra: *szłam za wujkiem*
 Yoh: *weszliśmy po cichutku do domu*
 Anna: *leżałam wciąż na łóżku, źle się czułam*
 Yoh: Anna ? lepiej sie czujesz?
 Anna: Jakoś... nie...
 Yoh: kasandro bedziesz w stanie pomóc?
 Kasandra: -Tak raczej tak. Powiedz czy coś Cię boli?
 Anna: Brzuch najbardziej i trochę głowa...
 Yoh; no dobrze . Zlapałem Anne za ręke wyjdziesz z tego zobaczysz
 Anna: Mam... nadzieję...
 Yoh: napewno.  teraz zostalo czekac na kasandre
 Anna: *patrzyłam na drzwi*
 **20minut później**
 Kasandra: *wbiegłam do domu cioci* -Mam -powiedziałam ucieszona i podałam wywar wujkowi
 Yoh: i to napewno pomoże?
Yoh: Anna ? lepiej sie czujesz?
 Anna: Jakoś... nie...
kasandra: na pewno pomoże , podgrzej to tylko i zobaczysz , że podziała  , ja musze iść mam wiele spraw do załatwienia , pa . Wyszłam i zamknęłam drzwi.
 Yoh : dpbra , Anno wypij to , powinni ci pomuc
 Anna: *wysyłam i nagle poczułam się strasznie źle, ale zaczęło mi przechodzić*
 Yoh mam nadzieje , że bedzie dobrze
 Anna: *uśmiechnęłam się do Yoh*
 Yoh: lepiej sie czujez?
 Anna: o wiele...
Yoh: cos jest nie tak bo wiecznie cię łapie straszny ból a potem sam z siebie przechodzi .. ma nadzieje , że nie bedzie następnego ataku
 Anna: a co jeśli to coś poważnego?
yoh: chciałby powiedziec napewno nie , ale nie wiem co myslec jak wrói kasandra to opowiemy jej o objawach i moze znajdzie cos w swoch książkach
 Anna: no miejmy nadzieję...
 Yoh: chcesz może herbaty?
 Anna: z chęcią się napiję
 Yoh; poszedłem do kuchni i zrobiłem herbate po chwili wróciłem i podałem jej kubek
 Anna: dziękuję *napiłam się*
 Anna: *spojrzałam na niego*
 Yoh coś sie stało?
 Anna: nie, chciałam ci oddać kubek
Yoh: wziąłem kubek i zaniosłem go do kuchni 
Anna: *ziewnęłam*
 Yoh: spałaś tyle czasu    i jeszcze jestes zmęczona ? *Uśmiechnąłem sie * śpij kochanie powiedziałem i przytuliłem ją
 Anna: dobrze... *prawie natychmiast zasnęłam*
 Yoh: Anna spała a ja przeniosłem się do kuchni i tam sobie siedziaiłem
 Hana: *niespodziewanie pojawiłem się obok taty* hej!
 Yoh: Hana co tu robisz?
 Hana: nic, rodzinoy już odwiedzić nie można? *zaśmiałem się*
 Yoh:  oczywisciue,ze moNa , ale mnie zaskoczyles
 Hana: serio?
 Yoh:Tak czy to takie dziwne?
 Hana: owszem, myślałem, że ciebie już nic nie zaskoczy *znowu się zaśmiałem*
Yoh:  mmm to przez to ,ze ciagle mysle o annie cos jest nie tak...
 Hana: co się dzieje z mamą?
 Yoh:  ciagle ma straszne bole glowy i niewiadomo skad przechodzą
 Hana: rzeczywiście to źle... (wejdź na c wiesz ze oshat, sama jestem :<)
 Yoh: mhm wiesz sniles mi sie ostatnio..
Hana: Serio?
 Yoh:  no tak..
 Hana: a w jakiej sytuacji?
 Yoh:  wiesz tkiej dziwnej.... *podrapalem sie po glowie*
 Hana: To znaczy?
 Yoh:  wiesz byl tam taki czlowiek  widzialem go przez chwile i ciebie byles no eee czlowiekiem ... I ja nie mam pojecia o co chodzi
 Hana: Ciekawe, ciekawe...
 Yoh: *zamyslilem sie*
 Hana: Taaatooo, zayśliłeeeeś sięęęę! xD
 Yoh:  ee tak... Hmmm jak myslisz powinienem znalezc tego czlowieka?
 Hana: według mnie tak
 Yoh: hmmm tak zrobie
 Hana: Ja mogę popilnować mamy
 Yoh: no dobrze... Wstalem i podszedlem do  drzwi 
 Hana: *poszedłem do pokoju mamy* 
Yoh: wyszedłem z domu i zastanawiałem się gdzie zacząć szukać tego tajemniczego człowieka zwanego Szczepan ll.....

C.D.N

piątek, 15 listopada 2013

Od Olivii

Następny dzień... Rano jak zwykle kłótnia Olivii z rodzicami o to że nie może śpiewać... Zezłoszczona Olivia decyduje się na coś poważnego co może później żałować lecz przez napięcie nie myśli o tym o bedzie robić, lecz pakuje się pośpiesznie po czym wychodzi z domu nie żegnając się z rodzicami... Nawet nie spojrzała ostatni raz na swój dom z zewnątrz. Młodsza siostra patrzy za nią tęsknym wzrokiem a rodzice siedzący w kuchni nawet nie wiedzą o tym co ich córka postanowiła zrobić... Olivia weszła do stajni biorąc z niej swoją jasnokasztanową klacz - Katy.


- Katy wio - powiedziałam siedząc na koniu

Koń posłusznie posłuchał rozkazu... Przecież był szkolony w najlepszej hodowli. Olivia galopowała na klaczy dzielnie przed siebie niezważając na niebezpieczeństwa lecz śpiewając :






- Katy szybciej ! - krzyknęła zadowolona

Klacz przyśpieszyła przeskakując opadłe pnie drzew.

- Jestem wolna ! - krzyknęła będąc w środku lasu

Galopowały wzdłuż brzegu jakiejś rzeki. Klacz zmęczona zaczęła pić...

- Tak musimy mieć chwilę odpoczynku - powiedziała

*3 godziny później*

Minęły 4 lasy i przeszły 1 górę... Były zmęczone gdy Olivia zauważyła na horyzoncie jakieś zamkie i inne rzeczy...

- Katy musimy jeszcze dzisiaj dojść tam - powiedziała wsiadając na klacz

*2,5 godziny poźniej*

Były już na terenach jakiegoś Królestwa..

- Przepraszam możesz mi powiedzieć jak to się nazywa Królestwo ?  - zapytała
- Królestwo Honriette - powiedział śmiejąc się
- Dziękuje- powiedziała lecz ten zniknął jej z oczu

Olivia zajrzała do portmonetki...

- Katy nie mamy już nic... - powiedziała spuszczając głowę

Nagle Katy i Olivia usłyszały krzyk :

- Ja tu sam nie dam rady !

Olivia poszła w tamto miejsce.. Była to karczma..

- Witaj.. Masz jakąś pracę ? Lub wiesz gdzie jest jakaś ? - zapytała grzecznie
- Pomożesz mi - powiedział stawiając ją za ladę.
- Ale co mam robić - zapytała słysząc jedynie
- To co się robi w karczn=mie czyli...
- Pff wielka pomoc - powiedziała idąc z MENU do jakiegoś stolika

Mineło na tej pracy około 3 godzin

- Ok. Spisałaś się - powiedział dając jej trochę dukatów
- Dziękuję - odpowiedziala kierując się do wyjścia
- Jutro przyjdź - powiedział

Olivia znalazła sobie kąt do zamieszkania i stajnię dla konia.. I tak minął pierwszy dzień dość męczący dla Olivii....

Ogłoszonko

W Królestwie powstanie zespół muzyczny - R5 :D. Do zespołu są potrzebne jeszcze 3 osoby :

Riker :


Rocky :

 

Ellington :




Czyli 3 osoby poszukiwane ;). Jak nikt się nie zgłosi zrobię postacie sama

Możecie stworzyć nową postać w królestwie (mile widziane) to wtedy pomogę w wypełnianiu kreatora ;) Jeżeli jednak jesteś leniwy możesz w zespole być jedną z postaci już która znajduje się w królestwie (swoją !). Masz pytania ? Kieruj na howrse (gwiazdunia), pod postem (komentarz) lub gdy jestem dostępna na chatcie to na priv ;D


~ Jell


Otóż piosenka która mnie nakłoniła do tego czynu xD

 http://www.youtube.com/watch?v=9P0gVaVJVOs

(Nie mogłam dać tego w tym takim okienku więc dałam link)



wtorek, 12 listopada 2013

Od Claire do Kuchareczki

- Blair.Hmm... Gdy ona się zjawiła Blan uważał ją jako siostrę później się to zmieniło i Blan zaczął ją wykorzystywać. - powiedziałam smutnym tonem
- Mhh - mruknął
- Ale wiedz że Blan też może znać twój słaby punkt - ostrzegłam


"Seung kuchareczka i padaczka" CD Claire



Jego słaby punkt .. *Pomyślałem .* Odkąd tu jestem jest jakiś dziwny , a kiedy ostatni raz go widziałem to było sześć miesięcy temu , był taki jak kiedyś. Szkoda ,że go nie znałaś wcześniej. * Głowiłem się co by tu zrobić ,aby rozwikłać zagadke.* Prawie w ogóle go nie znam. Tylko na apelach dworskich widuje go ,zawsze jest taki nieprzystępny ,a wokół niego masa straży. Musi być bardzo ważny prawda? *Zapytała dziewczyna z ciekawością .*




  Ważny to on się stał , nawet nie wiem kiedy. Rok temu to jeszcze nie było królestwo ,to były szarpidruty , bałagan.. a on sam był jednym z tych zagubionych ras ,kiedy uciekł z domu z własną ideą. Rodzina była z niego bardzo dumna ,a ja miałem nadzieje ,że to jakiś chory plan. Skubanemu się powiodło dzięki pomocy ,pewnym osobą.*Wtrąciłem.* Jeśli był taki jak mówisz to musiało się coś poważnego stać i stał się kim się stał. To może być sedno jego słabego punktu. * Dodała uśmiechnięta Claire.* Czekaj ,czekaj.. ty wiesz czemu on tak pastwi się nad tą mieszkanką Blair ?Podobnież było o niej głośno.. myślisz ,że ona ma coś z jego postawą wspólnego? * Nagle dostałem olśnienia , chwyciłem delikatnie dziewczynę za ramiona i potrząsałem ją radośnie z wyłupiastymi oczyma.*

Od Claire cd Seung

Widziałam jego zmartwioną minę. Stał się inny niż był w karczmie. Nie wiedziałam czemuż stał się inny.

- Czyli większe szanse ma twój brat ?  -zapytałam wiedząc co odpowie
- Nie wiadomo ale raczej tak - westchnął
- Nigdy nic nie wiadomo, może nawet najsłabszy wygrać z najsilniejszym tylko trzeba mieć sposób - powiedziałam taką moją złotą myśl
- Jak niby słaby ma wygrać z najsilniejszym ?! - oburzył się
- Musisz znaleźć jego słaby punkt - powiedziałam

(Seung ? Ni ma już kuchareczki :< ?)

" Seung powrócił do Seungowości. " CD Claire



Nigdy Cię nie widziałem ,może to zbieg okoliczności , może przypadek . Jesteś tutaj nową mieszkanką? * Zapytałem życzliwie. *Może nie taką nową, mało wychodzę z mojego „mieszkania”. *Zerknęła na mnie , trochę się peszyła. Podniosłem z ziemi szyszkę ,usiadłem na konarze , zacząłem nią się bawić magicznie. W każdym razie lewitowała jak oszalała metr nade mną . Dziewczyna otępiała. * Nie jesteś tylko człowiekiem prawda ? *Jej oczy rozbłysnęły od samego patrzenia na zaklętą szyszkę przez ze mnie.* Myślisz ,że szyszunia sama z siebie ma nadpobudliwość? Ojj .. nie. Jestem w połowie człowiekiem ,którym mogę zostać w całości .. za jakiś czas * Dziewczyna zaciekawiona przerwała mi i usiadła koło mnie ciągle patrząc na fajerwerki otaczające szyszunie.* Jak to ? Kim jesteś dokładnie? * Niezmiernie szybko się otworzyła przed de mną , już nie bała się mnie ,a ja znów kontynuowałem. * Jestem Rakasasza .. pół dżinem, pół człowiekiem. Jesteśmy rasą ,którą na pierwszy rzut oka nie można rozpoznać , prawda? *Zaśmiałem się.* 





Tak. Wynika z stąd ,iż król też jest dżinem? * Odwzajemniła gest ,a ja ciągłem dalej.* Jest tak samo jak ja pół –dżinem. Pewnie spytasz czemu ciągle daje nacisk na to „Pół”. Ponieważ osoba z genami Rakasasza mająca rodzeństwo do 25 lat jest pół-dżinem i po ukończeniu właśnie tego wieku następuje test od którego zależy czy jeden z nas będzie rasowym dżinem dwa razy silniejszym niż był. Przegrany traci swoją moc ,a sam pozostaje odmienną rasą. To zależy od wielu rzeczy w co się zamieni. Może być normalnym człowiekiem. Jedynacy to szczęściarze , nie muszą się o to martwić* Skończyłem zwątpiony.* To straszne. Myślę ,że to troszeczkę nie fair. * Poklepała mnie po ramieniu.* Wiesz to już taki zwyczaj nic nie mogę niestety poradzić. 

poniedziałek, 11 listopada 2013

Od Claire cd do Seunga

Zatrzymałam się widząc że ktoś mnie goni z czymś małym... Był to ten z Karczmy.

- To chyba twoje - powiedział dając mi portmonetkę
- Och w ogóle o niej zapomniałam - powiedziałam po czym dodałam - Dziękuję...
- Nie ma za co - powiedział drapiąc się po głowie

(Seung?)

Powitajmy Reno Renah`a ^.^


Imię: Reno
Nazwisko: Renah
Historia postaci: Urodził i wychowywał się w mieście, które było centrum wszystkiego. Jednakże było ono zepsute. Pracował dla organizacji zwanej "Turkowie" (płatni zabójcy), ale dał sobie (jak na razie) z tym spokój.
Wiek: 22 lata
Urodziny: 11 Marzec
Rodzina: Nie pamięta
Szczególne znaki: Czerwone kreski przy oczach, długi kucyk
Przedmioty niezbędne postaci: Metalowa pałka
Rasa: Człowiek  
Klasa: Wojownik
Charakter: Neutralny  
Miejsce zamieszkania: Vinthaler  
Patron: Czarny smok
Ranga: Brak

Właściciel: smok7 

Serdecznie witamy i życzymy miłej zabawy!
~~Moderator Kasandra                              

"Seung dobroduszna wróżka" CD Claire

*Skończywszy toast wzniesiony za mą osobę.. za mą postawę wróciłem do swoich obowiązków. Sytuacja się zmieniła dość biegle ,gdyż osoby przesiadające w karczmie inaczej mnie traktowały , traktowały mnie jak wcześniej ,wyjątkowo. Przy pracy z brudnymi naczyniami zauważyłem małą portmonetkę , która była podpisana w środku na małej karteczce „Claire”.



 Wyleciałem jak burza z karczmy przypominając ,iż ta dziewczyna miała ją przy sobie. Zostawiłem ją bez żadnej opieki , na samo zniszczenie . Sam nawet nie wiem czemu zależało mi ,aby odnaleźć tą dziewczynę i oddać jej zgubę. Byłem w środku miasta. Obiegłem dolinę , odwiedziłem wzgórze i nic. Począłem iść w stronne lasu ,a później skał. Zauważyłem tam kogoś ,ale czy to była ona ? Zmęczony o resztkach siły próbowałem dogonić osobnika. Byłem coraz bliżej i… tak to była ona. Wyglądało to dość komicznie : Ja w fartuszku kuchennym łapiący powietrze jakbym miał się udusić ,a ona .. *

( Tylko go nie dobijaj choć stał się troszkę wredotą.)

niedziela, 10 listopada 2013

Prolog cz. 5

*Spali tak trzy godziny. Piękny to był widok. Nikt patrzący na nich by się nie spodziewał ,że drwią do siebie taką nienawiścią. Pozory jednak mylą, prawda? Blan już przez sen nie wyglądał aż tak groźne ,a Blair była naprawdę urocza ,kiedy delikatnie kącikiem ust uśmiechała się przez sen ,a jej włosy mieniły się różnorodnymi kolorami tęczy.

Blair : 




Nagle gdy dziewczyna się przebudziła ,była sama . Wstała porozglądała się po dużej bibliotece. Przechodząc koło stolika nr.23 zauważyła karteczkę : „Niedołęgo pod podany punkt na mapie masz zrobić zakupy i je przynieść .” Biorąc listę znów spotkała Roxy. Dziewczyna zmartwiona miernością Blair obarczała winą Blana. Była zła na niego , zwłaszcza to w jaki sposób on się zachowywał wobec niej samej i koloro-włosej. Czasem miała ochotę mu przysadzić za Blair.* Powiedz mi gdzie ty taka zaspana idziesz ? * Próbując wyrwać jej kartkę z dłoni zapytała.* Na zakupy , po prostu na zakupy. Niestety dużo pracy ,dużo obowiązków ,a za coś trzeba żyć.* Załamała ręce i oddaliła się od Roxy. 

Blan:



W tym samym momencie Blan w środku małej doliny majstrował przy nowym wynalazku. Tak właśnie odpoczywał od królewskich obowiązków. Miał ze sobą plany , dużą ilość pergaminów ,piór. Był tak tym pochłonięty ,że nie zauważył znajomej dziewczyny . Była to Roxy. * Idź z stąd ! * Mruknął złowieszczo pod nosem.* Władco.. ehh ,a nie można tak grzeczniej? * Wyszła z chaszczy.* Nie. Precz , nie mam zamiaru słuchać tak marnych ,słabych ,beznadziejnych istot jak ty. *Zadrwił po raz stokroć dziewiąty z mieszkanki.* No wie Pan .. ekhem Królu co !? Już tu nie chodzi o traktowanie mnie ,ale o panienkę Blair. Co Pan sobie myśli ? Że co ,że taki frykas jak Pan to sobie może kimkolwiek pomiatać ? Co się z królem stało ,co ?Jeszcze parę miesięcy temu nic by władcę nie zdenerwowało ,ani nie trapio ,a co pomyśleć ,żeby z kogoś drwić ,a teraz ? * Poczęła wytykać sedno sprawy ,a on sam szprycował w środku machiny przysłuchując się, udając ,że go to nie dotyczy.* Idź Pani z stąd ,bo straż wezwę. * Syknął grzebiąc w szprychach spoglądając na szkice instrukcji przez siebie wykonaną. * Myślę ,że się dogadamy w tych kwestiach .. mam pańskie notatki na temat Blair. Wiem co Pan przed nią ukrywa. 

Blair :



* Nagle powstał ogromny huk. Był to Blan spadający z drabiny.* CHOLERA !*Krzyknął w bólu. Wstał ,wyszedł z konstrukcji machiny z papierem w ręku.* Od dzisiaj Roxy dama dworu ,zapewniony arystokracki dom i ani słowa.* Spojrzał szyderczo na nią.* Pod jednym warunkiem.*Dodała.* Stawiasz mi warunki ?Bezczelność ! *Mruknął.*Szanuj Blair , jak nie, już po Tobie przyjacielu. *Odeszła ze świstkiem w dłoni.* Pf…pff pff Przyjacielu ? *Zadrwił z Roxy ponownie kopiąc w kamień. Czyżby to jego nowe hobby ?


Blan:


Biedna Blair targając za sobą ciężkie torby z zakupionymi tobołami. Idąc lasem straciła czułość i orientacje będąc w połowie drogi. Usiadła na kamieniu , odchyliła włosy z odchylając kocie uszy. Zmartwiona co dalej począć nie mogła się zdecydować czy zjeść cokolwiek z torby będąc bardzo głodna. Z jednej strony ona kupiła, ona się namęczyła ,ale to z pieniędzy Blana. Kiedy tak próbowała rozwinąć swój dylemat nagle ktoś z drzewa skoczył i rozwiał jej wątpliwości ,ale czy tak do końca ? Ponieważ był do Blan.*

Blan i Blair :


Od Claire cd Seunga

Uśmiechnęłam się w stronę "tego kogoś" po czym wyszłam z karczmy..

- Już więcej nie pójdę do karczmy o nie - powiedziałam do siebie

Ale oprócz tego kręciły się po mojej głowie pytania taki jak

- Kim on jest ?, Czemu tłum kobiet się na niego rzuciło

Poszłam w niewiadome dla mnie miejsce... Było zimno.. Nie miałam co robić więc robiłam to co zwykle wyciągnęłam flet po czym zaczęłam grać po chwili zaczęły się zbiegać zwierzęta...

(Seung ? Kuchareczko nie martw się Claire nic nie zrobi. Na razie...)

"Seung i jego seksowny fartuszek" CD Claire


Co to do .. kurrdee jest ? * Wyjrzałem za ladę widząc pijaka zwracającego na siebie uwagę gapiów drwiąc z dziewczyny. Pozornie nie było to nic poważnego . Począłem kontynuować szukanie grubych ,wielkich kufli ,aby zapełnić je złotym alkoholem dla grupy krasnoludów. Kładąc pełne kryształowe naczynia przed krasnoludami usłyszałem większy szmer. Rzuciłem kartę menu na podłogę i szybszym krokiem podszedłem do centrum awantury , gwaru. *Proszę państwa o spokój.* Publiczność zlekceważyła mnie .* Możecie troszkę ciszej być ? * Dodałem , ponownie zlekceważyli mnie.* ZAMKNĄĆ SIĘ ! ! DO JEGO PANA MAĆ!



*Karczma ucichła .Wszyscy obrócili się w moją stronę o sto osiemdziesiąt procent wokół własnej osi.* Patrzcie ! Ooo matko to on ! *Zaczęły popiskiwać kobieciny.* To-ttooo-tt-ooo on ! Ale wygląda seksownie w tym fartuszku i muszce.* Kontynuowały. * Księęciuuuu karczmarz? Kto by to widział * Zdziwienie ogarnęło całe pomieszczenie ,a ja stałem jak wryty widząc strach w oczach zmieszanej dziewczyny.* Zamilczcie ,a tego Pana prosimy o wyjście. * Wziąłem za fraki wielkiego gnoma kopiąc go z całej „pety „ w cztery litery przy progach karczmy tak ,że zarył swą zieloną brodą o gruz na drodze. Wyglądało to dość komicznie . Wielki gnom wyrzucony przez „człowieka” . Teoretycznie tak , praktycznie przez dżina .. a to jest różnica , prawda ? Moje sumienie mówiło „Seung ty oszuście” ,lecz istoty, ludzie złożyły toast na moją część.* Nie ma za co. * Szepnąłem w stronę nieśmiałej dziewoi.*

Od Claire cd historii Seunga

Byłam pierwszy raz za moim terenem. Chciałam zobaczyć jak żyją ludzie i inne stwory w tej krainie. Weszłam do karczmy... Niemiło powitał mnie jakiś człowiek. Posadził mnie przy stoliku po czym zapytał o zamówienie.

- Co chcesz do jedzenia lub picia ? - zapytał

Popatrzyłam na niego niezrozumiale po czym zapytałam :

- O co chodzi ?
 - MENU co chcesz zamówić ? - powiedział ziritowany
- Poproszę szklankę wody - powiedziałam

W karczmie czułam sie nieswojo... Ruch, szum i zamieszanie.... Nie było to dla mnie dobre miejsce... Blisko mnie siedział jakiś pijak który wciąż do mnie gadał... Nie rozumiałam go więc zapytałam grzecznie :

- Może pan do mnie nie gadać  ?
- Nie  nie mogę - powiedział huhając mi w twarz
-*pokaszlnęłam po czym powiedziałam*
- Proszę do mnie nie mówić nie mam ochoty z panem rozmawiać
- Pfff - fuknął wstając i trzymając rękę w górze
- *Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby*

(Seung ? Kuchareczko odpisz :3)

"Seung Karczmareczka" Jego pierwszy raz.. w karczmie. CD Claire


Cholera jasna ! *Krzyknąłem upuszczając stertę naczyń tłocząc głośno je. Nowy dzień w pracy , nowe otoczenie ,a motywacja spierniczyła na koniec świata ,albo i dalej. Zastanawiałem się „ Co ja tu robię” . Braciszek jednak nie wiedział co robi posyłając mnie na to stanowisko, a może jednak ? Jako brat Blana wypadało mi mieć jakąś przyzwoitą posadę . No właśnie, lecz miałem być szefem .. i co ? To ma być kara ..?* Oj pożałuje tego królewicz zapaćkany. *Splunąłem na podłogę w imieniu Blana i począłem iść w stronę drzwi karczmy ,aby je otworzyć dla nowych gości. Speluna zapełniła się różnorakimi stworami, istotami. Latałem tu i tam , miałem dość. Nagle do karczmy weszła dziewczyna ,a jaa.. zirytowany posadziłem ją i zapytałem o zamówienie zażenowany zakrywając się kartką ,aby nikt nie poznał ,iż jestem TYM miastowym ,znanym braciszkiem księżulkiem bractwa De Anthelon*


Długo oczekiwany : Seung De Anthelon



※ Seung De Anthelon ※



Wiek : 21
Rasa: Rakasasza (Pół-dżin)
Klasa: Iluzjonista
Rodzina : Brat - Blan De Anthelon
Partner / ka : Nie posiada
Ranga: Karczmarz
Miejsce zamieszkania: Vinthaler
Charakter: Przyjazny dobry
Patron:  Patron smoka krwistego



Motto : „Jestem zadowolony gdy mówi mi się, że jestem dobrym facetem, ponieważ to jest prawda. Znam swoje granice. Dlatego przekraczam je.” – Seung De Anthelon



Historia: Seung. Choć jest starszym ( o zaledwie pare minut. )bratem Blana nie osiągnął tyle co on. Myślicie ,że zazdrość go zżera ?Hmn.. nie. Sam w sobie jest jeszcze małym szesnastolatkiem ,który pragnie gwaru wokół siebie .Co innego mówi jego wiek oraz wygląd , zwłaszcza uroda. Lubi ten chaos i bełkoty panien na jego temat, lecz bez przesady. Choć w połowie jest postrzegany jako dżentelmen klasy obibok to i tak popularność zdobywa nie tylko z własnej ręki ,a także z bycia bratem Blan’a. Więcej na jego temat nic nie wiadomo choć to tak barwna postać.

Od Kasandry Rozalii i Kastel'a MISJA "Smok"


 Od jakiegoś czasu na terenach królestwa sieje postrach mroczny smok. Postanowiłam działać. Wzięłam kilka ksiąg o smokach i położyłam je na stole. Zaczęłam czytać.
-Czego szukasz w tych książkach? -zapytała Aqua
-Jak pozbawić smoka życia albo wygnać go z tych terenów -wyjaśniłam
-Aha, a Ty cały czas o tym myślisz
-Tak, ponieważ zniszczył moje ukochane miejsce
-Daj spokój to i tak nie ma sensu
Wczytałam się w Księgę pt. "Smocze zwyczaje"
-Mam coś! Nareszcie... -krzyknęłam pełna radości
-Co takiego?
-Tu piszą że smoki są krwiożerczymi stworzeniami lecz uległymi... -mówiłem tak jeszcze kila minut
-Ale zauważ to są ogromne stworzenia, a Ty jesteś w dodatku wampirem -powiedziała Aqua
-Tak i co z tego... to nie ma znaczenia. Musi zapłacić za to co zrobił. Możemy się cieszyć że jeszcze nikogo nie zabił ten stwór
-Ale... -zaczęła Aqua
-Żadnych ale zrozum trzeba go stąd przegnać bo w innym razie wszyscy zginiemy -powiedziała szykując się na wyjście
Ubrałam się w zbroję po ojcu. Wyszłam z domu i poszłam w miejsce gdzie często go widywano. Po drodze spotkałam Kastiel`a. Spojrzał na mnie i podbiegł.
-Co planujesz? -powiedział zaskoczony Kas
-Witaj Kas...yyy...
-Co planujesz? -zapytał ponownie pełen obaw mojej odpowiedzi
-Odpowiedz!-krzyknął
-Idę pozbawić smoka życia...
-Oszalałaś On Cię zabije!
-No i co z tego jeśli go nie przegonimy nasze życie będzie w gorszych tarapatach... -mówiłam
-Idę z Tobą
-Nie -powiedziałam stanowczo
-Nie pozwolę Ci iść tam samej
Poszłam za Kasen do niego do domu. Zobaczyłam ciekawą książkę na temat przemian w inne stworzenia. Wzięłam Ją i zaczęłam czytać.
-Zostaw! -krzyknął Kastiel
Przestraszyłam się i upuściłam książkę. Kas w ostatniej chwili złapał Ją
-Co się stało? -zapytałam zaskoczona
-Nie dotykaj tej książki
-Czemu?
-Ta oto księga jest magiczna...-zaczął
-Tak no i co?
-Tej księgi nie mogą czytać wampiry
-Czemu? -zapytałam zaskoczona
-Ponieważ to co w niej jest wampir nie może poznać
-Dlaczego?
 -A chcesz zginąć?
-Oczywiście że nie -odparłam
-To proszę Cię tak nie dotykaj jej -powiedziałem- księga by Cię zabiła
-Dobrze
Kas położył księgę wysoko na półce i poszedł się szykować. Myślałam jak mogę porozmawiać ze smokiem. Kas przyszedł do pokoju.
-No tak! -powiedziałam
-Co?
-Nie nic takiego... gdy będziesz gotowy przyjdź do mnie -powiedziałam wychodząc
Wyszłam, rozejrzałam się i pobiegłam do siebie.
**W domu**
Wyciągnęłam medalion który stworzyłam dawno temu do porozumiewania się ze zwierzętami i magicznymi stworzeniami. Założyłam go .





Pomyślałam o Kastiel`u i jak On będzie rozmawiał ze smokiem. Wyciągnęłam naszyjnik w kształcie smoka. Wyciągnęłam kilka innych potrzebnych rzeczy.
 **Kilka minut później**
-Gotowe -powiedziałam

 

 -Dzięki niemu Kas będzie mógł porozmawiać ze smokiem -powiedziałam do siebie
 Nagle ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć. W wejściu ujrzałam Kastiel`a w zbroi.
 -Załóż go -powiedziałam dając mu naszyjnik
 -Po co?
 -Byś mógł porozumieć się ze smokiem
 Kastiel zaśmiał się.
 -Ja nie potrzebuję tego. W tej księdze, którą wzięłaś w moim domu było napisane że osoba, która potrafi zmienić się w inne istoty nie potrzebuje żadnych rzeczy do zrozumienia mowy. Od razu po zmianie potrafię mówić w języku ludzi i w tym przypadku w języku smoków -wyjaśnił Kas
 -Aha... A więc chodźmy
 Wyszliśmy z mojego domu. Skierowaliśmy się na smoka. Szliśmy tak 10-15 minut gdy nagle z krzaków wyłoniła się Rozalia gotowa do walki.
 -Roza spokojnie! -krzyknęłam
 -Wybaczcie mi myślałam że to smok... -wyjaśniała
 -Wg co tu robisz? -zapytał Kas Rozalii
 -Chcę przegonić stąd tego smoka
 -Ty też sama przychodzisz by pozbawić smoka życia -powiedział załamany Kas -Przecież wiesz ze jesteś medyczką, gdybyś zginęła Królestwo podczas epidemii było by skazane na wymarcie, sama królowa nie miałaby czas na leczenie wszystkich chorych i zajmowaniem się jednocześnie sprawami ważnymi
 -Doskonale o tym wiem...
 -Więc czemu tak robisz? -zapytała zdenerwowany Kas
Oni zaczęli się kłócić. Usłyszałam hałas i wyczułam niebezpieczeństwo.
 -Milczcie! -powiedziałam głośno
 -Czemu? -zapytali jednocześnie
 -Smok się zbliża przygotujcie się. Roza łap! -rzuciłam Jej naszyjnik
 Rozalia założyła naszyjnik. Kas zmienił się w smoka i wzleciał do góry.

 


 Wyciągnęłam miecz, bez użycia słów. Aqua była w miecz. Nagle pojawił się smok.


 Stworzenie to wzleciało w powietrze. Chyba nas nie zauważyło. Kas był przed smokiem.
 -Czego tu szukasz? To mój teren -powiedział smok
 -Odejdź stąd! -ryknął Kas
 -Niby dlaczego?
 -Ponieważ to jest mój teren -powiedział Kas
 -Chyba śnisz! -powiedział kpiąco smok
 Nagle usłyszeliśmy małe smoki. Kas ujrzał małe.
 -Więc jesteś smoczycą -powiedział Kas
 -No i co z tego?
 -Czy możesz odejść z tych terenów? -zapytał Kas
 -Może tak...
 -Nigdy Cię tu nie widziałam -dodała smoczyca
 -Możliwe ale Ja tu mieszkam i tylko Ja mogę zagrażać temu oto Królestwo -powiedział Kas
 -Przepraszam ale Ja teraz nie odejdę. Moje dzieci są jeszcze za małe
 -Pomogę Ci znaleźć nowy dom -zaproponował Kas
 -Dziękuję Ci -powiedziała patrząc na Niego
 Smoczyca spojrzała w dół i zobaczyła mnie i Rozalię. Usiadła na ziemi i chciała nas pożreć lecz Kas Jej na to nie pozwolił. Wylądował przed Smoczycą.
 -Co Ty robisz? -zapytała Smoczyca
 -Nie pozwolę Ci ich pożreć -ryknął Kas
 -Dlaczego?
 -Bo to moi przyjaciele
 Smoczyca zamilkła. Spojrzała na nas.
 -Wiem gdzie możesz zamieszkać -powiedział Kas
 -Gdzie?
 -Podaj mi rękę
 Podała.
 Kas pokazał Jej miejsce jakoś 300 km dalej.

 

 -Podoba Ci się?
 -Tak... Pomożesz mi zabrać tam małe?
 -Oczywiście
 Wzięli małe i polecieli.
 **1 godzinę później**
 Czekałyśmy z Rozą na powrót Kas. Ujrzałyśmy go. Wylądował na ziemi. Od razu zmienił się w człowieka.
 -I jak gdzie ich zaniosłeś?-zapytałam
 -W góry Mordoru tam będzie im lepiej -uśmiechnął się Kas
 Nagle usłyszeliśmy hałas. Po krótkiej chwili wyszła armia żołnierzy. Na ich czele stali władcy.

 (Jang? Jell? Dokończycie?)

sobota, 9 listopada 2013

Od Jell cd Roxy "Chochliki"

Wróciłam z spaceru.. Roxy czekała na mnie przed zamkiem. Zaniepokoiłam sie że coś jest nie tak

- I co z chochlikami ?  -zapytałam
- Poszły sobie - powiedziała
- Och jak dobrze nie będą mi już przeszkadzały - powiedziałam radośnie
- Mhh
- Poczekaj na mnie
-- Dobrze - powiedziała

Poszłam do jednej z komnat z kąd z szafki wyciągnęłam dukaty

- Prosze to dla ciebie 100 dukatów za uratowanie mnie przed tymi chcochlikami  -powiedziałam wręczając jej sakiewkę z dukatami

- Dziękuje - powiedziała odchodząc uradowana

Ja zatem poszłam do zamku odpoczywając od chochlików

Promujcie na Facebooku. (Offtopic.)

Królestwo jest już na facebook'u. Administracja będzie tam wpisywać nowości , informancje ,konkursy i eventy. Możecie teraz śledzić nas 24h  ,a pomoc udzielimy szybciej i zręczniej. Myślę ,że staniemy się bardziej komunikatywni poprzez ten portal . Nie chcemy tkzw., fejmu ,lecz z trudnością walczymy o rozwój 
Honriètté . Jeszcze dużo przed nami. Jesteśmy rzadkim blogiem ,który się tak długo trzyma i do tej pory nie został zawieszony. Mamy nadzieje ,że jeszcze długo przetrwamy z waszą pomocą. Podziękowania kierujemy  zwłaszcza do starszych graczy ,a nowych przyjmujemy z otwartymi ramionami.

Administrator Jang/Park GeunCheo



 
Blogger Templates