± Heracim Jinate ±
Imię: Heracim
Nazwisko: Jinate
Przydomek: „Czarny”
Ranga: Strażnik Królestwa Honriètté
Wiek: 25 lat
Urodziny: 27 Czerwiec
Rasa: Żywiołak Ognia
Klasa: Wojownik/Leśniczy
Partner / ka : Nie posiada
Miejsce zamieszkania: Sinth
Charakter: Praworządny zły
Patron: Patron smoka krwistego
Historia : Zatrzymałem się na skraju lasu. Nie chciałem wychodzić z
ukrycia, żeby przypadkiem ktoś mnie nie zauważył. Przyjrzałem się ziemią
należącym do tego grubego Murwicka. Nieprzyzwoicie bogaty i skąpy dziadyga. Ale
na każdego znajdzie się sposób. Gwizdnąłem z podziwu. W swoim ogrodzie Murwick
miał ponad sto drzew Kolianu. Różnie na nie mówią, ale jedno nie ulega
wątpliwości: ich owoce należały do najcenniejszych darów natury. Ba! Zabijano
się, byle tylko zdobyć kilka z nich. Grubas pewno najchętniej zamknąłby je w
swojej fortecy, ale to oczywiście niemożliwe. Otoczył je za to wysokim płotem.
Pewnie myśli, że to go uchroni. O, nic z tego! Nasza grupa z pewnością mu je
wydrze. To jasne jak Słońce! Głupi mur nas nie powstrzyma. Zakląłem szpetnie. Właśnie zobaczyłem coś, co
jednak może nas pohamować. Bogaty Murwick zainwestował w silną obronę. Kupił
sobie Terrossy. Najokrutniejsze z wszelkich bestii. Właśnie wałęsały się
spokojnie po ogrodzie. Paskudne potwory. Nie jestem mały, a i tak są sporo
większe ode mnie. Góry napiętych jak struny mięśni, porośniętych gęstym futrem.
Paszcze pełne ostrych kłów i łapy wyposażone w mordercze szpony. Będzie ciężko.
Ale nie zrezygnujemy! Nie my!
Powoli wycofałem się z mojego stanowiska obserwacyjnego. Byłem
pewien, że żaden z Terrossów mnie nie zauważył. Gdyby tak się stało pewnie by
mnie pogonił. Myślę, że mimo wszystko bym mu uciekł, ale to nie jest miłe
wrażenie gdy sunie za tobą śmierć. Przeżyłem już to w swoim życiu. Bardzo
boleśnie to wspominam, gdyż moja ukochana nie zdołała uniknąć śmiercionośnych
pazurów. Do dziś dzień pamiętam jej rozdarte ciało i pożerającego ją Terrossa.
Bardzo dużo czasu minęło nim się z tego otrząsnąłem. Wtedy właśnie przyłączyłem
się do bandy, której przywódczynią była Krecha. Nazywamy ją tak, ponieważ na
czubku głowy ma siwą pręgę. Wiele osób się krzywi myśląc, że co to za banda,
którą baba przewodzi. Głupcy! Nie znam nikogo, kto nadawałby się na herszta
naszej bandy bardziej niż ona. Jest bezwzględna dla swoich wrogów, ale dla
przyjaciół zawsze ma otwarte serce. Co prawda nie jest łatwo się z nią
zaprzyjaźnić, jest nieufna. Krecha wiele przeżyła. Nie opowiada o tym nikomu,
jednak to już na pierwszy rzut oka widać. Zresztą, bądźmy szczerzy. Któż z
naszej bandy nie miał jakiegoś dramatycznego przeżycia? Większości zginął ktoś
bliski. Myślę, że i Kreska nosi w sercu podobną historię, choć odnoszę
wrażenie, że jest coś jeszcze. Bardzo ją lubię. Ona mnie też. Może gdyby
okoliczności były inne... Kto wie? Teraz trudno nam o tym myśleć. Każdego dnia
ktoś z nas może zginąć. Ba! Być może nawet wszyscy, cała grupa. Trudno się do
kogoś przywiązać żyjąc z taką świadomością. Albo może raczej trudno się do
takiego przywiązania przyznać. Dlatego każdy robi to co do niego należy. Krecha
koordynuje działania całej bandy, a ja odpowiadam za zwiady. Jestem w tym
najlepszy. Dlatego nazywają mnie Czarny, bo w nocy staję się całkowicie
niewidoczny. A po części i dlatego, że natura szczodrze obdarzyła mnie tym
kolorem. Czasem mówią, że jestem czarniejszy niż smoła. „Szczególnie serce”
żartobliwie dodaje zawsze wtedy Krecha.
Tymczasem zbliżyłem się do naszego obozowiska. Już z daleka
słyszałem radosny gwar mojej wesołej kompanii. Nie było żadnych straży, nie
potrzebowaliśmy tego. Znienacka wyskoczyłem zza drzewa i klepnąłem w plecy moją
przyjaciółkę.
- Czołem Kreska!
- Czarny! Ty zawsze potrafisz mnie zaskoczyć!
- Co tam u grubego Murwicka? - zapytał rzeczowo Połówka.
- Dajcie chwilę odsapnąć.
Nie, nie byłem zmęczony, ale chciałem w ciszy poobserwować
całą bandę. Patrzyli na mnie z podziwem. Kreska bardzo nie lubi jak ktoś wita
się z nią zdrobniale. Już niejednokrotnie nam groziła, że nogi nam z dupy
powyrywa jak tak będziemy na nią mówić. A jednak mi od czasu do czasu takie
zachowanie uchodziło płazem. Nie było tajemnicą, że mam u niej specjalnie
względy. Połówka mierzył mnie swym jedynym okiem. Dlatego tak go właśnie
nazywamy, bo widzi tylko połowę świata. Onegdaj adorował naszą herszt, jednak
gdy stracił oko trochę się od nas odizolował. Owszem, nadal chętnie planował
różne napady, ale już nie był taki rozmowny jak kiedyś. Wszyscy wiedzieli, że
nie czuje się w pełni wartościowym członkiem naszej grupy. Nam nie
przeszkadzało jego kalectwo. Nadal był świetnym taktykiem, choć rzeczywiście, w
polu stracił sporo ze swojego nieocenionego potencjału.
- Mam trzy wiadomości. Dobrą, złą i bardzo złą.
- Zaczynaj od dobrej. Co z Kolianem?
- Ponad sto drzew. Owoce są już dojrzałe.
Radosne gwizdy poniosły się po całej polanie. To była bardzo
dobra nowina. Mogliśmy się nieźle obłowić.
- No a te złe?
- Naliczyłem siedmiu ludzi z łukami.
Tę wiadomość ponownie skwitowali gwizdami. Tym razem jednak
pogardliwymi. Z tych naszych gwizdów jesteśmy słynni. Wyrażamy nimi wszelkie
emocje. Zresztą, nie bez kozery zwą nas Gwiżdżącą Bandą.
- A bardzo zła? Dwóch z nich umie strzelać? - zażartowała
Krecha.
- Nie. Murwick kupił Terrossy.
Odpowiedziała mi cisza. Wszyscy dobrze wiedzieli co to
oznacza. Nawet jeżeli uda nam się obrabować Murwicka, nie wszyscy wyjdą z tego
cało. Terrossy są urodzonymi mordercami. Ich nie da się pokonać.
Właściciel : Kantonino / Heracim
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz