Wędrowali daleko przed siebie. Odnaleźli centrum, korytarz ciągnął dobre parę mil.
-Musi znajdować się gdzieś tu nasze mieszkanie.- w porywie pobiegł do drzwi, otwarłszy je kluczykiem.
-Zapraszam- puścił oczko
-Jeste...-Stanęła w bezruchu z uniesioną głową i zamkniętymi oczyma, smakując nowego uczucia.-..śmy bezpieczni?
-No ja myślę, to siedziba tętniąca własnym życiem bez żadnego podporządkowywania się imperium, leżąca na wolnej ziemi. Hmn.. ale nic nie wiadomo- chuchnął dokuczliwie jej do ucha.Rozgaszczając się klapnął na wielkie łóżko. Miejsce miało coś w sobie niesamowitego. Móc było się wydawać ,że to było coś lepszego niż apartament najbogatszych arystokracji,a widok z okien zapierał wdech w piersiach.
-Ale.. jak to ? - otwarła oczy ponownie marszcząc czoło.
-Noo ..wiesz no jak nas tu skonfią to będziesz musiała zginąć ,a wszystko bez to ,że zadałaś sięz takim perfekcyjnym złodziejem.- ledwo się powstrzymał śmiech parskając nie móc złapać oddechu.
Eli?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz