Słychać było wielkie, maratońskie kroki stawiane w domu Elizabeth. Przemokły do suchej nitki mężczyzna poszukiwał gosposi tego domu, która by go poratowała o parę suchych szmat. Oziębiały i cały czerwony jak burak przez swoją złość podarowaną temu nieznanemu potokowi, udowodnił swym dość godziwym zachowaniem. Trzaskał wszystkimi drzwiami i przebył pomieszczenia, a kobiety brak. Pozostał tylko jeden - otóż była to sypialnia kobiety, która rzadko była odwiedzana przez mężczyznę. Prawie w ogóle, można rzecz. Sprowokowany, z wielką agresją szarpnął za klamkę, a za nim rozległ się wielki zgrzyt na całe pomieszczenie.
-NO WRESZCIE! DAJ MI... jaką...ś...ąś... AAAAAAAAA!! -zakrywając oczy doznał wielkiego, romantycznego zbliżenia ze ścianą, które było dość poważne. W efekcie tego, upadł już kolejny raz na podłogę, a żeby było jeszcze lepiej - stracił przytomność.
Eli?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz