Social Icons

facebookgoogle plus

środa, 21 maja 2014

Od Alex cd Volbrid

-To nie jesteś rodzonym wampirem? - zapytała zaciekawiona lisica. -Byłam przekonana że jesteś wampiem czystej krwi.
-Em...Nie. Na początku byłem zwykłym człowiekiem. Dopiero potem zostałem...no...ugryziony. - Widać było że ta rozmowa była zupelnie nie na rękę Volbridowi.
- Hm. Musiało boleć. - W tej chwili przed oczami dziewczyny przelecieli ci wszyscy ludzie których ona zabiła. Kobiety, matki, matki z dziećmi, dzieci, mężczyźni, pijacy... Dużo ich było. A potem usłyszała krzyk. Był to krzyk tych wszystkich ludzi których zjadła. Niektórzy wydzierali się, błagali o litość, a inni nawet nie zdążyli pisnąć. Po słuchu włączył sie węch. Poczuła ostry zapach krwi. Aż ją mdliło. Zapach ludzi gdy wgryzała się w szyję, w brzuch, ręce, nogi... Niektórzy cuchnęli alkoholem. Poczuła pod rękoma znajomy dotyk lnianego materiału, gdy ciągnęła swoją zdobycz do jaskini lub gdzieś na pole czy do lasu. Dotyk miękkich włosów przeciekających jak piasek przez dłonie. Miała juz tego dosyć. To pewnie przez to że dawno już nie jadła. Była głodna, strasznie głodna. Musiała zapolować. Tylko skończy rozmawiać. I pójdzie.
-To prawda że wampiry czystej krwi mają jakies moce? Coś nadprzyrodzonego?
-Poza tym ze są po prostu wampirami nie ma w nich nic wielkiego - rzucił jakby od niechcenia. Zakołował swoim kuflem i przechylił go, wypijając ostatni łyk. Ahri odruchowo spojrzała na swóje do połowy wypite piwo. Nie było jakieś spektakularne. Troche nawet niedobre. Ale przemogła sie i też pociągnęła łyka.
-A to nie znaczy że jesteś...eee...jak to sie nazywało...no...klasą "E" ? - zapytała cicho.

<Sory, byłam na Zielonej Szkole>

Xarabella c.d Volbrid

Chwilę wpatrywał się w zrywającą kwiaty Xarabellę po czym podszedł do
niej i odpowiedział na wcześniejsze pytanie.
- Szczerze? Zgadywałem. Coś kazało mi do ciebie podejść
i sprawdzić czy naprawdę jesteś aniołem czy nie. - Powiedział
i zerwał kilka różowych kwiatów, po czym podał je Aniołowi - Proszę
- Dziękuję - Podpowiedziała po czym usiadła z zerwanymi kwiatkami
na trawie. Volbrid Przez chwilę wpatrywał się w jej poczynania po czym
podszedł i ukucną obok.
- Co z nimi będziesz robić? - Zapytał niby od niechcenia
- Mam zamiar upleść wianek - Powiedziała uśmiechając się lekko do niego
- Wianek? - Powtórzył
- Tak wianek.
- A pomogła byś mi jeden zrobić? - Zapytał Volbrid po namyśle.
Xarabella wydawała się być zaskoczona tym o co ją prosił wampir
- Chcesz żeby pomogła ci zrobić wianek? - Zapytała
- Tak. Wiesz jestem Wampirem, co pewnie zauważyłaś już.. - Tu na chwilę
przerwał i gdy kiwnęła głową, kontynuował. - I wątpię by który kolwiek wampir
narażałby się tylko po to by wyjść i robić w dzień wianki a ja nigdy w swoim
115-letnim życiu nie miałem okazji tego robić a ostatnio poznałem pewną
lisice, pół demona. I to chyba było by miłe jakbym jej dał coś co sam zrobiłem
oczywiście z twoją pomocą... - Powiedział i spojrzał na nią..

<Xarabella? Też nie miałam weny więc, ale coś nabazgrałam >

poniedziałek, 19 maja 2014

Od Akai Tori Cd. Trebla Evanders

Dziewczyna była nieco speszona widząc wilczą głowę podłóg człowieczego ciała, ponieważ w jej stronach tępiono rasy, które były upodobnione do zwierząt, dlatego że dla Wyższych była to zniewaga rasy. Mimo swoich odczuć uśmiechnęła się lekko, by nie zdradzać mężczyźnie swojego małego niepokoju. Tori uwielbia, bowiem inne rasy ludzi, gdy była dzieckiem, ot co szkrabem, zawsze odwiedzała staruszkę, która natomiast była elfem. Uwielbiała podziwiać jej długie włosy splecione w warkocz do kolan. Nauczyła się od niej podstaw zielarstwa, za co jest jej okropnie wdzięczna. Zaprzyjaźniony Demon z wioski graniczącej z wioską Akai Tori, nauczył ją walczyć, a młody wampir był jej bliskim przyjacielem. Darzyła wszystkie rasy należytym szacunkiem, jednak jej opinia na temat zwierzoczłeków była zgorszona, przez tradycje osady.
Trebla założył po chwili swój kaptur, po czym ponownie, tym razem z anielicą u boku, ruszył przed siebie.
- Tak właściwie dokąd panienka zmierza ? - zapytał po chwili, spoglądając na dziewczynę.
Ta przez chwilę zastanawiała się co odpowiedzieć, że zmierza do suchego miejsca, czy może do karczmy. Momentalnie ważyła słowa, które miała wypowiedzieć.
- Gdzieś, gdzie mogłabym się schronić przed tą ulewą, mogłaby być to choćby jaskinia ... - odparła po namyśle.
Kosmyki jej różowych włosów znów opadły na jej twarzyczkę. Odgarnąwszy je, anielica spostrzegła jak daleko odmaszerowała od miasta. Czy ona ma aż taką złą orientację w terenie ? Czy to może jednak wina deszcze, który ograniczał pole widzenia.
Błyskawice ponownie przecięły niebo, Tori poczuła dreszcz chłodu, przelatujący przez całe jej ciało. Przyspieszyła nieco kroku.
- Przydałby się kominek z niekończącym się dużym płomieniem i ciepły koc. To chyba wszystko czego na tą chwilę nam potrzeba... - zachichotała cicho.
< Trebla ? ^^ >

sobota, 17 maja 2014

Witamy wszystkich !!!



Mamy niezmierną przyjemność poinformować was, że od niedawna wystartowało tylko specjalnie dla was forum SoC !!!!
Tak nie przesłyszeliście się, wasze osobiste Forum Souls of Chaos już jest. 
Jeśli jesteście ciekawi jak ono wygląda i co sie w nim znajduję zapraszam na główną stronę forum :


Forum jest w fazie beta. W najbliższym terminie może ono ulec lekkim bądź bardziej drastycznym zmianom.

Z pozdrowieniami

Administratorzy SoC
Adninistrator Forum SoC  

Od Astil Cd. Raphaël S.Ceant

Astil szła ostrożnie, jej każdy krok był przemyślany i ostrożny. Lubiła ciszę, jednak czuła się trochę speszona. Nie wiedziała czy ma coś powiedzieć, a może zrobić. Negatywy mieszkania samotnie w górach, czasami dają się we znaki. Nie, nie była samotna jednak Staruszek nie zaliczał się do zwyczajnych ludzi. On nie miał pojęcia na temat etyki lub kultury. Po chwili, usłyszała głos mężczyzny. Lekko się zaniepokoiła słowami Raphaël'a. Szczególnie gdy w jego tonie, wy haczyła nutkę niepokoju.
-Coś się stało?- zapytała, jednak przez to że długo nic nie mówiła, jej głos stał się lekko wyższy. Odchrząknęła i spojrzała w kierunku mężczyzny.
-Gdzie jesteśmy?- dodała, już bardziej spokojniej.
- W "Przystani u Teodora”- odpowiedział, ona poprawiła włosy które spadały jej na twarz.
-To chyba dobrze, wybacz mi nie znam tych okolic.- na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu.

<Raphaël?>

Trebla Evanders Cd. Trevor


- Widzisz... - zaczął uśmiechając się pod nosem bez powodu. Przez chwilę dobierał odpowiednie słowa. - Powiedzmy, że jestem w okolicy popularny i powszechnie lubiany. - odruchowo spojrzał w kierunku głównej ulicy, niepotrzebnie, bo nic niepokojącego się tam nie działo. Trevor uniósł brew nawet na chwilę nie przestając skrobać nożem w kawałku drewna.
- Władcy pobliskich wiosek i miast chcą mnie do siebie zaprosić, strażnicy biegają za mną jak narwane fanki. To o czymś świadczy. - jego uśmiech stał się jeszcze wyraźniejszy. - Kradło się to i tamto, czasem obrabowało się jakąś bogatą posiadłość... nieraz nagadało w karczmach oszczerstw pod adresem władców. I tak wyszło. - wzruszył ramionami. - Poza tym byłem pośrednio zamieszany w kilka większych afer.
Trevor skinął głową na znak, że zrozumiał.
- Co tam męczysz tak to drewno? - Zwierzoczłek zmrużył oczy, przyglądając się powoli wyłaniającej się z bezkształtnego kawałka drewna figurce.
< Trevor? Nie szkooodzi. :D >

Yourichi CD Heracim Jinate


Yourichi zobaczyła w oczach mężczyzny ni to gniew ...tylko strach.Mężczyna chwycił kamień i się rzucił. Lecz zwinna dziewczyna raptownie uciekła.
-Wampir...-wykrztusił a jego oczy były teraz nasycone gniewem.
-Kolejny sługus,ile was tu jeszcze jest?!-wykrzyknął.
-Czemu jak ktoś jest wampirem to od razu zły!?Może ja nim nigdy nie chciałam zostać?!-Mówiła to a w jej oczach zaczęły napływać łzy.Heracim się ździwił ale nie dawał tego poznać.Ona usiadła na zimnej ziemi i zaczęła opowiadać.
-Nienawidziłam wampirów od kąd pamiętam byli tacy okrutni i żądni krwi.Gdy moi rodzice
zginęli zaopiekowała się mną i moim bratem moja niania.Poszłam kiedyś się przejść,gdy wróciłam,zastałam mojego brata całego we krwi a moja niania się ledwo trzymała
i miała oczy krwisto czerwone.Żyliśmy tak dalej lecz już wiedziałam że jest wampirem.Kiedyś nie chciała myśleć że kiedyś ją opuszczę bo nie jestem wampirem.Zmieniła mnie w niego.Nienawidziłam siebie,bo takie samo stworzenie jak ja zabiło mego brata,już nikt mi nie pozostał.Opuściłam ją,nie mogłam znieść co mi zrobiła.Wiedziała że ja ich nienawidzę,kierowała się własnym dobrem...-mężczyzna słuchając tego spuścił wzrok na ziemię.Dziewczyna szybko znalazła się przy Heracimie.On przestraszywszy się tak bliskiego kontaktu z wampirem odsunął się.
-Nie bój się.-Dziewczyna powiedziała to z uśmiechem na ustach lecz po policzku spływały jej łzy. Mężczyzna jednym palcem otarł jej łzy z policzka co ją trochę ździwiło.Youri urwała jeden ze swoich rękawów i wziąwszy delikatnie krwawiącą rękę Heracima,owinęła by krew się dalej nie sączyła.Nagle usłyszeli jakieś szmery.Mężczyzna przyjął pozycje jak by miał już na kogoś skoczyć,a dziewczyna schowała się szybkim ruchem za Heracimem.

<Heruś?>

piątek, 16 maja 2014

Trebla Evanders Cd. Akai Tori

- Uznam, że nic się nie stało. - odparł pozornie obojętnym tonem Trebla. Na jego ramionach wisiała przemoknięta już na wskroś szara peleryna, szeroki kaptur niedbale zarzucony na głowę nie stanowił żadnej ochrony przed wściekle uderzającymi kroplami deszczu. Zdał sobie sprawę, że znów nieświadomie stanął w kałuży. Że też te ludzkie buty były dla niego takie niewygodne! Kiedy jego zziębnięte, oblepione błotem łapy powoli zaczęły odmawiać posłuszeństwa, zrozumiał, że tak naprawdę wiele by w tamtym momencie dał za jakiekolwiek porządniejsze okrycie nóg.
Podniósł tylko wzrok, nie odrzucając nawet kaptura, by móc przyjrzeć się tej nieznajomej. Jego uwagę niemal od razu przykuła para pierzastych skrzydeł. Anioł.
- Pani zmierza do...? - wydukał. Nie miał w tym celu, czuł po prostu, że koniecznie musi z kimś porozmawiać.
- Wracam do miasta, jak widzisz przemokłam już do suchej nitki. - na twarzy Anielicy zatańczył ledwie widoczny uśmiech. Sięgnęła ręką do czoła i odgarnęła mokry kosmyk różowych włosów.
Trebla znienacka gromko się roześmiał.
- Co pana tak śmieszy? - nieznajoma nadzwyczaj prędko spochmurniała, posyłając zwierzoczłekowi nieco surowe i ostrzegawcze spojrzenie.
- Pani mi wybaczy, ale w zaistniałej sytuacji chyba nie powinienem dalej tego ukrywać. - kąciki jego ust uniosły się do góry. Tajemnicza Anielica nie miała jednak okazji tego dostrzec, ponieważ szeroki kaptur skutecznie zakrywał całe oblicze Trebli. - Miasto jest w tamtym kierunku. - uniósł rękę ponad jej ramieniem wskazując orientacyjne położenie celu ich podróży.
- Ja... - zaczęła niepewnie.
- Każdemu się zdarza. - przerwał jej wpół zdania. - A teraz lepiej się pospieszmy, bo złapiemy jeszcze jakieś nieznośne choróbsko. - dodał nieco ciszej, po czym wyprzedził ją i w milczeniu ruszył przed siebie.
- Zaczekaj. - zatrzymała go. Evanders od niechcenia odwrócił głowę. - Akai Tori jestem. Miło by było móc poznać też ciebie, dobry człowieku. - przewróciła lekko oczami. Trebla uśmiechnął się pod nosem.
- Trebla Evanders. Co do tego człowieka... - urwał na chwilę upewniając się, czy dobrze robi. - Raczej nie byłbym tego taki pewien. - Dokończył. Uniósł wzrok i napotkał pytające spojrzenie Tori. Nie ma sensu kryć się ze swoją rasą, mimo, że wielu nie pałało do zwierzoczłeków sympatią. Mocno uchwycił ręką rąbek kaptura, po czym z impetem odrzucił go do tyłu ukazując swoją wilczą głowę.

< Tori? :D >

Od Trevor'a C.D Shany

Wilkołak nie powstrzymał się od śmiechu.
- Nie ręczysz? - Zaśmiał się i wstał z dziewczyny.
- Haha, piętnastoletnia psina z mieczem 'nie ręczy za siebie' - Dodał.
Na twarzy dziewczyny pojawił się grymas. Wstała, otrzepała ubranie i poprawiła włosy.
- Nie boisz się sama chodzić po lesie? Nie martwisz się, że zaatakuje Cię jakiś drapieżnik?

<Shana? Przepraszam, że tak długo>

Od Trevora C.D Trebla Evanders


- Po staram się nie wyróżniać - Mruknął wilkołak pod nosem.
Zwierzoczłek przemierzył go plugawym wzrokiem.
Zapadła niezręczna cisza. Tropiciel wyciągnął scyzoryk i kawałek drewna z kieszeni. Zaczął strugać figurkę. Usiadł na starej i spróchniałej skrzyni.
- Dlaczego?
Wilkołak nie spojrzał na niego ani na chwilkę.
- Ale dlaczego ... Co?
- Dlaczego masz problemy?

<Trebla? Sory, że tak długo D:>

czwartek, 15 maja 2014

Od Katrine do kogoś


Było dość ładnie na dworze. Kto by nie chciał w taki ładny dzień nie iść na spacer? Sęk w tym, że samemu to tak nie za bardzo... Wyszłam z domu wpatrzona w ziemię. Nagle, na ziemi spostrzegłam czyjś cień. Podniosłam głowę. Jestem trochę nieśmiała, więc nawet nie zaczęłam rozmawiać z ,,tajemniczą'' osobą i poleciałam. Usiadłam pod drzewem i pomyślałam, że to była moja jedyna szansa na znalezienie znajomych.
- ,,Dlaczego po prostu nie zagadałaś?!'' - oskarżyłam siebie. Słońce dalej świeciło. Wstałam i znów zobaczyłam TO. Ten sam cień co widziałam wcześniej. ,,Teraz musi się udać''
- Hej... - powiedziałam i od razu odwróciłam głowę by uniknąć kontaktu wzrokowego, bo to bardziej stresuje

<Ktoś dokończy? c: >

środa, 14 maja 2014

Od Akai Tori Cd. Raphaël S.Ceant

Gburowaty, arogancki i zwyczajnie zadufany w sobie - te cechy rzucały się w oczy Akai, po krótkiej wymianie zdań z Raphaëm. Blondyn po prostu tylko wyglądał na sympatycznego, niestety pozory mylą. Dziewczyna podniosłszy się powoli i z cichym jękiem bólu, podparła się o drzewo. Przez pewien czas ważyła słowa jakie ma wypowiedzieć. Czuła, że mimo wszystko powinna zastanowić się co chce powiedzieć, ponieważ wszystko mogło odwrócić się przeciwko niej. Anielica jest niemal zawsze uśmiechnięta i nie ma w zwyczaju takowego, nie miłego zachowania kierowanego do ludzi, których widzi pierwszy raz. To, w blondynie nieco ją odepchnęło. Jednak mimo swojego uśmiechu, uprzejmości, Akai często zachowuje się jak lustro, jak tylko ktoś zachowuje się dla niej, ona zachowuje się identycznie dla niego. Pomimo braku sił podeszła do chłopaka i kładąc dłoń na jego ramieniu odwróciła go na wpół do siebie.
- Przepraszam ? - odezwała się sarkastycznie - Posłuchaj, nie wiem kim jesteś, ale na pewno nikim ważniejszym niż ja, bym musiała być potulna jak wróbel. Na to nie licz blondasku. - to mówiąc zakręciła palcem kosmyk jego włosów w loczek, następnie przesunęła dłoń na jego policzek.
- No to myślę mamy ustalone. Nie lubię być traktowana jak popychadło. - powiedziała nieco bardziej stalowo.

< Raphaël ? >

wtorek, 13 maja 2014

Od Raphaël S.Ceant Cd. Akai Tori

Zbadał ją wzrokiem tak jakby chciał jej przekazać ,że sięgrubo myli.Mógł jej oczywiście prosto z mostu zaprzeczyć ,lecz to by było zbyt banalne jak na jego postawe.Wydawać się mogło ,iż bez wahania urazić by mógł każdego. Raph nie jest postacią rozrywkową ,ani broń Boże miłą , co więcej jak by chciał mógłby wsadzić za kraty swojego najlepszego przyjaciela Handresa pod wpływem egoistycznych humorów.Jego zasadniczym hobby,a nawet już fobią jest pogrążanie innych nie tylko przed sądem,a także w życiu.Właśnie z tego czerpie jedyną ,największą radość.Raph jest bardzo skomplikowanym człowiekiem ,chyba najbardziej perfidnym na ścieżkach imperyjskich,który nieubłaganie dąży do wyznaczonego celu.Możliwe że i tym razem anielica miała pecha iż pomyliła się do natarczywej osobistości blondasa.
-Wiesz mi lub nie ,ale twoje zachowanie jest dość niedojrzałe w stosunku do mnie ,włączając ,że nie dasz rady sobie poszybować bez jakiejkolwiek pomocy.- nie zwracając uwagi na dziewczę dodał
-Bywaj - skierował się w przeciwną strone wobec dziewczyny.

<Akai Tori>

Od Akai Tori do kogoś


Krople deszczu spadały z nieba równymi falami. Ulewa niczym z bajek. Co jakiś czas błyskawice przecinały niebo. Podobnież nie można być w pobliżu drzew podczas burzy. Mimo takiej wiedzy Tori nie zbyt się tym przejmowała, wręcz zwyczajnie siedziała sobie na drzewie oglądając całe zjawisko. Na sobie miała jeszcze czarny płaszcz wiązany pod szyją z obszernym kapturem. Pomimo tego, nad głową rozpościerała swoje skrzydła. Z uśmiechem obserwowała wojny rozbłysków, bowiem Anielica uwielbiała taką pogodę jak ta. Na dole, na trawie tworzyły się kałuże, które z każdą chwilą przybierały rozmiaru. Przemoczona już niemal do suchej nitki, podniosła się i zamachnąwszy się skrzydłami, uniosła się nad koronami drzew. Deszcz był jednak tak silny, że dziewczyna musiała zejść na ziemię. Grzmoty i błyskawice nasilały się co chwilę. Pole zasięgu wzroku przez deszcz było małe, prawie żadne.  Akai Tori postanowiła instynktownie pokierować się do karczmy, by tam trochę się osuszyć. Nie było to jednak takie proste, co parę chwil wchodziła w głęboką kałużę mocząc nogi prawie do kolan.  Ale mimo wszystko dziewczyna kocha wodę, więc szła dalej z uśmiechem. Jej różowe włosy mokre, opadały jej na twarz z każdym mocniejszym tchnieniem wiatru. Dziewiętnastolatka nie raz wpadła po drodze na drzewo pod nosem przy tym klnąc. Po jeszcze kilku minutach marszu rozejrzawszy się, spostrzegła, że jej orientacja w terenie jest nijaka. Najnormalniej w świecie pomyliła drogę, jednak nie ma się co jej dziwić w takim zasięgu wzroku… Westchnęła pod nosem i pomyślała, że zawrócenie nie ma najmniejszego sensu, dlategóż ruszyła dalej przed siebie.

Nagle wpadła na kogoś, bardzo możliwe, że gdyby jej humor był taki, a nie inny zwyczajnie ominęłaby osobę i poszła dalej. Jednakże w tym momencie zatrzymała się w odległości kilku kroków, po uderzeniu w człowieka.
- Wybacz. Nie dostrzegłam cię. – starała się przekrzyczeć deszcz.

<Więc, ten no .. Chętny do konwersacji z aniołkiem ? .o. >

Od Miran cd. Grona

-Doskonale wiem o czym Pan mówi-przytaknęła wojownikowi- Jednak dziś nie powinniśmy się smucić. Pańskie zwycięstwo jest jednym z niewielu powodów do świętowania i trzeba to jak najlepiej wykorzystać!
Drow kiwnął głową.
-Najmocniej przepraszam, bym zapomniała się przedstawić. Zwą mnie Miran-dziewczyna ukłoniła się nisko.
Wkrótce podano potrawy i wszyscy zasiedli do ogromnego stołu. Gwar rozmów tylko umilał posiłek, który spożywany był przez większość ludu, (zwłaszcza tego mniej zamożnego) w pośpiechu i z zachłannością. Po chwili wszyscy ucichli, jeden z bardziej wpływowych ludzi zamierzał wznieść toast.
-Za zdrowie zwycięscy Grona!
I na nowo rozbrzmiał gwar licznych rozmów. Niektórzy ludzie odeszli już od stołów i zaczęli tańczyć z rytm spokojnej i stosownej muzyki. Z czasem stół opustoszał i coraz więcej par dołączyła do rozrywki, jaką był taniec. Blondynka stała z boku i przypatrywała się zwinnym parom, które jak motyle wirowały w rytm muzyki.
<Gron?>

Od Miran cd. Camilli


-Niesamowite.-powiedziała do siebie- Skoro smoki składają tu jaja, to również tu się wylęgają?
Cami kiwnęła głową.
-Właściwie to stanie się już niedługo, może z dwa miesiące i już będą latać po całej komnacie. Chodź za mną to pokażę ci najrzadsze rośliny- i pociągnęła blondynkę za sobą
Było ich naprawdę sporo, zaczynając od zwykłych, niepozornych i drobnych roślinek a kończąc na ogromnych i kolorowych jak tęcza. Nimfa z pasją pokazywała kolejne i podawała nazwy, których wcześniej służka nigdy nie słyszała. Nie zdążyły się obejrzeć a minęły ponad trzy godziny.
-Chyba pora jechać do miasta-Cami wstała z klęczek i to samo zrobiła jej towarzyszka.
Wyszły z jaskini, zawołały konie i usadowiły się na ich grzbietach tak ja ostatnio.
-Więc którędy jedziemy?
<Camilla?>

poniedziałek, 12 maja 2014

Od Grona Cd. Miran


          - Oh, jak najbardziej ci dziękuje miła panno. Wie Pani co? Muszę Pani coś powiedzieć: ja to na początku myślałem że umrę, ale nigdy nie można się poddawać i niech Pani to zapamięta. Nawet gdyby Pani umarła cała rodzina, to nie warto się załamywać, tylko przeć przed siebie i żyć chwilą.

Od Astil Cd. Heracim Jinate



          Dziewczyna myślała, że zaraz zetknie się wraz z ziemią. Przygotowywała się i ochroniła głowę, jednak ktoś ją przytrzymał. Lekko oszołomiona wstała na równe nogi i spojrzała w stronę jej wybawcy, jednak przecież przez niego straciła równowagę.
- Tak bardzo dziękuje. - Odpowiedziała.
- Jednak powinieneś bardziej uważać podczas pościgu. - Jej ton był przyjazny, nie chciała go przecież przestraszyć choć czasem używa swego ostrego jak brzytwa tonu.
- Tak proszę mi wybaczyć. - Było słychać w jego głosie skruchę. Dzięki temu Astil nie chciała mu prawić morałów; przecież to też by było nie na miejscu.
Jednak czasami ją korciło by kogoś poprawić, lub poradzić.

- Spokojnie, wieżę że to był wypadek. - Odwróciła się i chciała go opuścić, jednak nie zauważyła progu i się wywróciła. Przeklęła w myślach i wstała na równe nogi, sprawdziła jedynie dłońmi czy jej suknia się nie zniszczyła.
- Czy nic Pani nie jest? - podszedł do niej mężczyzna.
- Nie tylko, ślepiec czasami mają trudno. - zaśmiała się nerwowo. Miała nadzieje że nie spotka się z reakcją współczucia, i skruchy. Jednak najbardziej denerwowała ją litość i chęć pomocy przez takie osoby.

<Heracim?>

Volbrid C.d. Alex


          Gdy Lisica zaczęła płakać Volbrid nie miał pojęcia co zrobić. Nie był zbyt dobrym pocieszycielem oraz nie za bardzo wiedział co ma zrobić. Po chwili namysłu przysuną się do Alex i po prostu ją przytulił. Dziewczyna wpierw spięła się lecz po chwili rozluźniła się i zaczęła się uspokajać.
Po chwili odsunęła się od niego całkiem uspokojona.
- Dzięki - Powiedziała uśmiechając się lekko zarumieniona
- Eee... Taa... Nie ma sprawy. Nie jestem specjalistą od pocieszania więc cieszę się, jeżeli chodź trochę pomogłem...
Przez chwilę miedzy nimi panowała niezręczna cisza, którą Vol postanowił przerwać:
- Więc.. Jeżeli to cię uspokoi... To nie martw się o to ile będziesz, żyć - Powiedział, wykrzywiając
wargi w "coś" co miało być uśmiechem - Jak już wspomniałem lubię dowiadywać się o różnych innych, demona czy takich tam stworzeń. I nie tyle co je poznawać co zbierać o nich informacje. I znam demony starsze ode mnie a nawet od wampira który mnie... Eee.. Zmienił. Nie wiem czy były nieśmiertelne czy po
prostu żyją o wiele dłużej. Ale wątpię byś żyła mniej niż człowiek.- Dodał na koniec i spojrzał na nią...

<Alex? Sorry że tak późno>

Od Camilli Cd Miran


          W końcu doszły do Komnaty jaskini położonej najbliżej powierzchni i przez to najjaśniejszej.Rosła tam normalnie trawa i inne rośliny.Przy strumieniu stały jelenie,sarny i dzikie konie.
-Nie rozumiem. Czemu musiałyśmy nasze konie zostawić,a te tu weszły?-spytała Miran
Cami zaśmiałam się i pokazała towarzyszce olbrzymie wejście po drugiej stronie.
-To tamtędy wchodzą.Ale jaskinia jest tak długa,że sięga do wschodniego pasma gór.Więc nawet konno zajęło by to nam kilka dni.A ten tunel jest tak długi,że z daleka przybywają tu smoki i składają tu jaja.

<Miran?>

Od Camilli Cd Aramut



          Kotołak pokazał Cami kilka gigantycznych kleszczy.Wszystkie były pełne jego krwi.
-Mogę spróbować je wyjąć jeśli byś chciał-zaproponowała nimfa
-O tak,jeśli możesz.
Szybko usiadła obok i zaczęła je wyjmować.Jeden pękł i oblał jej ręce czerwoną mazią,jednak udało się go wyciągnąć.W między czasie zaczął padać deszcz.Razem z Aramutem siedzieli na trawie i rozmawiali.

<Aramut?>

sobota, 10 maja 2014

Od Shany


Shana wędrowałą po lesie. Był to 3 rok jej tułaczki. Szukała miejsca, gdzie wilkołaczka nie była by odrzutkiem na marginesie społeczeństwa. W pewnym momencie poczuła czyjeś myśli. Zaczęła węszyć. Był to... wilkołak. "Może w końcu znajdę spokój?" - pomyślała. Zaraz jednak otrzeźwiała. "To może być wróg!" - instynktownie przyjeła pozycję obronną. Lekko przykucnęła i odrobinę uniosła ręcę.
Z zarośli wyszedł rudowłosy mężczyzna. Jego piękno ją poraziło. Chłopak przygwożdził ją do ziemi.
- Kim jesteś? - warknął
- Shana, panie Łowco-Tropicielu - wycedziła - A teraz ze mnie zejdź, bo za siebie nie ręczę. Nie tylko ty jesteś tu wilkołakiem.
<Trevor?>

Rosalie Cd. Heracim Jinate

 - Tak, już po wszystkim. - mruknęła Rosalie i rozejrzała się. Nie była do końca pewna, czy owe stworzenia zaraz nie wyskoczą i nie rozerwą ich na strzępy. Stali przez pewien czas w milczeniu. Cisza była wręcz nie do zniesienia, jednak żadne nie odważyło się jej przerwać. Rosalie zaczęła iść, a że było bardzo ciemno, Heracim dopiero po zobaczenia jej błyszczących oczu zorientował się, iż ona się oddala. Nagle coś w ciemności pociągnęło dziewczynę za rękę. Szybko ją wyrwała.
- Szybko... - powiedziała do mężczyzny. Zaczęli biec, ale to coś nadal ich goniło. Ros już opadała z sił. Jednak biegli nadal. Dziewczyna w ciemności dostrzegła drewniany domek. Oboje wbiegli do środka i niemal natychmiast Rosalie zabrała się za rozpalania ognia w kominku. Kiedy płomień zabłysnął, w ciemności ujrzeli stado wilków i kilka wilkołaków, które uciekały w nocny mrok.

<Heracim?>

Od Miran cd. Camilli

-Dobrze-odparła blondynka i pożegnała się z siwką.
Tak jak obielała Cami, dotarły w jednym kawałku.
-A co tam właściwie jest?-spytała nimfę po chwili namysłu
-Jak ci powiem, to nie będzie już niespodzianki-mrugnęła porozumiewawczo i ruszyła do jaskini.
Miran powędrowała za nią. W jaskini było dość wilgotno, więc blondynka musiała nieco podwinąć suknię.
-Czy to jaskinia wapienna?-spytała służka swojej towarzyszki.
Nimfa odwróciła się i rozejrzała w koło.
-Raczej tak, a co?
-Wiesz..w jaskiniach wapiennych powinny być stalaktyty..i stalagmity...a tu ich nie ma
-A co to są te skalaty..-Cami troszku plątał się język
-Stalaktyty-poprawiła przyjaźnie- To takie sople wapienne zwisające z sufitu jaskini..a stalagmity wystają od spodu.
-Są dalej, a teraz chodź. Nie mogę się doczekać twojej reakcji.
I ruszyły dalej. Po paru minutach marszu w końcu dało się zobaczyć sople wapienne, o których wspominała Cami.
-Już blisko..-zaczęła tajemniczo i przyspieszyła kroku
Miran zrobiła to samo. Jednak już po chwili obydwie zatrzymały się, im oczom już ukazał się cudowny widok. A był to....
<Camilla?>

Od Akai Tori Cd. Raphaël S.Ceant

W głowie szum i ciemność wkoło. Dziewczyna czuła zmęczenie i ból na całym swoim ciele. Dosyć szybko ocknęła się z omdlenia, może z przestrachu, że nieznajomy może ją zaatakować. Deszcz zmył z twarzy Akai Tori resztki zaschniętej krwi, Anielica wolno otworzyła swoje turkusowe oczy i nieco nieobecnym wzrokiem zerknęła na blondyna nachylającego się nad nią. Zamrugała natarczywie, jak gdyby chcąc przywrócić obraz do normalnej ostrości. Podniosła się nieco na łokciu zdrowej ręki. Dopiero po paru minutach spostrzegła, że deszcz ustał. Z początku dziewczyna nie wiedziała co ma powiedzieć, dlatego otworzywszy usta, prędko je zamknęła. Zerknęła kątem oka na swoje rany na boku jak i ramieniu, nie wyglądały ciekawie tak samo jak i skrzydła.
- Nie jest w porządku, ale dam sobie radę .. - powiedziała cicho, ochryple.
Rozejrzała się nieco wzrokiem po okolicy. Gąszcz traw, barwne kolory, wszystko wyglądało tak przyjemnie. Jednak Akai słynąca ze swojej ostrożności nie chciała mówić sobie " Ta okolica z pewnością jest przyjazna . ". Przecież pozory mylą. Ponownie zerknęła na nieznajomego mężczyznę, który cicho prychnął niemal przewracając oczami.
- Czy coś cię rozbawiło ? - zapytała nieco zdziwiona różowo włosa, opierając się o drzewo sterczące za nią i odgarniając kosmyk włosów z twarzy.

< Raphaël ?>

Od Aramuta cd. Camilla

- To świetnie! Byle nie z piorunami - Powiedział kotołak przykrywając się ogonem
- Boisz się burzy? - Spytała Cami
- I to jeszcze jak! - prawie krzyknął Aramut - W moim poprzednim siedlisku wywołał pożar
- Te chmury nie wyglądają na burzowe
- To dobrze - Odetchnął kotołak - Chyba bym tego nie przeżył. A co do długowieczności, to chciałbym tak długo żyć... przynajmniej nie bałbym się, że kleszcze mnie zabiją - pokazał grzbiet, na którym było 6 dużych kleszczy - Nawet jako człowiek nie potrafię ich usunąć

<Camilla?>

Od Raphaël S.Ceant Cd. Akai Tori

Grad złocistych strzał wbijał się w zieloną ziemię naznaczoną gęstwinami złotych, zielonkawych, czerwonych, pomarańczowych liści. To słońce naciągało co chwilę cięciwę swojego łuku, by wypuścić swoje promienie w tę zalesioną ziemię. Szczupłe lub grube drzewa o konarach różnorakiej barwy pięły się aż do nieba, choć były również takie, które wolały zostać blisko ziemi. Korony roślin były tak barwne, że każda tęcza wstydziłaby się konkurować z nimi na piękno. Wszyscy aż widzieli promyki słońca, bądź też księżyca, kiedy przebił się przez armie liści na szczytach drzew. Wiązki światła często krystalizowały się i uwidaczniały w powietrzu. Gdy ktokolwiek wszedł w wiązkę światła przepuszczoną przez wielo, wielobarwne liście w gaju wyszedłszy z niej widział na swojej jeszcze przez pewien czas pobłyskujące światełka, które przyjemnie go masowały.
Słoneczny gaj to miejsce, gdzie najczęściej przychodzą medycy, szukając produktów na lekarstwa. Jednakże również artyści szukający inspiracji.

Raphaël S.Ceant rzadko opuszczał miasto. Jednak, najprawdopodobniej w poszukiwaniu odpoczynku przybył tutaj. Było to bowiem miejsce zupełnie inne niż samo brudne i szare Wolinville. Przynajmniej on tak widział to miasto.Tak też blondyn siedzi, oparty o mocny dąb porośnięty złotymi liśćmi. Skrobiąc coś gęsim piórem na kartce papieru kontempluje o pięknie przyrody,

Ceant zauważył coś co tak jakby wypadło z nieba. Zerwał się z miejsca odpoczynku Dyplomata nie miał zwyczaju być miłym dla ludzi ,lecz próbował udzielić pomocy.
-Wszystko w porządku ? -Nachylił się nad nieznajomą.
<Akai?>

Heracim Jinate Cd. Rosalie

Heracim niesiony był adrenaliną której nie mało nabawił się na polu walki na którym jeszcze przed chwilą bytował.Kręciło mu się w głowie. Upadek może nie należał do najgroźniejszych ale i tak mocno przywalił w ziemię. Potarł potylicę aby przekonać się czy nie ma żadnej rany. Na szczęście, nie wyczuł niczego.

W głowie pytania cisnęły się na siebie. Kim oni są? Gdzie się znajdują? Jaki mają cel? Zagadki dwoiły się i troiły, a odpowiedź na jedno tylko zwiększała pulę lęków i obaw Heracima. Nie wiedział które wybrać, otworzył usta.

-Już po wszystkim..?Znów ten sam horror- dodał.
<Ros?>

Rosalie Cd. Heracim

 Rosalie rozejrzała się niepewnie. Nie wiedziała, co zrobić. Heracim też nie wyglądał na opanowanego, w tej akurat chwili. Usłyszała wycie wilka. Po chwili doszły do niego kolejne głosy. Cofnęła się, ale poczuła za sobą jakąś osobę. Odwróciła się, a nad jej głową zabłysło dwoje żółtych oczu. Postać warknęła, a Ros znów się cofnęła, tym razem w drugą stronę. Jednakże były tylko trzy pary oczu. Dziewczyna chwyciła Heracima za rękę i zasłaniając oczy pobiegła. Biegli dość długo. Rosalie odsłoniła sobie oczy nie zwalniając biegu. Spojrzała za siebie, jednak stworzenia zniknęły.

<Heracim?>

piątek, 9 maja 2014

Od Jell Grace Collins



*Ranek, ciepły wiosenny poranek. O dziwo dzis deszczów nie było z rana, więc wiele ludzi powychodziło z chat by porobić zakupy czy też poodpoczywać... Zaspana panna Collins wylegiwała się do godzin późno rannych. A jakież zaskoczenie było gdy się zobaczyło która godzina ! Collins wyrwała się z łoża by uporządkować się i wyjść zrobić zakupy.*

- Ahh ! Znów zaspałam ! Trzeba wziąść się za siebie ! - wrzasneła na cały dom, a jej głos roznosił się po ogrodzie.

*Collins wzieła szybko uporządkowała dom i wyruszyła po zakupy... Na targu był jak zwykle gwar. Wszyscy dziś chcieli coś sprzedać. Wiele ludzi targowało się o drogie przyprawy czy też licytowali. Na szczęście Jell miała jeszcze wystarczająco przypraw. Targ był dziś bardzo ożywiony. Collins kupiła skromny bukiecik kwiatów do wazonu oraz kilka potrzebnych rzeczy. Czyli warzywa, owoce oraz jakieś tańsze przyprawy. Collins wychyliła buźkę do lekkiego wiosennego słoneczka... Przeszła obok stoiskiem z garnkami. Jej uwagę zwrócił mały wazonik z pięknymi ozdobami robionymi ręcznie. Nagle coś przemkneło przed oczami, ze stoiska pospadały wszystkie dzbany. Collins upadła tak jak właścicielka stoiska. Oburzona sprzedawczyni zaczeła krzyczeć w niebogłosy, a Collins myślałą że zaraz jej bębenki w uszach pękną. Wstała, otrzepała suknie po czym popatrzyła na sprawce tego zdarzenia. Był to najprawdopodobniej mężczyzna, który raczej umiał jeździć konno, lecz Collins w to zwątpiła. Jeździec miał na sobie zbroje.

- Może on z zamku ? - pomyślała Collins przyglądając się sprawcy
- Bardzo przepraszam - odpowiedział pomagając zebrać z drogi zepsute dzbany.

*Ze wszystkich dzbanów ocalał tylko jeden. Tylko ten któremu Jell się przyglądała...*

- Kupię go. - rzekła Collins pokazując ocalały dzban.

(Ktoś ?)

Od Camilli Cd Miran

-Nie pewnie,że to mi nie przeszkadza.Ale mam nadzieję,że umiesz na koniu usiedzieć?-spytała Camillia towarzyszkę
-No tak,umiem
Cami znów krzyknęła kilka słów i po chwili z lasu wyłoniły się dwa konie.Czarny i siwy.
-Ty bierz Silver,to ta siwa.Ja pojadę na Sirocco.Po czym wskoczyła na grzbiet swojego konia.Miran chwilę na nią patrzyła.
-Tak bez siodła?-spytała
-No tak,ale nie przejmuj się,są bardzo grzeczne i zrobią wszystko,żeby cię dowieść w jednym kawałku.-powiedziała nimfa,po czym dodała kilka słów i wyjaśniła co znaczą.Miran przećwiczyła je,co było niezbędne do kierowania koniem.Kiedy już obie siedziały na grzbietach,konie ruszyły.Najpierw stępem,a potem kłusem.W końcu galopowały już w głąb lasu.Zatrzymały się przed niewielką jaskinią.
-Konie zostawimy tu,a potem pokaże ci tę jaskinię.Naprawdę godna obejrzenia.Potem wrócimy do miasta fajną trasą i coś wymyślimy.

<Miran?>

Od Miran cd. Camilli

Już po chwili wyruszyły z domu nimfy i kierowały się w stronę lasu.
-Właściwie....to ja jeszcze...nawet nie mam u kogo pracować...-zaczęła niepewnie blondynka
-A czym się trudnisz?-spytała Cami wskazując ścieżkę wśród drzew
Miran zawahała się. Nigdy wcześniej nie wstydziła się swojego zawodu a teraz tu, w nowym mieście wszystko jest możliwe. A chciała zrobić dobre wrażenie na poznanej nimfie
-Ja....jestem służącą-wydukała i wbiła wzrok w krętą, leśną ścieżkę
Camilla nawet nie zdążyła odpowiedzieć, im oczom ukazał się mały, leśny strumyk. Gdyby nie bujno rosnąca trawa i spore kamienia dawno przeciąłby im drogę.
-Pięknie tu!-zawołała z radością blondynka
Nimfa stała chwilkę i przyglądała się reakcji dziewczyny, na prosty przeciętny strumień.
-Jest tu ich dużo w okolicy. Po prostu nie da się tędy spacerować i nie wpaść na jeden z nich.-przyjrzała się jeszcze raz towarzyszce- Chyba rzadko bywasz w lesie, prawda?
Miran pokiwała głową. Wcześniej nie miała na to czasu, wciąż była zapracowana. Ale teraz, gdy nawet nie miała komu jeszcze usługiwać mogła sobie na takie zwiedzanie pozwolić.
-Mogłabyś pokazać mi więcej takich miejsc? Oczywiście jeżeli nie sprawi ci to kłopotu...
<Camilla?>

Od Jell

 Jell była zaskoczona tym o co prosiła ją kobieta. Wiedziała gdzie trzeba szukać poszczególnych składników, i jak trudne było ich znalezienie.

- Wiele wymagasz. Te zioła są bardzo rzadkie i trudne do zdobycia. Pył z pręcików kwiatu Caeli hmm... - zastanowiła się

Nastała cisza. Jell rozmyślała gdzie ostatnio napotkała te kwiaty. Lecz było to bardzo dawno.

- Masz ochotę na małą wyprawę ? - zapytała się kobiety

Na twarzy Howe pojawił się uśmiech. Było wyraźnie widać, że lubi wyprawy. W szczególności niebezpieczne...

- A dokąd wyprawa będzie ? - zapytała
- Do Lasu Cieni. - powiedziała Jell.
- A dokładnie kiedy wyruszamy ?
- Jutro, z samego rana, tu w tym miejscu. Myślę że masz jakiś wtedy wolny czas... - rzekła Jell
- Mam wolny czas. Więc do jutrzejszego poranka. - powiedziała
- Do widzenia. - odpowiedziała

Z daleka kobieta zauważyła na osobnika płci męskiej, który przyglądał się zajściu. Lecz nic z tego sobie nie zrobiła. Wróciła do chatki po czym poszła spać budząc się przez czwartą rano, by móc się przyszykować.

- Ranek... Dziś wyprawa - westchnęła szeptem

Jell poszła na umówione miejsce. Panna Susanne była już na miejscu.

- Witam. - powiedziała Jell
- Witam. - odpowiedziała tak samo dając iż by to było jakaś ważna rozmowa w sprawie życia i śmierci.

Jell kątem oka znów zauważyła osobnika. Lecz po chwili uciekł.

- Wyruszamy ? - zapytała Howe
- Tak. Idziemy na północ.

Szły już ponad trzy godziny. Słońce leniwie wstawało już o wiele wcześniej, lecz kobiety zauważyły je gdy zwykły las się skończył.
Nagle coś lub ktoś dotknęło ramion obu kobiet, strasząc je. Kobiety obróciły się i zauważyły wysokiego mężczyznę o kruczoczarnych włosach, który jakby nie wiedzieć śledził ich.

- Wyprawa, czy jednak wycieczka ? - zapytał
- Wyprawa. - odpowiedziała Susanne Howe
- To z pewnością nie zaszkodzi, żę wam po towarzysze. - rzekł
- Nie potrzeba. - odpowiedziała Collins ruszając w drogę
- Ale może iść. Razem raźniej. - rzekła Howe
- Idziemy ! - powiedział nieznajomy mężczyzna wyprzedzając kobiety.

W czasie drogi Collins i Howe dowiedziały się od mężczyzny rzeczy takich jak iż mężczyzna zwie się Heracim Jinate. Ma pseudomin Czarny. Więcej nie chciał zdradzić.

- Chwila odpoczynku ? Widać, że wymiękacie. - powiedział pół żartem
- Wcale nie - zaprotestowały kobiety

(Susanne Howe, Heracim Jinate, ktoś inny ? )

Od Camilli Cd Miran

-Nie dobra,wszyscy by tak zrobili na moim miejscu-Cami zarumieniła się.-No dobrze,ale skoro już się poznałyśmy i wogóle to może zechciałabyś przejść się do lasu,albo do wioski.No wiesz trochę nudno tak tu siedzieć.
-Skoro nalegasz.-Miran uśmiechnęła się do Camilli-To może chodźmy do lasu...
-Spoko.-nimfa wytarła ręce i odłożyła pozostałe zielę do słoika.-Jeszcze nie zaczęłam pracować więc mamy dużo wolnego czasu-powiedziała nimfa schodząc do piwnicy.

<Miran?>

Heracim Jinate Cd. Rosalie

Heracim oczywiście dostrzegł jej wzrok wbity w ciemność... Zrozumiał, że jej amulet oznajmił przybycie nowej osoby. Poszedł za jej wzrokiem i wytężył wszystkie zmysły. Jeszcze zanim postać wyłoniła się z ciemności poczuł charakterystyczny zapach wilkołaków i wampirów. Nie dał po sobie poznać żadnej niechęci.
Czyż bowiem wampiry nie były wybrańcami eliminującymi ludzi? Zostaje w takim razie pytanie: czym są wilkołaki? Wręcz stworzone by eliminować wampiry... Jednak z biegiem czasu zrozumiał to od zupełnie innej strony. Wilkołaki przecież również atakowały ludzi, a wojna pomiędzy nimi wampirami miała raczej powody polityczne.
Teraz więc nie darzył wilkołaków żadnymi negatywnymi uczuciami, chociaż było tak w przeszłości.
Wpatrywała się w niego z uprzejmym zainteresowaniem. Uśmiechnęła się lekko wiedząc ,że za chwile może popłynąć krew. Heracim miał przeczucie ,że są otoczeni krwawymi bestiami .. to była chyba pułapka.

<Ros?>

Heracim Jinate Cd. Astil

~Sporych rozmiarów fontanna była umieszczona na środku placu nieopodal głównego rynku. Miała w sobie elementy kryształu, a fakt, że była podświetlana magicznym światłem, tylko dodawała jej uroku. Odblaski odbijały się od kryształowych elementów i padały na taflę wody. Kamienne posągi przedstawiające ryby, ludzi, centaury i elfy, ustawione w samym środku fontanny, były jednocześnie źródłem wypływających strumieni wody.~

* * *

Heracim nadbiegł do tego miejsca, gdy tylko czyczuł obecność wampira. Jak jego wilczy brania czuł niechęć do tych istot. Choć wojna między wilkołakami, a wampirami dawno minęła, dawne uprzedzenia pozostały. Heracim jednak nie utożsamiał się z wilkołakami. To bowiem oni zabili drudów, którzy starali się trzymać Las Cieni w naturalnym porządku.

W istnym gniewnym biegu przez nieuwagę otarł się o dziewcznę.. która zachwiała się na swoich kruchych nogach. Ledwie zdążył ją przytrzymać.

-Wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony i zdyszany.

<Astil>

Od Raphaël S.Ceant Cd. Astil

-Jeśli trzeba, dobrze.. -skinął delikatnie głową i oznajmił. Jego tonacja głosu gwałtownie się zmieniła. Wypowiedzi brnące z jego ust były niemal delikatne i spokojne ,tak jakby nie mogłby urazić duszy kobiety.Ogólnie postawa blondyna dametrialnie się zmieniła w drodze do miasta. Jednak Raph minął jedną z ścieżek i zgubił trop co się mu rzadko zdarza. W ciszy i milczeniu wylądowali ..

Z zewnątrz zwykła, nieco obskurna kamienica z czerwonej cegły o wielkich mosiężnych drzwiach, których jedno skrzydło jest wiecznie rozchylone, zaś we wewnątrz - karczma w której prócz miodu i luźnej atmosfery można było doświadczyć rozrywki od strony różnej masy błaznów, muzyków, tancerzy bądź innych ludzi zabawiających gości na obszernym podeście znajdującym się w głębi pomieszczenia. Oczywiście ci o słabszych głowach lub bardziej zmęczeni mogli korzystać również z noclegowni, która obejmowała wyższe kondygnacje budynku. Ceny noclegu były tu wyjątkowo niskie ze względu na obskurne łóżka oraz hałas zabawy, muzyki i śmiechu niosącego się z parteru, czyli głównego pomieszczenia karczmy, przez cały boski dzień.
Sala główna była obszerna i zajmowała cały parter. Nie była dzielona ścianami czy coś w tym stylu. Było to jedno wielkie pomieszczenie o wysokim suficie, który był podtrzymywany przez filary ciągnące się równolegle przez całą długość, jak i szerokość. Po prawej stronie od wejścia można było uświadczyć długi blat za którym prócz kilku rosłych chłopów rozdających alkohol jakości adekwatnej do ceny, można było dostrzec drzwi zza których rzędami wychodziły kobiety niosące półmiski i inne dyrdymały do stołów które były rozstawiane po lewej i w głębi pomieszczenia, tuz przed sceną, tak, że na samym środku znajdowała się pusta przestrzeń gdzie ludzie mogli tańczyć, łatwiej się przemieszczać, podpierać kolumny czy po prostu zgonować ze świadomością, że może nie zostaną zanadto po rozdeptywani.

Raph razem z czarnowłosą zatrzymali się sześć kroków przed wejściem do „Przystani u Teodora”.
-Niestety.. mam złą wiadomość -przełknął głośno

<Czekam>
Elajcha zatrzymała się sześć kroków przed wejściem do „Przystani u Teodora” i pokłoniła się służebnie dłonią wskazując wejście do przybytku, po czym nieco teatralnie zasugerowała, iż: 
-Oto jesteśmy na miejscu ma pani. Oprowadzić jaśnie panią po wnętrzu? – Oferując swoje ramię, niczym mężczyzna damie. Wszystko to wskazywało na to, że kobieta dobrze się bawiła żartując sobie ciągle ze wcześniejszej sytuacji gdy to Adela grała jaśnie wielmożną szlachciankę i jakoś tak nie wiedzieć czemu spodobał jej się ten motyw i żartobliwie go kontynuowała. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że dla Adeli mogło to nie być wcale śmieszne, no ale…trudno. 
W każdym bądź razie czy też Adela wzięła ją pod ramie czy nie, Elajcha przeszła przez uchylone skrzydło do wnętrza budynku. To właśnie przez nie wydobywał się gwar rozmów, śmiechu, muzyki, zapach jedzenia, trunków, lecz również jedzenia i gryzącego nozdrza dymu. Wszystko to zachęcało, bądź zniechęcało ewentualnych przybyszów czy też tubylców do zawitania w progach Teodora i jeśli Adela się przemogła i weszła ujrzała scenę rodem z wielkiej karczmy. Piący, jedzący, spici, trzeźwi, tańczący, myślący, że umieją tańczyć, kantujący w karty oraz awanturujący, jak również potulni ludzie mogli jej się rzucić w oczy w tym pomieszczeniu. Wszystko wymieszane w jedną zbitą biesiadującą masę. Od wejścia widać było również podest w głębi pomieszczenia, na którym właśnie były odgrywane jakieś rodzajowe scenki. Zabawne, rodzajowe scenki, które kreowała para młodych mężczyzn robiących sobie wyreżyserowane psikusy na scenie, które bawiły publiczność…

Od Elanti Kúrumi Cd. Suzaku Michiki,Raphaël S.Ceant

Królowa weszła do wypełnionej po brzegi i głuchej od ciszy Sali Tronowej. Krok w krok za nią szła Satine. Naprawdę wyglądały jak siostry. Z tym, że ta druga była brzydsza od Elanti. Nic dziwnego. Pokojówka była człowiekiem.
Kiedy Elanti zasiadła na tronie, służka omiotła jej policzki sypkim różem, by władczyni wyglądała bardziej naturalnie. Odebrała też pustą karafkę i wycofała się do izb służby.
Elanti obracała kielich w ręku, mieszając resztę krwi, jaka w nim była. Po wysiłku w sali treningowej musiała jakkolwiek odzyskać siły. Zimna krew nie była może najlepsza, ale gasiła palący pragnienie i tym samym zapewniała bezpieczeństwo interesantom, służbie, gwardzistom...
Poprawiwszy koronę, która lśniła w blasku licznych pochodni, czekała na ewentualnych gości. Jej oba magiczne naszyjniki zdobiły dekolt i przyciągały uwagę. Biła od nich czysta magia, niewidoczna dla zwykłych oczu...

<Ktoś?>

Od Akai Tori

Anielica była na skraju wytrzymania i energii. Wciąż rozpaczliwie rozglądała się wkoło. Lecąc nad koronami drzew i mijając pojedyncze chatki na jakichś wsiach. Jej lewe ramię było niemal rozerwane, dziewczyna tamowała poważne krwawienie prawą dłonią. Mimo to spomiędzy jej palców wyciekała krew, która kolejno strużkami kapała na ziemię. Skrzydła poharatane i w niektórych miejscach pozbawione piór, ruszały się wolno wiodąc Akai przed siebie w powietrzu. Mina różowo włosej mimo wszystko była wciąż stalowa i nie zdradzała żadnych uczuć. Jej włosy zmierzwione, falowały w podrygi wiatru. Z każdą sekundą lot Akai Tori obniżał się z braku jej sił. Poważna rana na boku krwawiła niepojęcie. Całe ubranie dziewczyny było poszarpane i zakrwawione. Na prawym policzku widniała zaschnięta już krew. Niemal każdy zapytałby co do diaska się stało .. Walka z Upadłymi na południu dała się we znaki dziewczynie. Ostra jatka o zwykłe miejsce na nocleg, czy to było fair ? A może oni po prostu szukali zaczepki. Tak było z pewnością.. Teraz uczucia Anielicy wciąż były zmieszane. Jakby nie patrzeć ciągle nie miała dachu nad głową, była poraniona i samotna. Jedynym jej towarzyszem od około godziny w locie był szary ptak, który beztrosko ćwierkał nad jej uchem. Jednakże i on potem się zmył, gdyż na niebo wstąpiły ciemne, burzowe chmury. Nim ktokolwiek spostrzegł z nieba lunął deszcz, który kapiąc na rany dziewczyny ranił ją uderzeniami niczym małe szpileczki wbijające się w ciało. Ni stąd ni zowąd Akai zauważyła pod sobą człowieka, a może kogoś innej rasy .. ? Nie potrafiła rozpoznać jego płci z takiej odległości. Jednak zerkając tak na niego, nie spostrzegła drzewa, które wyciągając nieznośnie i łapczywie swe gałęzie pochłonęło ją. Przemoknięta i wyczerpana dziewczyna nawet nie złożyła swych skrzydeł, lecz owijając się nimi, przyjmowała z cichymi jękami bólu wszystkie ciosy gałęzi przy spadaniu na ziemię. Nagle upadła, tak, to już była ziemia. Z zamkniętymi oczami leżała na twardym podłożu koło drzewa. Skrzydła jej opadły na ziemię, a sama Anielica jakby odetchnęła z ulgą, że jej mięśnie doznały odpoczynku. Otworzyła wolno oczy, jednak mimo to widziała rozmazany obraz. Postać, którą dostrzegała wcześniej z lotu stała nad nią, jakby nieco oniemiała. Świat zdawał się kręcić, a po chwili oczy Akai Tori zamknęły się, a sama ona, straciła przytomność.

< Ktoś ktosiowski ? o3o” >

Od Miran cd. Camilli

Dziewczyna ze zdziwieniem przypatrywała się nimfie. Ta krzyczała w niezrozumiałym dla blondynki języku, kazała się jej nie ruszać i wybiegła z domu. Podczas jej nieobecności służka przyglądała się małej chacie, w której teraz to się znajdowała. Jednak nie minęła chwila, a właścicielka domu wróciła trzymając w ręku ziele. Rozgniotła je i zajęła się kostką Miran. Dziewczyna w obawie zakryła oczy dłońmi. Gdy je otworzyła było już po wszystkim, chociaż właściwie nie miała się czego bać. Spojrzała na zdrową już kostkę, to na nimfę i nie rozumiała do końca co się stało. Nigdy wcześniej nie miała styczności z magicznymi istotami.
-....nikt wcześniej nie udzielił mi pomocy.....tak bezinteresownie...-podniosła głowę by móc przyjrzeć się bliżej wybawicielce-Dziękuję.
W podzięce uniosła kącik swoich ust.
-Jestem Miran.....a ty jak się zwiesz?
<Camilla?>

Od Camilli C.D Miran

-Nie daj spokój.Nie musisz za nic przepraszać-powiedziała lekko Cami,po czym spojrzała na dziewczynę-Nic ci nie jest?-w tym momencie pod dziewczyną ugięły się nogi i upadła na bruk.Camillia,pomogła jej wstać i doprowadziła do swojego domu.Kiedy Miran leżała już na staromodnym łóżku,Cami krzyknęła kilka słów w niezrozumiałym języku,rzuciła do dziewczyny żeby się nie ruszała,po czym wybiegła z salonu i z biegu wskoczyła na czarnego rumaka.Pojechała w głąb lasu.Zerwała zielę,rosnące nad wodą i wróciła do chatynki.Dziewczyna nadal leżała więc nimfa rozgniotła zielę dodała kilka innych wyszeptała kilka słów i przycisnęły dłoń do spuchniętej kostki towarzyszki.

<Miran?>

Od Camilli Cd Aramut

-Też nieźle.Ja czasem myślę,że długowieczność jest straszna.Błąkałam się 40 lat.Teraz jeszcze długo pożyję,a nie wiadomo co może się wydarzyć.Zresztą zabić mnie też trudno.No ale dobrze.A co do twojego futra i gorąca.Za jakieś piętnaście minut spadnie deszcz.Już teraz się chmurzy,widzisz?-spytała Camillia

<Aramut?>

Od Miran cd. Grona

Tak więc przyjechał, legendarny wojownik i stoczył walkę, którą bezkonkurencyjnie wygrał. Dziewczynie udało się dostać na trybuny, jednak niewiele widziała. Dopiero kiedy ogłoszono koniec zobaczyła ów bohatera tej walki. W jego oczach widać było radość z wygranej i przepełniającą go dumę. Nie jedna panna rzucała mu chustę i wzdychała na jego widok. Urządzono wielkie przyjęcie na jego cześć, na którym pojawiało się z każdą minutą coraz więcej gości. Blondynka prześlizgnęła się tam, by przyjrzeć się bliżej, owemu zwycięscy. Był dobrze zbudowany, o niezwykle błękitnych oczach i długich, czarnych jak noc włosach spływających mu na ramiona. Gdy na chwilę pozostał sam, podeszła niepewnie do niego i ukłoniła się.
-Panie, nigdy nie widziałam godniejszej walki od twojej. Proszę przyjąć wyrazy mojego uznania..
<Gron?>

czwartek, 8 maja 2014

Od Grona : Bitwa o honor kraju



Pewnego dnia dostałem list od królestwa, w którym było napisane żebym natychmiast zjawił się u królowej.
Więc w te pędy wsiadłem na mego rumaka. I pędziłem przez wsie i miasteczka nigdzie nie zatrzymując się. Gdy docierałem do zamku słyszałem że, tak jak by odbywał się tam karnawał. Wrota do zamku otworzyły się i zobaczyłem że, wszyscy sie swietnie bawią. Gdy spotkełem się z królową powiedziala mi ona że, zostałem tu przysłany po to by bronić chonoru swego kraju.Ja troche zdenerwowany tym że moge zginąć na oczach tysięcy ludzi i przy okazji upokorzyć swój kraj.Z dziwnym wyrazem twarzy ubrałem swą zwroję z czarnej stali i zmotywowany tym że tysiace ludzi bedzie czekać na moje zwycięstwo, wyszedłem na arenę. Po pięciu minutach wyszedł mój przeciwnik o dwie głowy większy odemnie (stałem w tym czasie wryty jak sciana). Nagle usłyszalem dzwon oznaczający początek bitwy. Przeciwnik miał tarczę i miecz jednoręczy a ja dwuręczny miecz długi na 1,5 metra. Postanowiłem go obejść od tyłu, lecz przeciwnik wpadł na ten sam pomysł, więc zatakowałem go onwybronił się kontratakiem  lecz zdążyłem odskoczyć i mocno zranić go w nogi. przeciwnik kulał lecz nie tracił wiary że, ze mną wygra. Wbiłem mu miecz w stope i kopnełem go w krocze i przeciwnik sie skulił więc miałem czas na odcięcie mu głowy. Lecz przed tym powaliłem go całkowicie na brzuch i wbiłem mu miecz w plecy i potem odciąłem mu głowę. Wszyscy wiwatowali na moją cześć. I odbyło sie huczne wesele na moją cześć. Tak sie zakończyła walka o chonor mego kraju.
<Ktoś?>


Od Miran

Młoda blondynka bezcelowo krążyła po ulicach miasta. Przypatrywała się wszystkiemu dookoła, nie mogła się napatrzeć na rzędy domów ustawionych równo koło siebie. Był w nich pewien rodzaju urok, na który tylko nieliczni zwracają uwagę. Służka była jedną z nich. Chcąc nie chcąc ruszyła w stronę rynku głównego, to tam mimo pochmurnego dnia przebywała większość mieszkańców. Dziewczyna aż oniemiała pod wrażeniem ogromu tego miejsca, i wpadła w tłum który to pociągnął ją za sobą. Próbowała wydostać się z niego, jednak bez skutku. Przystała na chwilkę, ale od razu wpadła na nią pewna postać i wraz w dziewczyną upadła na wybrukowaną ulicę. Blondynka chwiejnie podniosła się z ziemi.
-Najmocniej przepraszam...to wyłącznie moja wina, czy mogę w jakiś sposób odpłacić za wyrządzone szkody....-ukłoniła się nisko, a boląca kostka dała o sobie znać, przez co z trudem utrzymywała równowagę
-Chociaż... nie jestem pewna czy będę w stanie, moje skandaliczne zachowanie jest karygodne......-właśnie w tej chwili straciła równowagę...
<Ktoś?>

Od Aramuta cd. Camilli


- Pewnie - Odpowiedział - Zawsze w czasie nowiu zamieniam się w kotołaka na cały dzień. Właśnie dziś jest nów, przez co nie mogę zmienić się w człowieka. Nienawidzę gorąca, gdyż wtedy strasznie się pocę i jest mi dwa razy goręcej niż tobie. Uwielbiam za to śnieg, mogę biegać po nim całymi dniami. To chyba tyle, co mogę o sobie powiedzieć.
- A ile masz lat? - Spytała Cami
- Z 17 będzie, a ty?
- Młody jesteś, ja mam 99 lat
- Jak można żyć mając tyle lat? - Spytał zaskoczony kotołak
- Wiesz... nimfy żyją ogólnie dłużej, mają inaczej liczone lata - Wyjaśniła nimfa
- Ty to masz fajnie, ja pożyję bez chorób najwyżej 100... - rozmyślił się Aramut

<Camilla?

Rosalie Cd. Heracim Jinate

Rosalie otarła oczy z błota. W tym samym momencie zrobił to Heracim. Dziewczyna szybko wstała, a mężczyzna zrobił to samo.
- Nie ruszaj się przez chwilę. - mruknęła i zaczęła szeptać niezrozumiałe słowa. Po chwili całe błoto spadło z ich ubrań niczym kamień.
- Co to było? - spytał zdezorientowany Her
- Nieważne - warknęła Ros i spojrzała w stronę drewnianych domków. Odwróciła się i poszła w drugą stronę. Heracim szedł za nią. Zaczęło się ściemniać. Szli aż do zupełnego zachodu słońca.

<Heracim?>

środa, 7 maja 2014

Od Camilli Cd Aramut

Cami siedziała na małej wysepce na środku jeziora i odpoczywała od codziennego zgiełku.Nagle kątem oka dostrzegła małe stworzenie przemykające przez las.
-Chodź do mnie-zawołała
Kot natychmiast przybiegł,po czym ku jej zdziwieniu,przemówił.Po krótkiej wymianie zdań dowiedziała się,że tajemnicze zwierzę jest kotołakiem.
-Ja jestem Camillia,ale możesz mi mówić Cami.Jestem nimfą wody i w wiosce mam zajmować się zielarstwem.Zawsze fascynowały mnie istoty zmiennokształtne,ale o kotołakach nigdy nie słyszałam.Opowiesz mi coś więcej o sobie?-spytała

<Aramut?>

16. dzień Arathee, rok 1741.

Wieści z Imperium
16. dzień Arathee, rok 1741.

              Tego roku główne obchody bitwy pod Byczym Grodziskiem - zwycięstwa Raan Annon nad opozycjonistami i jednocześnie największego symbolu potęgi rodu Hildegardów - odbyły się w samym sercu cesarstwa: na pałacowym dziedzińcu w Eversat.
Przez cały tydzień, na pamiątkę oblężenia wojsk, na dworze Eldricha Kaspara von Hildegarda gościły dziesiątki najznamienitszych person naszej doby: od władców zaczynając, poprzez naukowców i mężnych wojowników, a na światowej sławy artystach kończąc.
Z zaproszenia skorzystała również Elanti Kúrumi, władczyni naszego rodzimego Souls of Chaos, która zaszczyciła Raan Annon wraz z niewielką świtą strażników.
Nie zabrakło też przedstawicieli innych księstw oraz ościennych państw-miast. Z całego grona koronowanych głów w uroczystościach nie brała udziału jedynie Aine Aisha, elfia księżniczka, co niezaprzeczalnie będzie miało znaczący wpływ na, i tak już widocznie burzliwe, stosunki cesarstwa z Olleendil.
     Wyjątkowym zaskoczeniem była obecność Rötgera Gavrila - osobistego doradcy najmłodszej z rodu Cillianów, królowej Lynette. Jednakże żadne oficjalne wiadomości na temat sytuacji Cytadeli, ani powodu dla którego szlaki handlowe z północnym królestwem były tak długo zamknięte nie zostały podane do publicznej wiadomości… Coraz głośniej słychać szepty, jakoby Ird znów wpadła w szał i spustoszyła Boendrę wraz ze swoją kompanią krwiożerczych bestii. Pojawiają się też tacy, dla których związek między magią Ird, a atakami na Zjednoczone Emiraty jest oczywisty. Pikanterii tego typu plotkom dodaje fakt, że Nieskończona Wiedźma mówi o sobie jako „drugiej z córek Dunstana”. To jednak pozostaje wciąż w sferze knowań i domysłów.
     Niezaprzeczalnym faktem jest natomiast to, że pomimo natłoku zabaw i wystawnych bankietów rocznica bitwy pod Byczym Grodziskiem stała się jednym, wielkim spotkaniem politycznym. Podjęto wiele traktatów międzynarodowych, a także zrekonstruowano niektóre prawa dotyczące, między innymi; rozbudowy szlaku imperialnego, ceł na przejściach granicznych czy uściślenia kalendarium.
                Mimo wyśmienitej atmosfery, obecności tylu ważnych osób i starań gospodarza nie obyło się bez incydentów. Feralnego siódmego dnia obchodów, na trzy godziny przed planowaną egzekucją Mereda Archibalda Vinarda - głowy nieistniejącego już księstwa oraz przywódcy krwawej kampanii przeciwko cesarstwu, grupa opozycjonistów zaatakowała dziedziniec zamkowy, wywołując ogólny przestrach i zamęt. Samobójcza dywersja zwolenników Vinarda zebrała swoje żniwa w postaci śmierci jedenastu cesarskich gwardzistów, czworga cywili, a także zniknięcia ich zniewolonego przywódcy z cesarskich lochów. Według oficjalnych doniesień wszyscy separatyści przypłacili swój nikczemny występek życiem, jednak chodzą też słuchy, że ci, którzy przeżyli w ferworze walki zdołali uciec korzystając z magii samej Fenelli Ivette.
     Eldrich Kaspar von Hildegard oficjalnie przeprosił wszystkich gości i całą winę za tę nieprzyjemną sytuację wziął na swoje barki tłumacząc, że to tylko i wyłącznie jego niedopatrzenie.
Jednocześnie zapowiedział, że szafot w Eversat wciąż czeka na księcia Vinarda. 


Od Aramuta do Camilli

Ten dzień był wyjątkowo upalny, dla Aramuta nie było to zbyt przyjemne. Dziś miał być nów, co oznacza przemianę w kotołaka na cały dzień. Jego futro byłe mokre od potu, dyszał. Nagle usłyszał spokojny, kobiecy głos:
- Chodź do mnie, chodź - zachęcał
Kotołak nie czekał ani chwili - od razu ruszył w tamtą stronę. Głos był coraz głośniejszy, ale Aramut nabierał coraz większej niepewności. A co, jeśli to kłusownicy? Chociaż... wśród kłusowników nie ma kobiet. Kotołakowi zabłyszczały się oczy, gdy dotarł na miejsce. Woda! Bez wahania do niej wskoczył. Na niewielkiej wysepce na środku jeziora siedziała kobieta, chyba nimfa. To najprawdopodobniej ona go wołała. Aramut przypłynął do niej.
- Kim jesteś? - Spytał
Dziewczyna wystraszyła się.
- T-ty mówisz? - spytała
- Tak, jestem Aramut, kotołak - powiedział - A ty?

<Camilla?>
 
Blogger Templates