***
Tej nocy nikt tu nie obozował. Ognisko się nie paliło. Nie było gwaru ani ruchu na trakcie. Wszyscy albo ruszyli dalej przed zmrokiem, albo zatrzymali się gdzieś wcześniej. Raphaël uniknąwszy kłopotów z bandą niezidentyfikowanych rębajłów podjął kolejną próbę spędzenia reszty nocy w chociażby umiarkowanym spokoju. Krzywiąc się lekko z powodu otaczających to miejsce zapachów osób zbyt leniwych by wykopać sobie latrynę w oddaleniu dotarł do resztek ogniska. Wyglądało na to że obozowano tu jakiś czas temu. W pobliżu zostało nawet nieco opałowego drewna. Znużony ponownie zagłębił się w gęstwinę, by przynieść go trochę więcej. Tak jak poprzednio, nie planował rozpalać dużego ognia, jedynie tyle by dawał ciepło i nieco światła. Zajęło mu pół godziny zanim usiadł wreszcie na kocu przy trzaskającym nieśmiało ogniu. Podróżne tobołu leżały obok a on dokładnie sprawdzał zawartość, upewniając się czy wszystko jest na miejscu i czy nic nie wymaga naprawy.
<Zapraszam>
Przechadzając się po centrum wielkiego ścieku, jakim według Kaena było Wolenvain , półdemon zobaczył gmach biblioteki. Nie interesował się zbytnio topografią tego miasta, gdyż za każdym razem odkrywał tylko coraz większy syf, który coraz bardziej go przytłaczał.
-Trzeba by zacząć rozglądać się za jakimś bardziej zachęcającym miejscem niż to miasto.
Powiedział do siebie. Z resztą i tak nic go tu nie trzymało, tak więc na odchodne postanowił poszukać zajęcia w bibliotece.
Szybkim krokiem przeszedł pomiędzy półkami i skinął na bibliotekarkę, która nie zwróciła na niego uwagi. Nie miał pojęcia gdzie ma szukać. Nie miał pojęcia czego szukać.
Obszedł cały parter i pierwsze piętro szukając czegoś dla siebie. Nie znalazł nic ciekawego. Zaraz po wdrapaniu się na następne, już drugie, wziął do ręki księgę o tytule ,, Broń roskvarów z epoki sökkwaberków’’ wzdrygnął się i pobiegł na piętro trzecie.
Ta część biblioteki była niewątpliwie największa. A nawet jeśli nie to zawierała najwięcej dzieł. Większość była poupychana na siłę na pókach, część leżała na ziemi. Jako, że nie miał zamiaru narażać i tak wyniszczonych ksiąg na całkowity rozpad, zaczął szukać czegoś ciekawego spośród porozrzucanych ksiąg i zwojów. Większość tytułów było nieczytelnych, a takimi nie miał zamiaru się zajmować. Litery w środku nie były raczej w lepszym stanie niż te na grzbietach.
Po kilku godzinach takiego buszowania znalazł kilka interesujących go ksiąg. Jako, że nie chciał już dużej siedzieć w zatęchłym pomieszczeniu wybrał tylko jedną z nich, a mianowicie: ,,Niezwykłe Istoty w Leviathanie’’. Resztę niedbale rzucił na jedną z półek i zaczął czytać…
Lektura trwała niecały kwadrans, a cała księga była właściwie przerostem formy nad treścią. Informacje o wielkim mięczaku czy gryfie niewiele go obchodziły, a cała reszta była opisana lakonicznie. Większość kartek zajmowały grafomańskie zdobienia, a litery były wręcz ogromne. Następnie zaczął przeglądać ‘dzieło’ od nowa. Szybko doszedł do bardzo grubej kartki, której gabaryty nie zwróciły wcześniej jego uwagi. Wziął nóż i lekko naciął ją, tak by jej nie uszkodzić, a zobaczyć co jest w środku. Przez lata sklejone strony nie chciały się rozejść, jednak nie stawiały długo oporu wobec ostrego jak żyletka noża.
Hydra…-Pomyślał Kaen. Gdy był mały to coś o niej słyszał, ale do Aldhal niewiele docierało, a jeśli już to mniej niż było tu zapisane. Przeczytał treść bardzo uważnie.
-Las cieni…-Pomyślał-To jakoś na południe o Derin…-Tym razem powiedział do siebie przypominając sobie mapę Leviathana.
Kaen odłożył ‘’Niezwykłe Istoty’’ i zbiegł po schodach biblioteki na parter, wyszedł z elfickiego przybytku, a potem skierował się na południe miasta.
z/t
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz